Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polska liga: słaby poziom, duże pieniądze

Bartosz Zasławski
Bartosz Zasławski
Coraz większy dystans dzieli naszą Ekstraklasę od czołowych lig europejskich. Mimo to strumień pieniędzy płynnie do polskiej piłki szerokim nurtem.

Od 14 lat polski klub nie zakwalifikował się do Ligi Mistrzów. W eliminacjach tegorocznej edycji Ligi Europejskiej żadna z naszych drużyn nie awansowała nawet do ostatniej fazy eliminacji. O stylu gry reprezentacji, która zajmuje 56. miejsce w rankingu FIFA, lepiej nie pisać.

Mogłoby się wydawać, że ten ponury obraz polskiej piłki powinien skutecznie zniechęcać poważnych inwestorów przed łożeniem na nią środków finansowych. Jest wprost przeciwnie. O prawa do transmisji meczów Ekstraklasy biją się wszystkie najpoważniejsze stacje telewizyjne, która są w stanie wyłożyć setki milionów złotych. Rośnie wartość marketingowa zespołów i całej ligi. Właścicielami klubów zostają uznani biznesmeni, którzy nie żałują pieniędzy na transfery, oferując piłkarzom bardzo wysokie kontrakty.

Ta finansowo-futbolowa konstrukcja ma jednak chwiejne fundamenty. Wystarczy, że nie wytrzyma jeden z nich, a runie cała fasada. Przeanalizujmy więc jej poszczególne części składowe:

1. Prawa telewizyjne

Nieprzerwanie od 1995 r. polską ligę można oglądać na antenie Canal Plus. Ostatni przetarg na prawo do pokazywania spotkań Ekstraklasy kosztował tę stację wspólnie z Telekomunikacją Polską ponad 350 mln złotych (na 3 sezony). Te pieniądze są ważnym źródłem dochodów klubów, a w przypadku tych najbiedniejszym są wręcz niezbędnym stabilizatorem ich płynności finansowej. Wysokość kwoty, jaka znajdzie się na ich kontach, jest uzależniona od ilości spotkań danej drużyny transmitowanych na antenie oraz od miejsca w tabeli na zakończenie sezonu. Ponadto, każdy klub otrzymuje pieniądze za sam udział w rozgrywkach. Wg doniesień prasowych, w sezonie 2010/2011 zespoły otrzymają z kasy francuskiej stacji rekordowe 125 mln złotych.

Canal Plus jest stacją komercyjną, której głównym punktem programu są transmisje z najlepszych piłkarskich lig. Nie chcąc stracić znacznej części swoich polskich klientów musi on walczyć za wszelką cenę (dosłownie) o prawa do pokazywania Ekstraklasy. Licytując się z konkurencją, podbija stawkę, zawyżając rynkową wartość nabytego „towaru”. Polska liga znajduje się na 10. miejscu pod względem wartości kontraktu telewizyjnego w przeliczeniu na sezon, wyprzedzając m. in. wyżej notowaną ligę belgijską, której przedstawiciel regularnie gra w Lidze Mistrzów. Pod względem sportowym jesteśmy za to w trzeciej dziesiątce w Europie. Jak wyglądałyby rozgrywki bez pieniędzy z Canalu Plus? Trudno to sobie wyobrazić.

2. Podmiot właścicielski

Klub jest łakomym kąskiem dla osób ze świata biznesu (nawet tych plasujących się na liście stu najbogatszych Polaków). W piłce nożnej dostrzegają duży potencjał i możliwości rozwoju. Strategicznymi sponsorami naszych zespołów są m.in.: koncern medialny, producent kabli telefonicznych, producent sprzętu AGD, dostawca usług informatycznych, firma ubezpieczeniowa i bank z zagranicznym kapitałem oraz firma deweloperska.

W przeszłości wielokrotnie zdarzało się, że prezesi klubów byli zainteresowani szybkim zyskiem osiągniętym przy jak najmniejszych kosztach. Taka strategia po pewnym czasie jednak zniechęcała do dalszych inwestycji. Boisko nie jest rynkiem, a praw biznesu i ekonomii nie można bezpośrednio przenieść do świata piłki nożnej. W jej przypadku decydujący jest nieprzewidywalny czynnik ludzki. Może dziwić fakt, że ludzie pracujący na swój sukces latami, nie wykazują się cierpliwością przy budowie drużyny. Nerwowe zmiany trenerów i żonglowanie składem żadnemu zespołowi nie wychodzą na dobre (co dowodzi przykład Pogoni Szczecin czy Górnika Zabrze).

Dzisiaj wśród piłkarskich bossów coraz powszechniejsza jest świadomość, że segment sportu rządzi się swoimi regułami. Ojcem chrzestnym sukcesu Lecha Poznań, najbardziej medialnej polskiej drużyny ostatnich lat, jest Jacek Rutkowski, właściciel firmy Amica. Markę Lecha budował on krok po kroku, korzystając na rosnącym zainteresowaniu ze strony kibiców. Odpowiednia promocja klubu, utożsamianie go z rodzimym miastem oraz dobre relacje z fanami sprawiły, że przed rozbudową stadion nie był w stanie pomieścić wszystkich zainteresowanych. Do dobrego marketingu wkrótce dołączyły sukcesy sportowe, a przykład Lecha stał się wzorem dla innych.

Mariusz Walter, właściciel koncernu ITI i warszawskiej Legii, rok w rok musi dokładać do działalności klubu. Ani myśli jednak o rezygnacji z tego przedsięwzięcia. Nie zniechęcił go konflikt z kibicami, brak kwalifikacji do europejskich pucharów czy równie kosztowna co nieskuteczna polityka transferowa. Walter myśli o celach długookresowych. Cierpliwie czekał na oddanie do użytku nowego stadionu, który będzie dźwignią marketingową całego klubu. Po wydaniu 10 mln zł na wzmocnienia przed tym sezonem liczy na koronę mistrza Polski i grę na europejskich boiskach. Przy Legii zamierza utworzyć piłkarska akademię, która będzie wychowywać przyszłych zawodników.

Zygmunt Solorz, właściciel telewizji Polsat i InvestBanku, w ubiegłym roku przejął drużynę Śląska Wrocław. Rewolucja w składzie, wielomilionowe transfery? Nic z tych rzeczy. Solorz również oczekuje na otwarcie nowego obiektu, a drużyna ma być budowana stopniowo, bez chaotycznych rotacji w składzie i przewrócenia dotychczasowej działalności klubu do góry nogami.

Postawa tych trzech panów należy jeszcze do rzadkości. Pieniądze oczywiście są niezbędne w budowie klasowej drużyny, ale należy je wydawać w sposób przemyślany, zaczynając od solidnych fundamentów. Efekty rzadko przychodzą od razu, ale warto na nie czekać.
3. Piłkarze

„Dyktatura piłkarzy” – tym sformułowaniem dziennikarz Roman Kołtoń określił kiedyś sytuację zarobkową w polskiej lidze. Prezesi klubów stali się zakładnikami zawodników. Mają oni do wyboru dwa rozwiązania - albo zatrudnimy przyzwoitego (jak na polskie warunki) gracza i damy mu odpowiednią liczbę zer na kontrakcie, albo pozostanie nam sprowadzenie za te pieniądze kilku słabszych. Częściej decydują się na to pierwsze, jednak bywa ono tak samo zawodne jak i drugie.

Przeciętny kopacz piłki, który przychodzi do klubu ze środka tabeli, rozmowy o wysokości swojej płacy zaczyna od stu tysięcy złotych. Wśród najlepiej prosperujących zespołów standardem są już płace sięgające setek tysięcy euro. Zrozumiałym jest fakt, że piłka nożna nie jest zajęciem na całe życie i aspekt finansowy jest bardzo istotny. Z drugiej strony, pożądaną sytuacją byłoby pobieranie wynagrodzenia adekwatnego co do pełnionej roli. Niestety, wysoko opłacani zawodnicy w zdecydowanej większości nie przynoszą spektakularnych korzyści swoim pracodawcom. Jak wyliczyli analitycy firmy Deloitte, polskie kluby przeznaczają na pensje piłkarzy aż 72 proc. swoich dochodów. Dla porównania, statystyczny próg dla lig na Zachodzie wynosi około 60 proc., a wydane pieniądze zwracają się bardzo szybko.

Trudno było dziwić się niektórym szefom klubów, że przez lata importowali piłkarzy z zagranicy. Byli oni równie przeciętni jak ci polscy, ale zadowalali się znacznie mniejszymi kontraktami i nie narzekali notorycznie na „niedocenianie” ich umiejętności.

Za brak racjonalności płacowej w Ekstraklasie niech posłuży przykład Dawida Nowaka. Napastnik GKS-u Bełchatów od rundy wiosennej będzie bronił barw warszawskiej Polonii. W nowym klubie jego zarobki sięgną 380 tys. euro. Przez cztery lata gry w drużynie z Bełchatowa strzelił on 27 bramek, co daje średnią ponad 6 goli na sezon. Dotychczas ten zawodnik rozegrał 7 meczów w reprezentacji (ten termin uwzględnia również kadrę składającą się z zawodników tylko polskiej ligi), głównie z drużynami z niższych półek. W trakcie trwającego jeszcze okna transferowego cieszył się on zainteresowaniem ze strony lepszych sportowo Wisły i Legii, ale astronomiczna gaża od prezesa Wojciechowskiego była najbardziej przekonywującym argumentem. Tym samym na konto Nowaka będzie wpływać większa kwota niż w przypadku byłych królów strzelców naszej ligi - Pawła Brożka czy Roberta Lewandowskiego (z okresu gry w Lechu).

W górę idą również kwoty transferów. I tu kolejny raz należałoby się zastanowić nad sensownością wydawania pieniędzy, które prawdopodobnie się nie zwrócą. Hitem tego lata był transfer Artura Sobiecha do klubu z Konwiktorskiej. Milion euro, jakie na tego zawodnika wyłożył prezes J.W. Construction, dziennikarz „Gazety Wyborczej” Rafał Stec opisał jako „skandaliczne”. Trudno się nie zgodzić z opinią, że były napastnik Ruchu Chorzów to perspektywiczny zawodnik, umiejący się znaleźć pod bramką przeciwnika. Ale on nie rozegrał nawet 50 meczów w Ekstraklasie, nie strzelił nawet 15 bramek, nie mówiąc o doświadczeniu w europejskich pucharach. Za kwotę miliona euro można sprowadzić w miarę solidnych piłkarzy z zagranicy, którzy znają realia futbolu na Zachodzie i wnieśliby nową jakość do polskiej piłki. Przypomnijmy sobie inne transferowe niewypały do naszej ligi - Radovicia do Legii za 800 tys. euro czy Jiraska do Wisły za 600 tys. euro. Czy ci zawodnicy byli warci tych pieniędzy? Absolutnie nie.

Piłka nożna była i będzie najpopularniejszą dyscypliną sportu w Polsce, niezależnie od poziomu ligi czy wyników reprezentacji. Zainteresowanie futbolem będzie systematycznie rosło aż do mistrzostw Europy. A co dalej? Słabnący poziom ligi może zniechęcić stacje telewizyjne do walki o transmisje. Możni prezesi, pozbawieni części dochodów, mogą nie zechcieć sięgać głębiej do kieszeni, również wobec braku sukcesów w europejskich pucharach. Piłkarze dobrowolnie nie zrezygnują z wysokich zarobków, ale będą musieli dostosować swoje oczekiwania do panujących realiów. Ci lepsi znajda sobie pracodawcę za granicą, a w lidze zostaną sami słabeusze. Czy tak wiele dzieli nas od takiej sytuacji? Oby to był tylko hipotetyczny scenariusz.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto