Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polska otwiera turniej mistrzowski w znany sobie sposób - od porażki ze Słowacją 1:2. Wszystko upadło w drobny Mak - dosłownie i w przenośni

Dawid Dobrasz
Dawid Dobrasz
Polska otwiera turniej w znany sobie sposób. Wszystko upadło w drobny Mak
Polska otwiera turniej w znany sobie sposób. Wszystko upadło w drobny Mak Sylvia Dąbrowa
To był mecz wagi najcięższej, w którym znowu polegliśmy. Trzy lata temu zagraliśmy w Rosji fatalny turniej, a momentami wyglądaliśmy, jakbyśmy stąd nie wyjechali i przez ten czas nic się nie zmieniło. Przegrywamy ze Słowacją (1:2) na własne życzenie po juniorskich błędach. Skąd my to znamy?

Paulo Sousa absolutnie zaskoczył jednym nazwiskiem w wyjściowym składzie na Słowację. Mowa o Karolu Linettym, który według "La Gazzetta dello Sport" został wybrany najgorszym transferem Torino i jednym z największych rozczarowań minionego sezonu w Serie A. Szansę od pierwszej minuty dostał na lewej stronie także Maciej Rybus, który w obu sparingach przed turniejem rozegrał tylko 10 minut.

Mateusz Borek po Polska: Słowacja to był najsłabszy rywal w XXI wieku, z jakim przegraliśmy mecz otwarcia:

Przed meczem na papierze skład rozpisany był na blok złożony z czterech defensorów, ale od początku spotkania oglądaliśmy hybrydowe ustawienie, które od pierwszych dni swojej pracy z reprezentacją Polski proponuje Paulo Sousa - a więc trzech środkowych obrońców w fazie ataku i czterech w fazie defensywnej.

Udane wejście w mecz zaliczył Piotr Zieliński, który wziął na siebie ciężar gry. Polacy starali się kontrolować wydarzenia i naciskać na rywala - podobnie jak w pierwszych minutach meczu z Rosją. Z kolei u gości za rozegranie odpowiadał kapitan i legenda słowackiej piłki, a więc Marek Hamsik. To po jego podaniu dobrą okazję miał Onderej Duda, ale piłka zatrzepotała na szczęście na bocznej siatce bramki Szczęsnego.

Czytaj też: Polska otwiera turniej w znany sobie sposób - od porażki ze Słowacją. Wszystko upadło w drobny Mak - dosłownie i w przenośni

Wszystko upadło w drobny mak - dosłownie i w przenośni w 18. minucie. Wtedy przy linii bocznej z Bereszyńskim i Jóźwiakiem zabawił się Robert Mak. Ograł tych dwóch piłkarzy i popędził na naszą bramkę. Były piłkarz Zenitu oddał strzał, a Szczęsny - jak już to bywało w przeszłości w meczach otwarcia - zawiódł. Piłka odbiła się od słupka, a potem od pleców naszego bramkarza i tak padła pierwsza bramka dla Słowaków. Gol idzie na konto Szczęsnego, który odpuścił krótki słupek. Gdyby nie jego interwencja, to futbolówka wyszłaby w boisko, dlatego gol został uznany jako samobójczy. I jak się okazało, to był pierwszy "samobój" bramkarza w historii mistrzostw Europy...

Nasi defensorzy także zachowali się fatalnie w tej sytuacji. Mocniej napierać mógł Jóźwiak, a Bereszyński w tej akcji został ograny jak początkujący zawodnik. Później zresztą ci panowie również mieli mnóstwo problemów na swojej stronie.

Po stracie gola wróciły stare grzechy. Każda ofensywna akcja przechodziła przez... Krychowiaka, a przecież w środku pola było trzech innych pomocników. Graliśmy zdecydowanie za wolno. Nasi piłkarze byli schowani. Nie pokazywali się do gry. Ten, kto u nas miał piłkę, miał problem.

Przed meczem kadrowicze analizowali rywala mówiąc, że ten jest mocny z kontry. Na słowach się skończyło, bo co rusz szybsze wyjście spod bramki skutkowało szybkim przedostaniem się z piłką pod naszą bramkę. Z kolei my przy większości akcji potrzebowaliśmy kilku kontaktów z piłką, żeby dopiero ją opanować. Słowacy mieli mnóstwo miejsca do grania w piłkę. Do tego odpowiedzialnie grali w defensywie. Zostawiali nam mało miejsca i nawzajem się asekurowali.

Zobacz też: Reakcja Lewandowskiego na straconego gola. Nie pozostawił złudzeń...

Do przerwy plan taktyczny naszych rywali działał w 100 proc. My z kolei najlepsi byliśmy w operowaniu piłką na własnej połowie, nie oddając w pierwszej połowie żadnego celnego strzału. Wszystkie działania w naszym wykonaniu były zbyt wolne. Nie potrafiliśmy wyjść z szybką kontrą. Kiedy mieliśmy przewagę, to zwalnialiśmy i staraliśmy się budować akcje od nowa, a rywale ustawiali się już wtedy za linią piłki. Stare grzechy wróciły.

Paulo Sousa musiał wpłynąć na naszych zawodników, bo po przerwie wyglądaliśmy o niebo lepiej. Minęło ledwie 30 sekund i już udało nam się wyrównać. Świetne podanie ze środka pola dał Klich. Dobrze z lewej strony dośrodkował Rybus, a piłkę "wturlał" do bramki Lintetty. Trener zatem miał nosa, dając go do pierwszego składu. Polscy kibice na Gazprom Arenie wtedy znowu uwierzyli. Niewiele później ten sam piłkarz, który po przerwie był ustawiony nieco wyżej - po podobnej akcji, tyle że z prawej strony - mógł dać nam prowadzenie, ale dobrze wybronił to Dubravka. Słowacy słabo weszli w drugą połowę, a my obudziliśmy się ze snu. Na chwilę...

Po nieco godzinie gry znowu sami włożyliśmy sobie kij w szprychy. Drugą, zasłużoną żółtą kartkę za faul w środku pola obejrzał Krychowiak i graliśmy w 10. Kolejny juniorski błąd. Żeby było mało pomocy z naszej strony rywalom, to znowu nie popisaliśmy się przy stałym fragmencie gry i Słowacy zdobyli drugiego gola. Tak samo było z Anglią, czy ostatnio z Islandią. Wiedzieliśmy to przed meczem, a wniosków nie umieliśmy wyciągnąć. Jak się okazało, to był gwóźdź do trumny. Sousa zaczął robić zmiany 15 minut przed końcem, ale one też były zbyt późno i nic nie wniosły. Rozpaczliwie goniliśmy wynik w końcówce, ale Słowacy w defensywie byli stabilni, a nam brakowało szczęścia albo centymetrów jak po strzale Bednarka. Jednym z głównych zadań trenera było także uruchomienie Lewandowskiego. Tego w meczu ze Słowacją nie widzieliśmy w ogóle.

Zatem... rosyjska ziemia nie dla nas. Do Hiszpanii jedziemy grać o wszystko. Skąd my to znamy...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto