Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polska zagra z Anglią. Wyblakły koniec reprezentacji Fornalika

Bartosz Zasławski
Bartosz Zasławski
Przed ostatnią serią meczów eliminacji wiedzieliśmy, że tego pacjenta trzymała przy życiu tylko aparatura. Trwało oczekiwanie na zgon. Jedyne pytanie dotyczyło tego, czy cmentarzem będzie Charków, czy Londyn.

Nie udało się oszukać przeznaczenia chociaż o cztery dni. Tym większa szkoda, że ranga starcia z Anglikami będzie sprowadzona do minimum.

Z naszej perspektywy to mogło być uroczyście zapowiadające się widowisko w postawionej na nowo archikatedrze futbolu. Nominowany do nagrody piłkarza miesiąca Premier League Artur Boruc stanie naprzeciw Wayne'a Rooneya, Daniela Sturridge'a i reszty potrzebujących zwycięstwa Anglików, bo jutro Ukraina dopisze sobie trzy punkty. Boruc, fruwając między słupkami, mógłby zbudować swoją reprezentacyjną legendę. Nie na miarę Jana Tomaszewskiego, rzecz jasna, ale na miarę swoich czasów i tej kadry.

Gdyby podejść do reprezentacji na chłodno, tak jak do sprawozdania finansowego spółki giełdowej, prognoza brzmiałaby: nie kupuj. Reorganizacja - bez efektów. Personel - część rotacji słuszna i uzasadniona, część chaotyczna i trudna do wytłumaczenia. Potencjał wzrostu - niewykorzystany mimo sprzyjających warunków zewnętrznych. Sposób zarządzania - budzący merytoryczne wątpliwości. Zasoby - niewykorzystane. Wynik końcowy - katastrofalny.

Przekładając na język futbolu z większą dbałością o szczegóły: cztery punkty stracone z Czarnogórą, dwa z Mołdawią, powiedzmy trzy z Ukrainą. Eliminacje mistrzostw świata to nie akcja charytatywna, a polska reprezentacja przeprowadziła zrzut darmowych punktów na dużą skalę. Wyciągaliśmy rękę do rywali zamiast pozwolić im powoli tonąć. Ukraina nie istniała do marcowego zwycięstwa w Warszawie. Przereklamowana Czarnogóra dziś zajmowałaby naszą lokatę, gdyby dwukrotnie nie odrobiła strat.

Wotum nieufności

Bramki tracone po niespotykanych błędach. Notorycznie złe drugie połowy. Nieumiejętność odwrócenia losów meczu. Tylko San Marino i Mołdawia na liście dań - tych eliminacji nie można wybronić. Nie było powtarzających się akcji, po których można powiedzieć: tak grała kadra Waldemara Fornalika. Nie wyznaczała żadnego punktu odniesienia, który mógłby służyć jako test przydatności przyszłym reprezentacjom. Selekcjoner nie pozwolił sobie zaufać, choć był wybierany w kontrze do swojego poprzednika.

Z lektury ostatnich wywiadów z Fornalikiem można wyczytać między wierszami, że powoli staje się pogodzony ze swoim losem. Co dalej? Trener z zagranicy dla samej zasady? To chyba za mało. Stevens, Trappatoni, Bilić, Grant, Tardelli, Camacho - pada tyle nazwisk reprezentujących tak różne trenerskie nurty, że nie istnieje dla nich wspólny mianownik. A może jednak Polak? Z Jerzego Engela musiałby przejąć sposób prowadzenia drużyny. Z Pawła Janasa przekonanie o tym, że bez wyraźnego akcentu na ofensywę nigdzie nie zabrniemy (w eliminacjach do niemieckiego mundialu strzeliliśmy 27 bramek, o 10 więcej niż Anglicy, którzy wyprzedzili nas tylko o punkt). Z Leo Beenhakkera z pierwszego etapu jego pracy z kadrą autorytet i posłuch, który przeciętnych piłkarzy wyniósł na poziom im wcześniej niedostępny. Czy komuś się podoba, czy nie, ta branża działa tak, że oprócz tego co się mówi, ważne jest kto mówi i jak mówi.

Istnieje taki kandydat? Są chwile, kiedy trudno zazdrościć Zbigniewowi Bońkowi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto