Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polskie kolędowanie

Redakcja
Przez rok cały czekamy na tę gwiazdę złotą, co wzejdzie nad chmurami, nawet niewidoczna. Co da znak, abyśmy podzielili się opłatkiem i zasiedli do wyjątkowej, ciągle niby takiej samej, ale przecież niepowtarzalnej wieczerzy.

I wspólnie zaspiewali.
"Jest taki dzień, bardzo ciepły, choć grudniowy..." - wystarczy zacytować początkowe słowa popularnej piosenki - kolędy "Czerwonyh Gitar", aby każdy bezbłędnie kojarząc pomyślał: Wigilia, Boże Narodzenie.

Nastroje wigilijnego wieczoru

Choinka, opłatek, wieczerza, wspólne kolędowanie, pasterka - to słowa wytrychy, wyzwalające łańcuchy skojarzeń, lawinę wspomnień z najwcześniejszego dzieciństwie, drżenia serca, a bywa i łzę w oku... Z tęsknoty za tym, co minęło i za tymi, co minęli. Minęli? Przepadli? Chyba nie, skoro ożywają tamci ludzie i tamte chwile, gdy usłyszymy lub sami zaintonujemy kolędę. Na nowo przeżywamy atmosferę wigilijnego wieczoru, tę powszechną ogólnorodzinną krzątaninę. Czujemy zapach nadzienia do pierogów, kapusty z grzybami, czarowną woń zupy grzybowej lub czerwonego barszczu i pieczonej na złoto ryby. Wspominamy prawdziwą, a może tylko udawaną nerwowość mamy, babci czy później teściowej. Pragnących, by w ten dzień proste w gruncie rzeczy potrawy, zyskały nadzwyczajnego smaku, by syciły nie tylko żołądki, ale i serca swym nie tylko naturalnym, ale obyczajowo - obrzędowym charakterem. By na zawsze zapamiętać ich wyjątkowy smak, nie zawsze przecież pieszczący podniebienie, ale właśnie po to... by nie zapomnieć, by pamiętać!

Więc pamiętamy klimat domu rodzinnego w dniu Narodzenia Pana. I nieważne, czyśmy gorliwymi katolikami, czy jako racjonaliści ograniczymy się do uczestnictwa w tradycyjnym obyczaju, traktując go jako święto bardziej rodzinne niż religijne. Nieważne powiadam, kto z jakich powodów pości cały dzień, wygląda pierwszej gwiazdy, dzieli się opłatkiem i śpiewa kolędy. Naprawdę nieważne! Istotne jest to, iż uczestniczy, tu w Polsce, w wielkim narodowym święcie. Święcie intymnym, prywatnym, rozgrywającym się w milionach rodzin, a przecież uświadamianym przez wszystkich i stąd zyskującym wymiar powszechności.

Wigilijne wspólne śpiewanie

Świętom tym towarzyszą nieodmiennie pieśni - kolędy, śpiewane w polskich domostwach od stuleci. Jako sycąca okrasa do postnych, jałowych potraw. Jako strawa napełniająca serca i dusze, łącząca ludzi, bez względu na wiek, pochodzenie, stan majątkowy, wykształcenia i nawet przekonania. Śpiewając: "Pójdźmy wszyscy do stajenki" jesteśmy sobie równi i równie prości, jak ci pasterze, którzy "bieżeli do Betlejem".

To nic, że większość pieśni bożonarodzeniowych, trzyma się upartego schematu. Panienka, szopka, żłób, gwiazda, anieli, pasterze, królowie - mędrcowie, dary, pokłony, chóry z alleluja lub gloria. Nie zważajmy na niekonsekwencje. W jednych piosenkach dziecina płacze, kwili, drży z zimna, niedostatku, głodu. W innych radośnie się śmieje, baraszkuje, wznosi rączęta, by to przytulić grzesznika, to pobłogosławić ojczyznę miłą. Nie zważajmy na pozorne prostactwo wypowiedzi Józefa, to cieszącego się z narodzin przybranego syna, to odganiającego pastuszków, a na ich pytania odpowiadającego półsłówkami.

Teksty kolęd i pastorałek są pełne metaforyki. Często nawet niezrozumiałej, co wynika z wielowiekowego obiegu i narosłych przeinaczeń. Cóż się jednak dziwić zagadkowym konstrukcjom poezji anonimowej lub wykwitom literackiego kunsztu staropolskiego, jeśli największą zagadką jest Bóg - Jezus. Najwyższy a poniżony, ubogi, choć "Pan nad Panami", szafujący bogactwami nadzwyczajnymi, choć jednocześnie przyjmujący ofiary najuboższe: kukiełkę kołacza, masła osypkę, sera opałkę, mleka dzban. Ten co zamienił niebieskie pałace na żłób, mierzwę, jasełka.

Wszystko staje się zrozumiałe, choć nadal jest niepojęte - Milcz rozumie! - jak mówi tekst jednej z pieśni - w świetle dwuistotności Boga.
Kolędowe tradycje

Kolęda. Łacińskie słowo calendae oznaczało niegdyś pierwszy dzień każdego miesiąca. Nazwa ta przylgnęła zwłaszcza do początkowego dnia roku, fetowanego hucznie i wesoło. Festum calendarum był corocznym punktem zwrotnym. Nowy Rok, obchodzony według rzymskiego kalendarza w dniu astronomicznego przełomu zimowego, 24 grudnia, święto przejęte przez dziesiątki narodów najpierw europejskich, potem zamorskich, stało się najważniejszym dniem roku. Dopóki obowiązywał kalendarz gregoriański Nowy Rok, zwany po staropolsku Godami, od godzenia, czyli niejako żenienia się starego, ustępującego roku z nowym, przypadał 13 dni wcześniej.

Ludowe pastorałki

Na tę okoliczność lud przez wielki wypracował sobie wiele pięknych, czasem majestatycznych, niekiedy radosnych pieśni. W erze chrześcijańskiej uległy one transformacji, pod silnym wpływem doktryny kościelnej oraz usiłowań kleru tępiącego pogańskie relikty kulturowe. Ale reminiscencje zostały. Moment, kiedy odradzało się Słońce, chwila narastania nowego, dłuższego dnia, będąca stale ważna, teraz stała się ważniejsza, oznaczając nadejście Jezusa - Zbawcy. Stąd porównywanie Go do gwiazdeczki, słoneczka.

W miejsce kolęd, choć nazwa ta prawdopodobnie w słowiańskiej i polskiej starożytności nie funkcjonowała, ułożyli duchowni pastorałki. Czyli kolędy pobożne, śpiewane w całości albo we fragmentach podczas nabożeństw bożonarodzeniowych. Obok nich funkcjonowały, wzorem ulubionych obecnie przez księży kawałów o księżach, niejako na prawach łagodnej przekory, kolędy ludowe, świeckie pełne humoru. Kolędy tworzyli również najznakomitsi poeci. Wymieńmy tylko Franciszka Karpińskiego, Piotra Skargę, Jana Żabczyca czy Teofila Lenartowicza.
Kolędowanie w zapisach historycznych

Zapotrzebowanie na te pieśni bywało i bywa wielkie. Według Z. Glogera: "W Polsce, gdy przyszły Gody, nie było końca najrozmaitszym zabawom, powinszowaniom, podarkom, przebieraniu się za żydów, cyganów, niedźwiedzi, kozy, tury, chodzenia po domach ze śpiewem kolęd (...). Od Bożego Narodzenia do Trzech króli świętowano wieczory, które dotąd lud w wielu okolicach "świętymi" nazywa. Przez całe te wieczory śpiewano kolędy o narodzeniu Chrystusa Pana, proste, naiwne i piękne".

Zofia Kossak w uroczej opowiadance "Rok polski, Obyczaj i wiara" podaje, a należy ufać jej autorytetowi: "Dzisiaj w okresie Bożego Narodzenia można słyszeć około dwadzieścia kolęd. Miłośnicy pieśni znają ich do sześćdziesięciu, a to jest zaledwie nikła część. Ostatni zbiór kantyczek, usiłujący być kompletnym, wydany w ostatnich dziesiątkach lat minionego wieku, liczył ponad sześćset pozycji! W tym dorobku nagromadzonym wiekami można odróżnić kilka grup. Poważne pieśni kościelne, płody rymopisów dworskich w przesadnym stylu XVIII wieku, gdzie kandory, adamanty, wety, fety i splendory zaciemniają sens każdego zdania; kolędy miejskie, cechowe; na koniec, najliczniejsze, pastorałki niekłamanie ludowe".

Znamienita pisarka myli się jednak, co do pastorałek. Otóż, miano to przynależy wyłącznie kolędom kościelnym. Ludowe kolędy, czego próbki drukujemy, bywały bowiem niekiedy zbyt frywolne, by śpiewać je podczas bożonarodzeniowych nabożeństw. Wiele zresztą tych pieśni ma charakter świecki. Powołajmy się znów na opinię Glogera: "O kolędzie polskiej powiada Tarnowski, że jest ona pieśnią religijną, ale nigdy modlitwą. Nie mówiąc o tych, co mają charakter więcej świecki a nawet humorystyczny i po kościołach nie śpiewają się, chyba przez nadużycie organisty, bo się tam śpiewać nie powinny, najpoważniejsze, najpobożniejsze, które się słyszy zawsze przy uroczystej chwili błogosławieństwa Przenajświętszym Sakramentem, te nawet nie są naprawdę, a przynajmniej nie są całe modlitwami (...)".

Gloger zauważa jeszcze jeden istotny rys polskiej kolędy: "Jej właściwym przymiotem i największym wdziękiem, samą jej istotą, jest ta poufałość naiwna, z jaką mówi się narodzeniu Pana Jezusa i Jego Matce, z jaką nasz świat polski i wiejski przenosi w te odległe wieki i kraje. Ten koloryt lokalny polski nadany scenom betlejemskim, to jest cały wdzięk naiwności kolęd, a poufałość, prostota i rozrzewnienie, z jakim te sceny są opowiadane, to jest ich piękność wyższa i wewnętrzna. Ci pasterze zbudzeni przez aniołów i śpieszący do owej szopy, to są polskie parobki, ta szopa jest taka sama jak każda stajnia przy wiejskiej naszej zagrodzie, i kto by dzieje Nowego testamentu znał tylko z kolęd, ten mógłby myśleć, że Pan Jezus urodził się gdziekolwiek w Polsce, w pierwszej lepszej wsi, bo każda jest podobna jak dwie krople wody do tego Betleem, jakie jest w kolędach".

Współautor artykułu:

  • Barbara Podgórska
od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto