Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Porywczy dominikanin zdradza sympatie biskupów

Marcin Stanowiec
Marcin Stanowiec
Kontestatorski list dominikanina, Ludwika Wiśniewskiego, ogłoszony już chrześcijańskim wikiliksem, miał zdewaluować konserwatywną większość w episkopacie. Tego celu duchowny nie osiągnął, ale udała mu się wiwisekcja jedności wśród biskupów.

Błyskotliwa i przepełniona wiarą w siebie mniejszość uważała, że jej pomysł na polski Kościół jest dużo lepszy, a może jedyny. Dynamiczni i pomysłowi liberałowie, byli przywoływani do porządku przez zachowawczych biskupów i jak to bywa z mniejszością jej reformatorskie zapędy i szczytne zamiary rozbijały się o mur niezrozumienia i niechęci, co wprawiało kościelną lewicę we frustrację. Okazję do jej wyrażenia dał lubelski dominikanin, sąsiad (150 m. do siedziby kurii z klasztoru dominikanów), poczytywanego za nieformalnego guru tego lewego skrzydła, arcybiskupa Józefa Życińskiego.

Metropolicie lubelskiemu nie pierwszy raz zdarza się sprzedać swoje myśli jako cudze. Jest to zdolność nader rzadka, aby ludzie natchnieni przez kogoś mówili całkiem od siebie. Udało się to hierarsze z siostrą Chyrowicz, która odmawiała wiarygodności politycznemu projektowi "non in vitro", a nawet z kardynałem Dziwiszem, który min. pod wpływem Wielkiego Kanclerza KUL parskał na Radio Maryja. Nie ma się więc co dziwić, że jeden z niezależnych, zatem ignorowanych przez KAI, GN i redakcję programów katolickich TVP, intelektualistów (coś więcej niż publicyści) uważa, że "ujawnianie tego typu prywatnej korespondencji i używanie jej jako pałki do bicia nielubianych przez siebie kolegów w Episkopacie" jest nie fair.

Barcikowski: Niezrozumiałe wyznanie

Zanim jednak zreferuję, co wrobiony przez abp. Życińskiego ojciec Ludwik uważa za naganne, pozwolę sobie wytłumaczyć, na czym polega liberalizm w Kościele. Otóż nie ma dla niego uniwersalnej miary. Liberałem jest ktoś w danej przestrzeni (Kościele lokalnym) i czasie (aktualnym) na lewo od prawa. "Konserwny" zaś znajduje się na prawo od lewa. Identycznie jak z kierunkiem na zachód lub wschód. Gdziekolwiek się znajdziemy, mamy jakiś wschód i zachód. Uogólniając: liberał - obojętnie czy nosi biskupią sukmanę, czy garnitur sprzedawany przez butiki sąsiadujące z Wallstreet - ceni wolność ponad miłość, solidarność i więzi społeczne.
Zrobiłem kiedyś zestawienie poglądów wolnościowych i konserwatywnych właściwych Kościołowi w naszej geopolityce. Wyszło na to, że liberalny hierarcha:

- jest (niemal fanatycznym) zwolennikiem Kościoła katakumbowego, który chętnie rezygnuje ze sfery publicznej pod pretekstem ewangelicznego ekskluzywizmu; Kościół zamknięty w wieczerniku ma tam pozostać na zawsze, aż do czasu paruzji,
- zajadle broni Kościół przed wszelkim uprzywilejowaniem,
- sympatyzuje z materialistycznym mesjanizmem, (projektem politycznym, ekonomicznym, kulturowym), dla którego Kościół stanowi przeszkodę jako głos i przestrzeń wolności i prawdy społecznej,
- indywidualne prawa preferuje ponad wspólnymi projektami cywilizacyjnymi i bardziej obdarza współczuciem pary, które chcą mieć dzieci, niż dzieci, które chcą mieć normalnych rodziców, (nie potępia publicznie in vitro z racji odebrania tożsamości dziecku i rozbicia aktu płciowego),
- lekceważy encyklikę społeczną Benedykta XVI i rozrzedza wizję sprawiedliwości społecznej,
– przedstawia ewolucjonizm jako część nauczania papieskiego w opozycji do kreacjonizmu,
- uważa wojnę w Iraku i Afganistanie za sprawiedliwą,
- nie widzi niczego złego w gangsterskiej wersji kapitalizmu aplikowanej Europie wschodniej,
- wykazuje przeczulenie na punkcie Żydów i nieproporcjonalnie naświetla tematy żydowskie lub polsko-żydowskie poddając dialog judaizmu z chrześcijaństwem aberracji (asymetrii).

Czy Kościół może lobbować?

Postać dominikanina żywcem przypomina jezuitę, ojca St. Musiała, który ostentacyjnie eksponował podobną wrażliwość, za wyjątkiem stosunku do wojny. Nie będę zdradzał, którzy z biskupów to liberałowie. Powiem tylko, że autor listu do episkopatu lub autor kontrolowanego przecieku lub biskup – induktor (por. M. Barcikowski) ma rację. Nieważne kto współuczestniczy w tym projekcie myśli i ducha. Ważne że ojciec Wiśniewski nie jest sam. Jestem z nim ja. I nie tylko z nim, bo uważam, że jego adwersarze, do których pije i adresuje swoje przemyślenia, także mają rację. Nikt tu racji nie jest pozbawiony. Więc w czym problem? Schody zaczynają się wtedy, gdy niektórzy z nas sądzą, że TYLKO oni mają rację i nikt inny oraz gdy uważają, że TYLKO ich projekt Kościoła jest doktrynalny, religijny i wystarczająco uduchowiony a pozostałe to czyste politykierstwo.

Paradoks polega na tym, że ojciec Ludwik ostro kontrastując z jednym pomysłem politycznym lub parapolitycznym wchodzi w tło drugiego będąc jednocześnie święcie przekonanym, że jest obiektywny i zachowuje dystans do obu. Krytykując prawicę - świadomie czy nie - komplementuje liberałów i ich system kapitalizmu korporacyjnego. Tak to odgrywa rolę pożytecznego idioty, którym "anonimowe grupy władzy" (Caritas in veritate) stygmatyzują niepokornych. Papież zaś jednoznacznie opowiedział się za prospołeczną gospodarką rynkową. Sympatyzując z liberałami ojciec Ludwik i jego mentor pognębiają sprawiedliwość społeczną, do której bliżej jest biskupom konserwatystom. I jakby nie patrzeć ich zaangażowanie społeczne - drapowane przez podległe korporacjom media w kostium pieniactwa i upartyjnienia - wpisuje się w etos Ewangelii, zawsze skoncentrowanej po stronie słabszych i ubogich, krzywdzonych także systemowo.

Rozbity Kościół, święte frazesy

Współczuciu Wiśniewskiego dla abp Życińskiego, który zapewne dotkliwie odczuwa osaczenie ze strony Benderowców (Ryszard Bender), starych AK-owców, "antymasonów", "wiejskich bab", zaściankowego i nieufnego kleru nie towarzyszy wyrozumiałość wobec krytyki oszukańczego systemu osaczającego i ściskającego nawet takie "zadupie" jak lubelskie. Inna rzecz, że dominikanin nie ma pojęcia o związkach między globalnym a lokalnym, może dlatego ten jego tekst wykorzystany przez głównego reformatora polskiej kościelności, Gazetę Wyborczą, odbieram jako zarozumiały i próżny. Nie odmawiam mu przebłysków rozumu, bo ojciec Ludwik zdaje się sam wahać co do sensu przesłania opublikowanego w najskrajniej laickim medium. Jak to wyraża wspomniany Barcikowski: "Problemem tego listu jest to, że pada tam wiele haseł i pojęć, a przy każdym z nich należałoby pytać autora o definicję. Można konstruktywnie o nim dyskutować, jeżeli będziemy wiedzieli, co autor miał na myśli."
- Ponad 50 proc. duchowieństwa jest "zarażone" ksenofobią - pisze zakonnik. Niestety jego zarzuty, choć są miodem na serce Rapaczyńskiej, Niemczyńskiego i Michnika, mają coś z marszruty Jana Grossa. Rozpoczętej i nigdy nieskończonej. Jak w stosunku do Jana Grossa pada podejrzenie o nieszczerość, o to czy on w ogóle chce coś wyjaśnić z Polakami, tak wobec lubelskich duchownych - kierowane jest przez Barcikowskiego pytanie: czy jest wola wyjaśnienia czegokolwiek? Czy nie są to tępe retoryki niechętne poszukiwaniu a sfiksowane na własnej prawdzie i apriorycznej tezie?
Od tych konfrontacji odbił metropolita Warszawy. - "By zawsze znali drogę do tego miejsca, gdzie Bóg mówi w ciszy" - życzył kardynał Kazimierz Nycz posłom i senatorom. Jakkolwiek, to właśnie jego awans, przyjazd Celestino Migliore oraz objęcie prymasostwa przez abp. Kowalczyka wypłowiały autorytet abp. Głódzia w Watykanie i zakręciły nominacją biskupa polowego, który będzie nosił etykietę rządowego ciołka - to przecież nie można odmówić hierarsze warszawskiemu słuszności. Jakość polskiej polityki zależy od modlitwy polityków. A skoro przy biskupie polowym jestem. Zamieszanie wokół tej nominacji nie jest wcale echem Józefinizmu. Centryści lub centryści i liberałowie wykorzystali i wyolbrzymili reakcję prezydencką, żeby zmienić - co prawda jeszcze nieznacznie - układ sił w episkopacie. Nie pierwszy raz to i ostatni aktywowany jako schemat ratunkowy: do stolicy apostolskiej wysyłamy - wzmacniany przez media rozdrapujące sensacyjnie temat w konwencji za lub przeciw - sygnał o strasznym zagrożeniu, a na ratunek przybywają papieżowi "umiarkowane" autorytety. Szlak przetarty przez samego Nycza. Chodzony do teraz.

Abp Migliore został ulokowany w Warszawie, dla wdrożenia Polski w watykańską strategię odzyskania pozycji rodziny i chrześcijaństwa w Europie i świecie. Metropolita Życiński musiał wychwycić tę intencję (głupi nie jest) i posługuje się nią jak pomostem między pałacami nuncjusza i prezydenta. To jeden z tych szczęśliwych zbiegów okoliczności, które dają przewagę mniejszości nad większością. Nie muszę dodawać, że arogancja, śmiałość i agresja atrybuują tę pierwszą.

Powracając do kwestii czyja racja. Jak napisałem, zapewne wszyscy tu rację mają. I abp Nycz, który akcentuje religijny charakter misji Kościoła, i konserwatyści, dla których głównym wrogiem jest laicyzacja i antynarodowy charakter systemu podporządkowującego sobie rząd Tuska i całą Polskę, i Życiński wespół z Wiśniewskim kontrujący ciasnotę horyzontu radiomaryjnego. Ale agresja jest też po stronie rozmodlonego Nycza ślącego stronom sprzeczne komunikaty i makiawelicznie chwytającego okazję do przegrupowania episkopalnej formacji, co by znaczyło, że wpływ na obsadę diecezjalnych stolic - nawet tak bezbarwnymi i niekompatybilnymi postaciami, jak bp Józef Guzdek, którego ingres i pasterstwo pozostaną w pamięci rezultatem faryzejsko firmowanej wolą ojca świętego nieczystej rozgrywki - jest walką na śmierć i życie, dla której hierarchowie bez skrupułów poświęcają zasady (np. o autonomii władzy kościelnej). Zgadza się: najlepszą drogą do zrealizowania swojej wizji Kościoła jest manipulowanie nominacjami biskupimi. Czy kiedykolwiek sprytna mniejszość zdobędzie się na heroiczne uwolnienie Watykanu z okowów swoich szantaży? Nie wątpię, że metropolici, Nycz i Życiński, konsekwentnie będą podążać tą drogą, aż do swej śmierci. Ale równie dobrze schyłek życia może ich zastać w punkcie wyjścia, bo na to samo założenie wpadną młodsi od nich ordynariusze sympatyzujący z prawicą, których polskiemu Kościołowi braknąć nie powinno.

Jeśli za pobożnością nie idzie silniejsze poparcie dla sprawy społecznej (sprawiedliwości) - którą niezmiennie grzebie się potakiwaniem aroganckiej polityce zwycięzców i hucpiarzy spod znaku żałosnej transformacji gospodarczej, bo najlepiej trzymać z takimi - to działalność ludzi Kościoła można swobodnie zmieścić w pudełku na zapałki, od których Rotshild zapala swoje cygara. Zdaje się, że przed podobną redukcją ostrzegają Nycza współbracia w biskupstwie: - Idea sprawiedliwości cementuje więź między ludźmi, a także więź między człowiekiem a Bogiem - twierdzi abp Głódź. "Niczego w Polsce tak naprawdę dobrze nie zrobimy [włącznie z budowaniem dobrobytu - od autora], jeśli odsuniemy nawet w części zasadę sprawiedliwości".

Abp Michalik: Próbuje się podzielić Kościół
Arcybiskup Głódź: Bez rozliczenia zbrodni nie będzie normalnej Polski

Brak jedności w episkopacie może więc polegać na nieumiejętności zintegrowania słusznych postulatów wszystkich tych sił i próbie całkowitego wyeliminowania jednej z nich.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto