Pod koniec września 1944 r. nawet najwięksi optymiści nie żywili już nadziei na zwycięstwo powstania.
Oczekiwana pomoc wojskowa nie nadchodziła, a dokonywane przez aliantów zrzuty broni i żywności, trafiały w niemieckie ręce.
Zdziesiątkowane oddziały powstańcze, resztkami amunicji broniły się jeszcze w kilku zakątkach miasta ponosząc ciężkie straty.
Polnische Banditen
Maria od wielu już dni nie miała wiadomości od męża walczącego gdzieś w ruinach Warszawy. Wraz z uciekinierami z zajętych przez wojska niemieckie rejonów miasta, koczowała w ocalałych sąsiadującego z jej zbombardowanym domem piwnicach. Każda z tych osób zdawała sobie sprawę z beznadziejności położenia i nieuchronności nadchodzących zdarzeń. Ostrzał ruin i coraz to bliższe głosy Niemców, nie pozostawiały wątpliwości; chociaż w wielu głowach kołatała myśl - może ominą, może nie znajdą.
Naraz, potworny huk rozrywających się w piwnicy granatów wstrząsnął jej murami. Po chwili, przemieszane z płaczem i jękami rannych, rozległy się okrzyki Hande hoch!, raus polnische Banditen! Ogłuszeni wybuchem, poranieni ludzie w pośpiechu chwytali najbliżej leżący dobytek i ruszali w kierunku majaczącego w ciemności światła otworu prowadzącego na zewnątrz. Ponaglani uderzeniami karabinów, znaleźli się na przepełnionej gryzącym dymem i swądem płonącego miasta ulicy.
Uformowanym w czwórki ludziom rozkazano dołączyć do ciągnącej od centrum Warszawy kolumny wygnańców.
Maria rozpaczliwie rozglądała się w nadziei, że wśród nich zobaczy męża lub kogoś, kto mógł go widzieć.
Rozpytując, informacji o mężu nie uzyskała, natomiast usłyszała, że prowadzeni są do stacji kolejowej w Pruszkowie, skąd ruszają transporty przewożące ludzi do obozów koncentracyjnych.
Przerażona kobieta uświadomiła sobie swoją bezradność. Przygotowana żywność, odzież własna i dziecka pozostały w piwnicy.Trzymając dziecko na ręku, zdołała zabrać jedynie torebkę z dokumentami.
Poczęła modlić się prosząc o ratunek.
Szpadel - symbol ocalenia?
Minąwszy Warszawę, kolumna posuwała się drogą pośród zagonów ziemniaków, pomidorów i nie zżętych łanów zboża. W zbożu, konwojujący warszawiaków Niemcy spostrzegli rannego kolegę. Wybrawszy z kolumny kilku ludzi, polecili im przenieść rannego do samochodu sanitarnego.
W jednym z wyznaczonych mężczyzn Maria rozpoznała męża. Zawołała. Spojrzenia sponiewieranych ludzi spotkały się. Szczęśliwych, że odnaleźli się wśród żyjących.
Po godzinach marszu w dokuczliwym upale, kolumna dotarła do wsi, w której miejscowa ludność nadzorowana przez Niemców, na poboczach drogi kopała głębokie rowy. Konwojujący żołnierze i nadzorcy poczęli wymieniać między sobą wiadomości, tracąc na pewien czas kontrolę nad Polakami.
Mężczyzna, zachęcony gestami pracujących ludzi, wziąwszy z rąk Marii dziecko wskoczył do wykopu. Tam, otrzymał szpadel, wtapiając się w grupę mieszkańców wsi. Po chwili uczyniła to Maria.
Nie zauważono ich, byli uratowani!
Jednak dylemat co dalej, nie dawał spokoju. Jedna z tamtejszych rodzin zaproponowała im nocleg. Zmęczeni, brudni od wielu dni, pragnęli przede wszystkim się umyć. Maria rozbierając dziecko, zdjęła mu złoty łańcuszek otrzymany przez nie z okazji chrztu. Po powrocie z kąpieli, łańcuszka już nie znalazła. Była to jedyna cenna rzecz jaką posiadali.
Przez następne miesiące, aż do zakończenia wojny, tułali się po okolicznych wioskach, w których za dach nad głową i strawę, świadczyli gospodarzom pomoc.
Dla tej trójki los napisał szczęśliwe zakończenie. Dla milionów nie był tak łaskawy, gehenny wojennej nie przetrwali.
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?