Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Poznański Festiwal Kryminału Granda 2015 - dzień pierwszy

Weronika Trzeciak
Weronika Trzeciak
Prowadzący Poznański Festiwal Kryminału Granda
Prowadzący Poznański Festiwal Kryminału Granda
9 października rozpoczął się Poznański Festiwal Kryminału Granda. Tego dnia otworzono wystawę Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej i odbyły się spotkania z pisarzami z Poznania. Impreza trwała do 11 października.

O godz. 14 nastąpiła sensacyjna Inauguracja Poznańskiego Festiwalu Kryminału Granda. Na scenie, zlokalizowanej w hali dawnego Dworca Głównego PKP, pojawiła się dyrektor festiwalu Marita Lipska, zastępca prezydenta Jędrzej Solarski, a także ekipa Grandziar. Nie obyło się bez przecięcia wstęgi.

Inauguracji towarzyszyła Gra Miejska według scenariusza Piotra Bojarskiego mająca na celu zebranie dowodów i rozwikłanie zagadki śmierci pewnej kobiety. Oczywiście była to inscenizacja, której finał miał być w niedzielę.

Kolejnym punktem programu było otwarcie wystawy Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej - "Interdyscyplinarna identyfikacja człowieka w aspekcie medyczno-sądowym". Pomysłodawczynią wystawy, która wywoływała dreszcz, była Joanna Opiat-Bojarska. Można było poznać tajniki pracy ekspertów z KiZMS, którzy opowiadali z dużym zaangażowaniem o genetyce sądowej, antropologii sądowej i odontologii sądowej w aspekcie identyfikacji zwłok oraz zobaczyć szczątki ludzkie - pojedyncze kości, czaszki, a nawet szkielet, a także niektóre narządy zakonserwowane w formalinie. Najbardziej przerażające były m.in. czaszka dziecka z wodogłowiem, bezgłowy szkielet z jednym butem czy przekrój mózgu z widocznym krwiakiem. Fotorelację z wystawy można obejrzeć tutaj.

O godz. 15.30 odbyło się spotkanie "Poznań jako bohater powieści", podczas którego Ryszard Ćwirlej, Joanna Opiat-Bojarska, Piotr Bojarski i Bohdan Głębocki stworzyli kryminalną mapę Poznania. Wydarzenie to poprowadził dr Jerzy Borowczyk.

Każdy z autorów musiał wybrać pięć miejsc w Poznaniu, które odgrywają kluczowe role w ich powieściach i wyjaśnić dlaczego. Ryszard Ćwirlej wskazał Stary Rynek (centrum wszechświata), Chwaliszewo (tam mieszka jeden ze śledczych oraz bohater najnowszej powieści), pl. Wolności, ul. Kochanowskiego i brzeg Warty (dzięki któremu zaczął pisać kryminały).

Piotr Bojarski uznał, że takimi miejscami są w jego powieściach ul. Kantaka (miejsce założycielskie, tam zaczyna się akcja powieści "Kryptonim Posen"), Łazienki Miejskie, Most Chwaliszewski, Wzgórze Przemysła i hotel Bazar (z powieści "Arcymistrz"). To ostatnie jest bardzo wyeksploatowane, ale autor nie bał się go wybrać go na miejsce akcji. W tej chwili bardzo ładnie wygląda z zewnątrz, dzięki staraniom właścicieli, którzy odzyskali ten budynek. Także stare fotografie odegrały ważną rolę w powieściach Bojarskiego - pomieszczenie kotlarni z dawnego zakładu Cegielskiego, mroczne, kryminalne. Było bardzo inspirujące.

W powieściach Joanny Opiat-Bojarskiej ważne są "Czerwona chata" (z powieści "Zaufaj mi, Anno"), Zakład Medycyny Sądowej (ul. Święckiego), ul. Grobla przy Warcie (miejsce fikcyjnego klubu Utopia), ul. Garbary (z powieści "Gdzie jesteś, Leno?"), Os. Przyjaźni, Winogrady (z powieści "Koneser"). Książka "Gdzie jesteś Leno?" jest najlepszym przykładem na to, jak topografia miasta może się posłużyć konstrukcji powieści. Opiat-Bojarska przyznała, że nie wyobraża sobie pisać, których akcja dzieje się w rejonach odległych czytelnikowi. W dodatku bardzo by chciała, by jej czytelnicy mogli poczuć Poznań, miasto, które opisuje, mogli spacerować razem z bohaterami.
Z kolei Bohdan Głębocki wskazał pasaż od ul. Marcinkowskiego do ul. Koziej (dziś nie do przejścia), prawy brzeg Warty przy moście Rocha (wcześniej most Nowy; autor zabił tam kilku bohaterów), pl. przed Dworcem Głównym (miejsce, od którego większość podróżnych w latach 30. rozpoczynała swoje wędrówki po mieście), pl. Wolnica (zwany Wronieckim, już go nie ma, handlowano tam rybami i mięsem) oraz podwórze przy ul. Wielkiej 21.

Ryszard Ćwirlej stwierdził, że pisanie powieści kryminalnych dziejących się w Poznaniu jest dobrą promocją dla miasta. - Ludzie w całej Polsce dowiadują się, że Poznań to miasto, w którym może wydarzyć się coś interesującego. Gdyby zliczyć nakłady wszystkich naszych książek, które napisaliśmy i których akcja dzieje się w Poznaniu, i popatrzeć, gdzie one się rozeszły, to myślę, że zrobiliśmy dla promocji miasta przez ostatnich parę lat więcej niż jakakolwiek akcja promocyjna, na którą wydaje się grube miliony. Bo dzięki nam ludzie dowiadują się, że do Poznania warto przyjechać, warto zobaczyć, warto wyruszyć szlakiem naszych wyimaginowanych zbrodni, warto ten Poznań poznawać.

Prowadzący zapytał także autorów o nowe miejsca i nowe powieści. Najbardziej zaskoczyła i rozbawiła słuchaczy odpowiedź Ryszarda Ćwirleja, który powiedział, że jeszcze nie "zabił" nikogo w supermarkecie. Ale planuje to nadrobić. Na szczęście tylko na papierze.

Był również czas na pytania uczestników - m.in. czy pisanie powieści kryminalnych z wątkami historycznymi sprawia autorom trudność, czy nie boją się, że zabraknie miejsc zapomnianych przez Boga i ludzi, które będą idealne dla kryminałów. Jedna z uczestniczek stwierdziła, że Marek Krajewski zapytany, czy zamierza umieścić jakiś kryminał w Poznaniu, powiedział, że nie, bo miasto to ma takich świetnych autorów, że to niepotrzebne.

O godz. 17 nastąpiło spotkanie z pisarzem Ryszardem Ćwirlejem oraz byłym milicjantem i komendantem policji Markiem Bronickim - zatytułowane "Na tropach powieści milicyjnej". Poprowadził je dr Michał Larek. Na początku prowadzący stwierdził, że zdaniem Stanisława Barańczaka powieść milicyjna oraz neomilicyjna to zły gatunek - zarówno ze względów moralnych, jak również stylistycznych, formalnych. To kiepska literatura. Jednak ostatnio gatunek ten wraca do łask, m.in. dzięki Ryszardowi Ćwirlejowi.

Michał Larek przyniósł ze sobą kilka powieści milicyjnych - "Ewa wzywa 07", "Zbrodniarz, który ukradł zbrodnię", reprint Kapitana Żbika. Było to wprowadzenie do kluczowego pytania, czym były te opowieści dla milicjanta czy policjanta. - Wszystkie te opowieści znam z autopsji. Te niebieskie zeszyty to było przekleństwo mojego dzieciństwa - przyznał Marek Bronicki. - Zawód ten wybrałem inspirując się tymi niebieskimi zeszytami, kryminałami. W szkole średniej pamiętam, że przeklinałem ich format, ponieważ nie mieściły się pod ławką - dodał.

Jak został milicjantem? Po odbyciu służby wojskowej nie wiedział, co ze sobą zrobić i trafił do organów ścigania. Początkowo był zadowolony, gdyż pracował m.in. w konwojach bankowych. Po szkole oficerskiej trafił do pionu kryminalnego. Jego kariera toczyła się od krawężnika do komendanta wojewódzkiego.

Bronicki uznał, że ktoś musiał opowiadać Ćwirlejowi o atmosferze, jaka panowała w milicji w tamtych czasach, gdyż jest bardzo wiarygodna. - Czytając jego książki w domu, w fotelu, czuję się tak, jakbym był w biurze - stwierdził Marek Bronicki.
Szczególnie utkwiła mu w pamięci powieść "Trzynasty dzień tygodnia", w której opisane zostały dramatyczne wydarzenia związane z wprowadzeniem stanu wojennego. Są w niej odniesienia do dwóch służb - słynnej bezpieki i milicji. W książkach Ćwirleja można zauważyć różne postacie milicyjne - zarówno ludzi szanowanych, z wielką charyzmą, jak również tych, którzy mieli swoje za uszami, np. nałogowi alkoholicy. Jego bohaterowie nie są nieskazitelnie czyści.Ryszard Ćwirlej zapytany, czy zgłębiał relacje milicji ze służbami bezpieczeństwa, przyznał, że zwalczające się ze sobą służby (FBI i policja kryminalna) to klasyczne podejście do czarnego kryminału. - Zauważyłem, że ten schemat idealnie pasuje do naszej rzeczywistości z lat 80. Miałem jakąś wiedzę na temat tego, jak wyglądała wewnątrz, jak funkcjonowała milicja obywatelska. Miałem też, niemalże codziennie, relacje z pierwszej ręki. Bo mój kuzyn, z którym się wychowywałem w Pile, był szefem kompanii w tamtejszej szkole milicyjnej. Nadzorował grupę kursantów, którzy przyjeżdżali z całej Polski. Opowiadał historie, gdy przychodził do domu. Ja mam na szczęście dobrą pamięć i wiele z nich mi zapadło - powiedział autor powieści neomilicyjnych. W dodatku w Pile było dużo milicjantów, również w bloku, w którym mieszkał. Bawił się z dziećmi milicjantów, widział ich rodziców, miał z nimi kontakt. Dzięki temu miał pojęcie, jak wglądał stosunek milicjantów do SB, które ich wykorzystywało, m.in. do zabezpieczania miejsc podczas akcji. Dlatego schemat czarnego kryminału można było przelać na nasz grunt niemalże w sposób automatyczny.

Ryszard Ćwirlej i Marek Bronicki opowiadali o czasach PRL-u - każdy ze swojej perspektywy oraz porównywali realia opisywane w literaturze z tymi rzeczywistymi, czym różni się fikcyjne tropienie przestępców od prawdziwego, a także o tym, czemu ludzie pokochali kapitana Żbika i pisali do niego listy. Ryszard Ćwirlej wspomniał także o swoich początkach z pisaniem, dlaczego stworzył cały zespół milicjantów, a nie jednego bohatera i z jakim przyjęciem się spotkał. Był czas także na pytania publiczności - m.in. o zombie.

W tym samym czasie na Uniwersytecie SWPS odbyły się 2 wykłady. Pierwszy profesora Szymona Draheima "Psychologia wykrywania kłamstw - mimika", a drugi Tomasza Kilarskiego "Zabójstwo - zbrodnia niedoskonała".

O godz. 18.30 można było obejrzeć jeden odcinek pierwszego polskiego serialu kryminalnego "Kapitan Sowa na tropie" (z 1965 roku) w reżyserii Stanisława Barei. Można było napisać się gorącej herbaty czy kawy, skosztować croissanta lub kupić pożywną kanapkę.

O godz. 19.30 odbyła się "Randka kryminalistów", którą poprowadziła Anna Misztak, redaktor naczelna serwisu lubimyczytac.pl. Jej gośćmi byli Joanna Jodełka i Robert Ziółkowski. Już na samym początku musieli wytłumaczyć się, dlaczego były policjant zdecydował się na napisanie powieści o miłości ("Tuż za rogiem" razem z Magdaleną Kawką), a drobna i delikatna blondynka, dlaczego wybrała kryminały. - To jest normalne, kobieta morduje, a mężczyzna się kocha - przyznała Joanna Jodełka.

Jak na prawdziwą randkę przystało, nie mogło zabraknąć świec, które zapalił Robert Ziółkowski. W takiej atmosferze można było rozmawiać nie tylko o kryminałach, lecz także o pisaniu scen erotycznych, które do łatwych nie należą. Z tego też powodu Vincent V. Severski na 800 stronach nie umieścił ani jednej takiej sceny. Bał się, że może ona zepsuć całą powieść.

Robert Ziółkowski opowiadał także, jak mu się pisało książkę wspólnie z Magdaleną Kawką, a Joanna Jodełka zdradziła, do kogo się zwraca o radę podczas pisania i czy nie chciała pisać jako mężczyzna. Oczywiście wciąż słyszy dlaczego nie zacznie pisać literatury kobiecej, ale powieści kryminalne są jej bliższe.

To był bardzo intensywny dzień, a to dopiero miał być początek kryminalnych zmagań, o których jeszcze napiszemy.

Współautor artykułu:

  • Łukasz Mic
od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto