W ostatnich dniach nastąpiło gwałtowne ożywienie w smutnym procesie poszukiwania pracy przeze mnie. Dostałam zaproszenia na kilka rozmów kwalifikacyjnych.
Stanowisko sprzedawcy. Szału nie ma, ale zawsze to jakieś dochody. Wszystko jest pięknie - umiem obsługiwać kasę fiskalną, znam się na danej branży - do chwili, w której mówię, że co drugi weekend mam zajęty. Praca jest bowiem w galerii handlowej, która pracuje siedem dni w tygodniu. - Oddzwonimy - słyszę klasyczną formułkę na pożegnanie.
Oczywiście, nie oddzwonili w sprawie stanowiska sprzedawcy. Nic to.
Zadzwonili z firmy windykacyjnej. Według ogłoszenia szukali pracowników biurowych. Podczas rozmowy okazało się, że szukają windykatorów. Pudło.
Podobnie zadzwonili z firmy ochroniarskiej. Szukali osób do sprzedaży ich oferty. OK, napisałam. W rozmowie wyszło na jaw, że nie chodzi o ofertę ochrony, ale o wciskanie ubezpieczeń. Własnym samochodem, oczywiście. No nie wiem. Na rozmowę umówiłam się jutro. Już jednak się domyślam, jak wygląda to "motywujące wynagrodzenie".
A teraz hit sezonu.
Z dużej firmy produkcyjnej dostałam telefon o 20.30 w piątkowy wieczór. Było to na tyle niespotykane, że przyjęliśmy tę nowinę z konsternacją, zwłaszcza, że zostałam zaproszona na sobotę na rozmowę.
Ubrałam się jednak w sobotę ładnie i skromnie, w spódnicę za kolano i bluzkę pod szyję. Innych na rozmowy nie wkładam, bo tylko tak mogę zakryć tatuaże.
Wchodzę do biura, przede mną była na rozmowie jakaś dziewczyna, po mnie - chłopak. Myślę sobie: OK, normalna rekrutacja, tyle, że w sobotę. Nie była normalna, o nie!
Po przedstawieniu stanowiska - chodziło o kampanię marketingową, moja działka i mam w tym doświadczenie - pan prezes, gdyż on osobiście prowadził ze mną dyskurs, zajrzał do mojego CV. Zauważył moje asystenckie doświadczenie. Zapytał więc, czy jeździłam z szefem w delegację, na imprezy, na wspólne noce... Zamurowało mnie. Mówię: - Nie. Bo i nie jeździłam! Na imprezy biznesowe zabierał swoich najbliższych współpracowników, na prywatne - żonę. Był zresztą super sympatycznym szefem, a w firmie panowała rodzinna atmosfera. Siostrzano - braterska, bez żadnych podtekstów.
Tu jednak, na rozmowie, podtekst był aż nadto oczywisty. Pan, w zasadzie nie owijając w bawełnę, mówi, że szuka "asystentki", która będzie z nim jeździć w podróże. - I co? Narzeczony będzie się czepiał, że pani nie wraca na noc? - Indaguje. Nie mówię nic, oszołomiona, ale pan brnie dalej, co tam robiłam. Tłumaczę, że była to dystrybucja filmów. Facet przerywa mi:
- Porno? Ja zastanawiam się, czy już wstać i wyjść, czy za chwilę.
- A co by pani chciała robić w życiu? Ja, już wiedząc, że tej pracy nie wezmę, nie owijam w bawełnę, nie silę się na wypowiedź, że wiąże przyszłość z tą firmą i tak dalej. Mówię, że chcę realizować się w sprawach redakcyjnych, dziennikarskich.
On na to: - Bo skończyła pani polonistykę.
Ja: - Tak.
On: - W jakiej szkole może pani uczyć?
Ja, zaskoczona: - Nooo... w każdej.
Na co on:- A w liceum?
Ja, zaskoczona jeszcze bardziej: - No tak.
On: - Przecież w liceum są inne lektury.
Ja patrzę na niego, nie wiedząc czy kpi, czy o drogę pyta. Najwyraźniej myśli, że po pięciu latach studiów nie znam licealnych lektur. Jestem w szoku i nie wiem, jak mu wytłumaczyć, że znam je wszelako, ale najwyraźniej pana nie obchodzi moja odpowiedź.
Wstaje zza biurka i siada po mojej stronie stołu, bardzo blisko.
Odsuwam się, a pan nalewa mi wody.
- Proszę się napić.
Przerażona, widzę oczyma wyobraźni tabletkę gwałtu rozpuszczoną w tej szklance. Nie tykam jej do końca spotkania.
Pan wszakże nie spuszcza z tonu. Nagle wyskakuje do mnie z tekstem:
- Lubi się pani rozbierać przed mężczyzną?
Ja wykrztuszam: - Co?
A on ciągnie: - No wie pani, tak zdjąć ciuszki, tak się pokazać - i przysuwa się.
Łapię torebkę i płaszcz.
On łapie mnie przy drzwiach, nagle znowu mówi o tej kampanii, ja już w głowie mam tylko myśl, żeby wyjść, on chwyta mą dłoń i całuje, coś ohydnego. W domu umyłam rękę ze dwadzieścia razy.
- Pani ma kolczyk w nosie - mówi, patrząc na moją twarz. - A w łechtaczce? - pyta.
Oczy robią mi się wielkie jak 5 złotych. On tymczasem wyciąga rękę i dotyka moich włosów, odsłaniając ucho: - I tu ma pani kolczyki, ślicznie.
Roztrzęsiona, przepełniona obrzydzeniem, naciskam klamkę.
On: - Nie wypiła pani wody.
Ja: - Nie jestem spragniona - odkrzykuję już na schodach, zbiegam do samochodu i odjeżdżam, tak szybko jak to możliwe bez łamania przepisów.
Jutro idę na kolejną rozmowę. Po ostatnim doświadczeniu, zamierzam ją nagrywać.
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?