Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Premier League: United złapało zadyszkę

Bartosz Zasławski
Bartosz Zasławski
André Zahn, licencja CC 2.0
Dwie porażki z rzędu z przeciętnymi rywalami nie mogły przejść bez echa w czerwonej części Manchesteru. Tym bardziej, że korzystają na nich piłkarze City.

Niech nikogo nie zmyli spokojny wyraz twarzy sir Alexa Fergusona, gdy w ostatniej minucie meczu z Newcastle (0:3) stoper "Czerwonych Diabłów" Phil Jones skierował piłkę do własnej bramki. "Jeśli miałbym wybrać trzy miejsca, w których nie chciałbym się teraz znaleźć, pierwszym byłaby szatnia Manchesteru" - mówił komentator Canal Plus Przemysław Rudzki. Piłkarzy Fergusona czekała tam "suszarka" - standardowa metoda pedagogiczna Szkota, polegająca na wyrzucaniu zawodnikowi błędów prosto w twarz przy całej drużynie, niekoniecznie literacką angielszczyzną.

Ktoś mógłby powiedzieć, że trzy punkty straty do prowadzących "The Citizens" w środku sezonu to dla zespołu takiej klasy jak United piłkarskie przedszkole. Przecież wizytówką klubu z Old Trafford były zwycięstwa, gdy gra szła o najwyższą stawkę.

Dobre złego początki
25. sezon z Fergusonem na ławce wygląda jednak inaczej, choć symptomy ewentualnej niedyspozycji pozostawały długo niezauważalne. Początek rozgrywek to wygrana w świetnym stylu z lokalnymi rywalami w spotkaniu o Tarczę Wspólnoty (od 0:2 do 3:2) oraz poćwiartowanie w Premier League kolejno Tottenhamu (3:0), Arsenalu (8:2) i Chelsea (3:0). Wniosek nasuwał się tylko jeden - nieco odmłodzony United jest na najlepszej drodze ku utrzymaniu dominacji.

Nagle coś się zacięło. Najpierw przyszła druzgocąca klęska w derbach Manchesteru 1:6, potem porażka w decydującym meczu o być albo nie być w Lidze Mistrzów z Bazyleą (po raz pierwszy od 5 lat nie wyszli zgrupy). Okazało, się że to dopiero preludium kłopotów.

Skoncentrowani już tylko na krajowych rozgrywkach (grę w Lidze Europy traktują jako karę) piłkarze Manchesteru sprawili przykrą niespodziankę "Bossowi" świętującemu 70. urodziny w ostatni dzień roku, przegrywając przed własną publicznością z ostatnim w tabeli Blackburn. Do uratowania choćby punktu nie wystarczyły dwa przebłyski Berbatova, ogromna przewaga w posiadaniu piłki i zepchnięcie gości do defensywy na 25. metrze. Dla jednego z głównych kandydatów do spadku była to dopiero trzecia wygrana w sezonie.

Wczoraj na St. James' Park ambitnie grające Newcastle nawet nie musiało bronić się w okolicach pola karnego - taka była bezsilność Manchesteru. Więcej od rozmiarów porażki mówi jej styl - bez charakterystycznej zaciętości, bez pomysłu na sfinalizowanie akcji. Nawet Rooney był wyjątkowo grzeczny. Podobnie jak sylwestrowy przeciwnik, Newcastle również nie znajdowało się w szczycie formy. W ostatnich dziewięciu meczach zawodnicy Alana Pardew zdobyli zaledwie 8 pkt. Chcesz się odbudować, zagraj z United.

Wąska kadra
W odróżnieniu od minionych lat próżno szukać stabilności i jasnego podziału ról w drużynie. Bramki strzegą na zmianę David De Gea i Anders Lindegaard, ale na Old Trafford nadal żywe są wspomnienia o "latającym Holendrze" Edvinie van Der Sarze. W defensywie jedynym jasnym punktem jest niezmordowany Patrice Evra. Kontuzję za kontuzją łapie podstawowy duet stoperów Vidić-Ferdninad, którzy ostatni raz grali ze sobą miesiąc temu. W ich zastępstwie z różnym efektem występowali Jones, Evans i Carrick. Na prawej stronie drobny Rafael rywalizuje z przekwalifikowanym nominalnym skrzydłowym Valencią.

Prawdziwy dylemat szkocki menadżer ma w środku pola, gdzie próbował niemal wszystkiego: wspomnianego Carricka i Andersona, Fletchera i Smallinga, skrzydłowych Parka i Giggsa, a także podczepiania cofającego się do drugiej linii Rooneya, o którym znowu jest głośno z pozasportowych powodów. Angielskie bulwarówki rozpisują się o pijaństwie i nocnych eskapadach napastnika, a ten nie znalazł się w kadrze na mecz z Blackburn. Pozostali? Javier Hernandez udowadnia, że napastnik jest niewolnikiem reszty drużyny. Król strzelców ubiegłego sezonu Dymitar Berbatov (w czterech ostatnich meczach dwa hat-tricki) nigdy nie należał do ulubieńców trenera i większość spotkań zaczyna na ławce rezerwowych.

Bezwględny "Głośny sąsiad"
Dzień przed meczem z Newcastle na Etihad Stadium piłkarze City podejmowali Liverpool (bez porażki od 14. kolejki). Bez wielkiego wysiłku, wykorzystując nieliczne sytuacje, gospodarze rozbili "The Reds" 3:0. Jako zespół mają wiele do poprawienia, ale indywidualnościami przewyższają pozostałe drużyny o głowę. Gdy słabszy dzień ma Silva, więcej obowiązków bierze na siebie Aguero. Nie idzie Barry'emu, jest wszędobylski Yaya Toure. Nie może wstrzelić się Dżeko, wejdzie Balotelli. To ogromny kontrast w porównaniu z aktualnymi mistrzami Anglii, gdzie największą gwiazdą pozostaje trener.

Stanowczo za wcześnie na dywagacje, czy Ferguson stał się ofiarą własnego sukcesu i czy firmowany przez jego styl okaże się wystarczający na budowany petrodolarami ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich City. Używanie słowa "kryzys" i spisywanie "Czerwonych Diabłów" na straty wydaje się krótkotrwałą medialną bańką, bo za dwa tygodnie to znowu oni mogą otwierać tabelę. Trudno jednak pominąć fakt, że pole manewru Szkota jest bardzo ograniczone i może tylko pozazdrościć komfortu, jaki ma Roberto Mancini, dysponujący dwiema niemal równorzędnymi "jedenastkami" i budżetem bez dna. Włoch ma jednak czym się przejmować - Ferguson uwielbia udowadniać, dlaczego od 25 lat prowadzi ten sam klub.

W niedzielę kolejna odsłona manchesterowej rywalizacji - 3 runda Pucharu Anglii.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Czy Biało - Czerwoni zatriumfują w stolicy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto