Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przerwany sen o ćwierćfinale. Dlaczego reprezentacja Polski zawiodła?

Bartosz Zasławski
Bartosz Zasławski
Najsłabszy zespół w najsłabszej grupie - to najbardziej trywialne i najbardziej brutalne podsumowanie występu Polaków na Euro 2012 niczego nie wyjaśnia. Bardziej niż z rywalami, przegraliśmy sami z sobą, bo wszystkie okoliczności sprzyjały nam jak nigdy.

Czwarty turniej z rzędu kończymy na fazie grupowej. Wszelkie znaki na boisku i poza nim przemawiały za tym, że piszący się scenariusz może odbiegać od tych poprzednich: nie przegraliśmy meczu otwarcia, rozpędzonemu faworytowi grupy postawiliśmy twarde warunki, będąc nawet bliżej zgarnięcia kompletu punktów, w optymistycznych nastrojach przystępowaliśmy do decydującego meczu z rywalem pozbawionym kluczowego zawodnika. Ton wypowiedzi naszych piłkarzy, zwykle szalenie ostrożnych, również był inny niż zwykle. Dominowało: "jesteśmy dobrze przygotowani", "damy radę, czujemy się mocni", "może są lepsi, ale to my wygramy".

Czy ulegliśmy masowej iluzji, że mamy zespół godny ćwierćfinału? Czy żyliśmy złudzeniami, niezdolni do chłodnej oceny potencjału kadry Franciszka Smudy?

Nie starczyło sił i umiejętności aby rywalizować na poziomie elity Starego Kontynentu. Patrząc w skali mikro, przegraliśmy mistrzostwa Europy Środkowo-Wschodniej, jakie odbyły się w naszej grupie. Nawet dziś, czując wciąż futbolowy ból głowy po wrocławskim widowisku, wydaje się, że awans, jeśli nie leżał w zasięgu tej drużyny, był tuż-tuż. Łatwo powiedzieć z perspektywy fotela, ale w każdym meczu można było wycisnąć ciut więcej. Z Grecją - trudno wytłumaczyć, jak wypuściliśmy z rąk pewne zwycięstwo. Z Rosją - spoczęliśmy zadowoleni remisem, nie dobijając leżącego na deskach rywala. Czechom, którym w pierwszej połowie zależało tylko na przetrwaniu bez straty bramki, po piorunującym początku (cztery bramkowe sytuacje), całkowicie oddaliśmy inicjatywę.

Przez 270 minut nasi rywale oddali dziewięć celnych strzałów, średnio trzy na mecz. Jeden z tych trzech kończył się bramką. To zatrważająca statystyka.

Układ sił w tabeli pokazał, że każdy mógł wygrać z każdym. Monotonna Grecja wyrwała awans przebojowej Rosji, wcześniej ulegając grającym w kratkę Czechom. Nasi pogromcy złamali odwieczne prawo turnieju, wdzierając się do najlepszej ósemki Euro, mimo porażki w pierwszym meczu.

Piękne momenty, bo zdarzyły się i takie, to za mało dla zaistnienia na wielkich imprezach. Bramka Roberta Lewandowskiego była ukoronowaniem wspaniałej zespołowej akcji, jakiej nie powstydziliby się obrońcy tytuły z Hiszpanii, gol Kuby Błaszczykowskiego określany jest przymiotnikiem "niesamowity", a obroniony rzut karny przez Przemysława Tytonia to najbardziej spektakularna interwencja mistrzostw. Poza tymi fajerwerkami, dysponowaliśmy zbyt ubogim piłkarskim warsztatem.

Czytaj dalej --->

Czego zabrakło? Regularności, powtarzalności, automatyzmu w grze, ale przede wszystkim doświadczenia. Byliśmy drugą po reprezentacji Niemiec najmłodszą drużyną na Euro, ale wyjściowa jedenastka (nie licząc mini zgrupowania przed Portugalią), po raz pierwszy spotkała się dopiero trzy tygodnie przed mistrzostwami. Ile znaczy ogranie, staż reprezentacyjny, wspólne przeżycia na boisku pokazali do tej pory Andrij Szewczenko, Antonio Di Natale, Andrea Pirlo, Olof Mellberg, czy wczoraj Giorgios Karagounis.

Śmiało można zakładać, że niebawem rozpocznie się zakrojona na szeroką skalę kampania medialna obnażająca ciemne strony polskiej piłki, w której padną takie sformułowania jak: katastrofa, wstyd, kompromitacja, bagno etc. Przez ostatnie miesiące mistrzostwa Europy rozłożyły parasol ochronny nad PZPN-em, ale skumulowana negatywna energia wkrótce wyjdzie na światło dzienne.

Zamiast wyszukiwać wyrafinowanych fraz, mniej lub bardziej przystających do rzeczywistości, lepiej po prostu przyjąć do wiadomości, że faza grupowa to dla Polski szczyt możliwości.

W najbliższych dniach zweryfikujemy twierdzenie, zgodnie z którym kończy się coś z magicznej otoczki turnieju, kiedy odpada jego (współ)gospodarz.

Dokonania poszczególnych zawodników można podzielić na trzy kategorie:

Spisali się:

Przemysław Tytoń, najbardziej pozytywna postać w naszym obozie, choć jeszcze 10 dni temu nie spodziewał się, że będzie miał okazję do gry. Waleczny Damien Perquis odebrał argumenty swoim krytykom, którzy zarzucali mu grę z orłem dla piersi tylko dlatego, że nie miał szans na reprezentowanie Francji. Braki szybkościowe nadrabiał nadzwyczajnym zaangażowaniem. Rozszarpana skóra na piszczelu jest najlepszym potwierdzeniem jego poświęcenia.

Neutralizujący drugą linię rywali Eugen Polański i Dariusz Dudka, szczególnie w meczu z Rosją, spisali się bez zarzutu. Robert Lewandowski robił, co mógł, grając z dwoma rywalami na plecach. Gdy tylko miał chwilę swobody, szukał strzału lub otwierającego podania. Koledzy nie pomogli mu rozwinąć skrzydeł.

Czytaj dalej --->

Nie zachwycili, ale też nie rozczarowali:

Kuba Błaszczykowski - wielu obserwatorów zwracało uwagę, że wygląda na najbardziej przemęczonego sezonem ze wszystkich kadrowiczów. Sił starczyło mu na kapitalną asystę i gola. Organizmu się nie oszuka, tym bardziej na tak wymagającym turnieju. Adrian Mierzejewski, kiedy tylko dostał szansę, był aktywny, szukał piłki, próbował rozgrywać. Na granicy tej i następnej kategorii balansuje Marcin Wasilewski - to on do spółki ze Szczęsnym sprokurował bramkę dla Greków i dał się ograć Petrowi Jirackowi po kontrze Czechów, ale poza tym grał bardzo pewnie, twardo, po jego strzałach głową centymetry dzieliły Polaków od objęcia prowadzenia/wyrównania z Czechami. Zostawił na boisku dużo zdrowia.

Zawiedli:

Wojciech Szczęsny - nie trzeba uzasadniać. Łukasz Piszczek w niczym nie przypominał siebie w żółto-czarnej koszulce Borussii. Zagubiony, dawał się łatwo ogrywać. Po Sebastianie Boenischu widać było brak zrozumienia z kolegami z linii obrony, kiedy kilka razy łamał linię spalonego. Z przodu pożytek z niego był mniejszy niż oczekiwano, niedokładnie wyprowadzał piłkę, choć z Rosją i Czechami miał swoje sytuacje. Jeśli tylko będzie regularnie grał w Bundeslidze, może stać się pewnym punktem kadry. Rafał Murawski niezłe wrażenie po dwóch pierwszych meczach zatarł fatalnym występem w trzecim, a wiadomo, że najtrudniej wybaczyć grzechy ciężkie. Stałe fragmenty gry Ludovica Obraniaka nie otworzyły Polakom drogi do bramki, a ich wykonawca również nie oczarował precyzją w rozgrywaniu piłki. Maciej Rybus, który w meczu z Grecją przegrał wewnętrzną walkę z presją, nie dostał już więcej szans.

Kamil Grosicki i Paweł Brożek grali za krótko, żeby ich ocenić.

Znajdź nas na Google+

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto