Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przesiadka na Breitscheidplatz - refleksje

Aleksandra Puciłowska
Aleksandra Puciłowska
https://www.flickr.com/photos/andreastrojak/31731061626
https://www.flickr.com/photos/andreastrojak/31731061626
To nie jest tekst polityczny. To jedynie krótka refleksja o tym, jak to jest przesiadać się w miejscu, gdzie giną ludzie.

19 grudnia 2016 miałyśmy być z dziewczyną na jarmarku świątecznym na Breitscheidplatz. Tym samym, który stał się celem ataku terrorystycznego, który kosztował życie 12 osób. Zostałyśmy wtedy w domu, bo jedna z nas była przeziębiona, a następnego dnia musiałyśmy dość wcześnie wstać. Czy gdyby nie katar lub urzędowy termin dzień później moje życie wyglądałoby zupełnie inaczej, i czy w ogóle pisałabym dziś te słowa? Tego nie wiem. Wiem, że taka świadomość nie jest czymś, z czym łatwo wsiada się rano do metra.

Miejsce tragicznych wydarzeń, gdzie szczęśliwym zbiegiem okoliczności nas nie było, odwiedziłyśmy kilka dni po zamachu. Coś nam mówiło, że powinniśmy tam pójść. Trudno powiedzieć, czy miał to być hołd oddany tym, dla których los tamtego dnia okazał się znacznie mniej łaskawy, czy może znak dla tych, którzy chcą byśmy przestali żyć życiem, jakie znamy, że się nie boimy i nie będziemy się chować w domu. A może tylko zwyczajna ludzka potrzeba poczucia solidarności?
To była dziwna wizyta na świątecznym jarmarku. Dziesiątki ludzi w ciszy przechadzających się pomiędzy stoiskami z grzanym winem, jabłkami w lukrze i świątecznymi ozdobami. Co chwila morze zgaszonych od deszczu zniczy, zmokłych kwiatów i zawieszonych w powietrzu pytań o to, czy to aby wszystko naprawdę się wydarzyło?
Tamto przeżycie było czymś nadzwyczajnym, czymś czego się nigdy nie zapomina. Ale wydawało się też trochę nierealne, jakby wokół nas odgrywano jakiś film, który choć smutny i przerażający, to przecież zaraz się i tak skończy i wrócimy do swych codziennych zajęć. Zupełnie tak, jakby na poziomie informacji było jasne, jaka tragedia miała miejsce, ale poziom świadomości nadal tego do siebie nie dopuszczał.

Jakże zupełnie innym, boleśnie realnym doświadczeniem była moja druga, dzisiejsza obecność w tamtym miejscu. Przesiadałam się na Dworcu Zoo i postanowiłam od razu pójść do banku, który znajduje się na zewnątrz stacji. W oddali widać było nadal niemalejące połacie zniczy, kwiatów i wciąż pozostawianych przez odwiedzających zdjęć, listów i obrazków. Sam jarmark był zaś właśnie rozbierany przez służby porządkowe. Kilka osób stało w zamyśleniu, większość jednak szła w pośpiechu - wiadomo, jak to porankiem w powszedni dzień pracowniczy. Samochody jechały ciągiem tą trasą, którą jeszcze nie tak dawno jechała ciężarówka na polskich rejestracjach i nikt nie spodziewał się, co za moment się wydarzy.
Berlin powrócił do swojego normalnego życia, można by powiedzieć.
Gdyby nie to, że wchodząc z powrotem na dworzec minęli mnie uzbrojeni po zęby policjanci z przewieszonymi przez ramię karabinkami maszynowymi. Widok, który niby ma dodawać poczucia bezpieczeństwa, a w rezultacie jednak nie może nie przerazić.

Kiedy jakiś czas temu Angela Merkel wprowadzając politykę otwartych drzwi dla uchodźców mówiła swoje słynne "Wir schaffen das" (tłumacz. "Damy radę") zastanawiałam się, czy to aby z całą pewnością dobra decyzja? Bo mimo iż oczywistym jest, iż istotą człowieczeństwa jest solidarność międzyludzka oraz wzajemna pomoc, to są pewne nienaruszalne zasady, których powinniśmy się trzymać.
Jak choćby ta, że udzielając pierwszej pomocy wpierw trzeba zadbać o własne bezpieczeństwo. A czy wpuszczanie tysięcy uchodźców, bez - jak się okazało - konkretnej i solidnej kontroli można nazwać zachowaniem bezpieczeństwa Europejczyków?
Być może, gdyby nie uchodźcy zamachy i tak miałyby miejsce. Całkiem możliwe, ale Anis Amri dostał się do Włoch właśnie, jako uchodźca. I miał zostać deportowany, czego nie dopilnowano ponieważ nie miał ważnych papierów. Czyli wystarczy przyjechać i wyrzucić swój dowód osobisty i już można zostać w Unii Europejskiej na stałe? Tej samej, która broni swoich granic przed nielegalną emigracją zarobkową z Ukrainy czy Białorusi?

Miałam kiedyś koszulkę ze słynnym sloganem Partii Zielonych "Kein Mensch ist illegal" (tłumacz. "Żaden człowiek nie jest nielegalny"). I nadal jestem tego samego zdania. Ale nie można w imię politycznej poprawności udawać, że nie dzieje się to co się właśnie dzieje. Przyjęcie uchodźców, motywowane nawet jak najbardziej dobrymi pobudkami na razie nie rozwiązało problemu wojny w Syrii. Przeciwnie: przeniosło konflikt realnie na terytorium Europy. Bo jeśli wsiadając do metra mija się policjantów z karabinkami, a życia nie traci się tylko dlatego, bo postanowiło się jednak nie pojść na grzane wino przedświąteczne, to jak nazwać to co się dzieje za oknem, jeśli nie wojną?

Myślę, że wiele osób które mnie zna przyzna, iż jestem jedną z ostatnich osób, która nie wyciągnie ręki do tych, którzy proszą o pomoc. I, że wiele można o mnie powiedzieć, ale z pewnością nie to, że ważyłabym się kogokolwiek z jakiegokolwiek powodu dyskryminować - bez różnicy czy idzie o kolor skóry, religię czy inne czynniki, które są niestety ku temu przyczynkami, co całą swoją osobą i postawą potępiam. Zawsze też staram się nie wrzucać wszystkich do jednego worka. Wśród uchodźców jest z pewnością wielu, którym z chęcią oddałabym przysłowiową ostatnią koszulę.

Mam za oknami jednak wojnę. Kwadrans drogi hulajnogą od mojego domu Anis Amri kręcił znany wszystkim filmik ślubując wierność ISIS. Na ławce obok mostu, na którym stał całowałam się wiosną ze swoją dziewczyną. Meczet, który odwiedzał regularnie i który uznawany jest za centrum kontaktowe zwolenników tzw. Państwa Islamskiego leży po drodze do mojego lekarza rodzinnego. Będę tamtędy iść we wtorek po receptę.

Na Breitscheidplatz nie zdążyły jeszcze zniknąć znicze i kwiaty, a w noc sylwestrową w Turcji znów zginęli ludzie. W Syrii dalej spadają bomby, a w Kolonii cieszą się, że tym razem obyło się bez molestowania seksualnego kobiet przez uchodźców.
Jedyne, co chcę powiedzieć w tej sytuacji to: wir haben es doch nicht geschafft, Frau Merkel.(tłumacz. Jednak nie daliśmy rady, Pani Merkel).

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto