Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

PŚ w Klingenthal: Hvala na szczycie. Dyskwalifikacja Stocha

Dawid Bożek
Dawid Bożek
Jaka Hvala wygrał swój pierwszy w karierze konkurs Pucharu Świata. Słoweniec dokonał tego w Klingenthal, pokonując m.in. Taku Takeuchiego oraz Gregora Schlierenzauera. Środowe zawody do udanych mogą zaliczyć Polacy.

Czekał, czekał, aż w końcu się doczekał. 19-letni mistrz świata juniorów, Jaka Hvala, dołączył do panteonu zwycięzców konkursów Pucharu Świata. Dodajmy, że do wspaniałego grona, w którym znajdują się m.in. Gregor Schlierenzauer, Anders Jacobsen, Anders Bardal, Severin Freund czy Andreas Kofler. Wszyscy wspomniani zawodnicy byli w środowe popołudnie cieniem dla młodego skoczka.

Choć wygrał dziś po raz pierwszy, szansę na odniesienie triumfu w zawodach PŚ miał już wcześniej. Na początku grudnia słoweński młokos, który od razu przebojem wdarł się do światowej czołówki, był o krok od wymarzonej wiktorii w konkursie indywidualnym w Kuusamo. Po pierwszej serii był niekwestionowanym liderem i biorąc pod uwagę jego niesamowitą regularność, jaką prezentował na przestrzeni weekendu w Finlandii, przypieczętowanie jego pozycji nie mogło być problemem. Na drodze stanęła presja ogromnego sukcesu, jaka spadła na barki skoczka. Jaka w drugiej serii oddał swój najsłabszy skok i najlepszy okazał się Freund.

Zwycięstwo Słoweńca, choć pewne, było zaskoczeniem. Obserwatorzy pomni jego niemałego talentu nadal wymieniali bardziej utytułowanych konkurentów, jako kandydatów . Tymczasem za Hvalą znaleźli się Schlierenzauer, Jacobsen, Freund czy Bardal, który zajmując w konkursie ostatecznie 21. miejsce osiągnął swój najgorszy wynik w sezonie. Lidera cyklu, Gregora Schlierenzauera zapewne cieszy takie potknięcie swojego głównego konkurenta do Kryształowej Kuli, choć porażka nie tylko z Hvalą, ale także z Japończykiem Taku Takeuchi nie zdarza się często. Z drugiej strony Takeuchi, najjaśniejszy punkt ekipy z Kraju Kwitnącej Wiśni na Vogtland Arena radzi sobie coraz lepiej. Cztery miesiące temu, na zakończenie Letniej Grand Prix 25-latek również zajął drugie miejsce.

Zaskoczeniem była ponadto nagła metamorfoza formy polskich skoczków, którzy jeszcze wczoraj na tle innych wyglądali dość niemrawo. Miejsca w trzeciej i czwartej dziesiątce Piotra Żyły, Krzysztofa Miętusa i Macieja Kota nie wróżyły nic dobrego przed dzisiejszymi zawodami. Wystarczyły 24 godziny i sytuacja odwróciła się o 180 stopni. Miętus w pierwszej serii poszybował tak daleko, że Michael Uhrmann (jeśli tę rywalizację oglądał) mógł przez chwilę poczuć przyspieszone bicie serca, gdyż jego rekord mógł zostać wyrównany. Miętusowi do tego wyczynu zabrakło tylko 1,5 metra, ale i tak jego próba na odległość 145 metrów była najdłuższą w konkursie. Dla 21-latka to najlepszy wynik w karierze, choć do zajęcia miejsca w pierwszej dziesiątce zabrakło niewiele – tylko 0,6 punktu. Najlepszym zawodnikiem ekipy Łukasza Kruczka został Żyła, lądując ostatecznie na szóstym miejscu. Szóstka w tym sezonie to liczba szczęśliwa dla Wiślanina, bowiem na tej pozycji sympatyczny skoczek plasował się również w Wiśle oraz Vikersund. W pierwszej piętnastce zawodów znalazł się Maciej Kot (13. lokata). Tymczasem najlepszy z biało-czerwonych we wczorajszych kwalifikacjach, Dawid Kubacki zakończył zmagania na pierwszej serii.

Liczba Polaków będących w pierwszej połowie stawki mogłaby być wyższa, gdyby nie dyskwalifikacja Kamila Stocha. Piąty zawodnik Pucharu Świata latał dziś w nieprzepisowym kombinezonie. Stoch po konkursie nie krył rozczarowania, ponieważ po nieudanej pierwszej próbie, druga dawałaby mu awans na 9. pozycję. – Jestem zły, bo znowu coś musiało nie zagrać i nic, taki jest ten sport. Na pewno w pierwszej serii miałem pecha do wiatru, w finale oddałem słabszy skok i kolejne zawody niestety kończą się tak, jak się kończą – przyznał Stoch. – Przy wszelkich zmianach, jakie dokonujemy w kombinezonach, rozjechało się nam coś trochę – wyjaśniał przyczynę dyskwalifikacji Łukasz Kruczek. – Po prostu nie pokrywały się szwy, a to dokładnie precyzują przepisy. Sprawa poszła dosłownie o jeden centymetr przesunięcia tych szwów – tłumaczył szkoleniowiec biało-czerwonych.

Grupa zawodników, dowodzona przez Łukasza Kruczka nie pojawi się na kończących FIS Team Tour zawodów w Oberstdorfie (16-17 lutego), dlatego dzisiejszy występ naszych zawodników w Klingenthal był ich ostatnim przed Mistrzostwami Świata w Val di Fiemme. Na niemieckim mamucie pojawią się podopieczni Roberta Matei, w składzie: Krzysztof Biegun, Barłomiej Kłusek, Klemens Murańka, Aleksander Zniszczoł i Jan Ziobro.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomeczowe wypowiedzi po meczu Włókniarz - Sparta

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto