Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

PŚ w Willingen: Stoch dogonił Prevca. Pora na igrzyska

Dawid Bożek
Dawid Bożek
Kamil Stoch w ekspresowym tempie odzyskał żółty plastron lidera PŚ, w dodatku wygrywając tam, gdzie jeszcze nigdy dotąd nie stanął na podium. Apetyty na sukces w Soczi wzrosły do niebotycznych rozmiarów. Pytanie, czy Polak wytrzyma presję.

W już trzyletniej historii zwycięstw Kamila Stocha w zawodach Pucharu Świata nie zdarzyło się jeszcze, aby Polak dwukrotnie triumfował w przeciągu całego pucharowego weekendu. Oczywiście, każdy kibic skoków przypuszczał, że prędzej czy później taka sytuacja się wydarzy, ale chyba nikt nie przypuszczał, że stanie się to dokładnie tydzień przed pierwszym olimpijskim konkursie w Soczi. Stało się to w zawodach, na których jeszcze nawet nie miał przyjemności stać na podium. Ponadto misja odebrania żółtego plastronu lidera Peterowi Prevcowi została wykonana. Muhlenkopfschanze od dziś jest kolejnym szczęśliwym miejscem na mapie Stocha.

Odzyskany skarb

A jeszcze tydzień temu tak spokojnie nie było. Po zawodach w Sapporo w środowisku „kibicowskim” zawrzało. Z ust sympatyków skoków wylało się wiele niepochlebnych opinii na temat decyzji Łukasza Kruczka o nie zabieraniu na japońskie zawody kadry olimpijskiej. Nieobecność Kamila Stocha w Sapporo z nawiązką wykorzystał Peter Prevc, który już po pierwszym konkursie został nowym liderem PŚ. Później przewagę na Polakiem powiększył, co zasmuciło polskich fanów. Istniało zagrożenie, że Stoch może w końcówce sezonu nie zatrzymać będącego ostatnio w wielkiej formie Słoweńca.

Trzeba przyznać, że obawy kibiców, co zresztą pokazały zawody w Niemczech, były bardzo przesadzone, a co najistotniejsze, trochę przedwczesne. Kamil Stoch był absolutnie najjaśniejszą postacią konkursów w Willingen. Taką stabilną dyspozycją, jaką prezentował nasz zawodnik, nie mógł pochwalić się absolutnie nikt. W każdym skoku widać było stoicki spokój mistrza świata i absolutny brak presji wyniku. Różnica między Stochem a Prevcem jest na pierwszy rzut oka bardzo widoczna. Słoweniec odebrał przewodnictwo w Pucharze Świata wskutek nieobecności Polaka w Japonii. Kamil natomiast był w stanie wrócić na pozycję lidera, walcząc ramię w ramię ze swoim najgroźniejszym rywalem.

Powtórka z historii

Żółty plastron to jednak nie jedyna korzyść z tego weekendu dla Stocha. Drugi raz w tym sezonie Polak przed ważną imprezą jest na ustach wszystkich. Jego zwycięstwa podgrzały głowy kibiców i ekspertów aż do czerwoności. Polak zaledwie sześć dni przed konkursem olimpijskim na skoczni K-95 jest głównym faworytem do złotego medalu olimpijskiego. Sam sobie na to miano zapracował, ale również już wcześniej doświadczył, że bycie numerem jeden wśród bukmacherów wiąże się z dużym ciężarem oczekiwań.

Tydzień przed pierwszym konkursem Turnieju Czterech Skoczni Stoch zwyciężył w zawodach w Engelbergu. Swoimi fenomenalnymi skokami przyćmił całą stawkę, a w zachwytach nad Polakiem rozpływał się chyba każdy szkoleniowiec. Wydawało się, że Polak w końcu stanie na podium prestiżowej imprezy, a może powtórzy sukces Małysza sprzed trzynastu lat. Wtedy jednak wózek pchany przez Polaka stawał się coraz cięższy, a on sam wyglądał na dość przygaszonego. Nie skakał źle, jednak nie jest niczym komfortowym, jeśli z głównego aktora rywalizacji dość szybko zmieniasz się w postać drugoplanową. – Była wtedy duża presja z zewnątrz i bardzo trudno było mi sobie z tym poradzić – wspominał Stoch podczas zawodów w Wiśle.

Wiadomo, że powtórki z rozrywki nie chcą dopuszczać do myśli ani kibice, ani trenerzy, ani on sam. Wygląda na to, że do startu igrzysk trzeba będzie chuchać i dmuchać na Polaka, aby z jego formą nie stało się nic nieoczekiwanego. Puchar Świata to tylko Puchar Świata i trzeba brutalnie przyznać, że nawet podwójna wygrana w Willingen nie znaczy absolutnie nic. Sytuacja w stawce może zmienić się diametralnie. Na tyle, że coraz częściej przy okazji igrzysk olimpijskich mówi się o czarnych koniach najbliższej rywalizacji.

Wiadomo, że...nic nie wiadomo

Tylko czy po ostatnich konkursach można powiedzieć cokolwiek konkretnego w tej kwestii? W Willingen z bardzo dobrej strony pokazał się Severin Freund, zajmując za każdym razem drugi stopień podium. W dalszym ciągu mocni wydają się być Słoweńcy, choć gdy do Niemiec przyjechało więcej zawodników w pucharowej czołówki, już nie wyglądali na dominatorów. Owszem, drużynowo są w tym momencie najmocniejsi na świecie, jednak w ich przypadku widać nałogowy brak stabilności. Żaden z podopiecznych Gorana Janusa nie mógł pochwalić się oboma dobrymi i dalekimi skokami w konkursie. Ponadto nie zawsze radzą sobie z presją, co pokazał wczorajszy wyczyn Tepesa i dzisiejszy Prevca.

Stabilność to w ogóle słowo-klucz rywalizacji w Willingen. Nie radzą sobie z nią również Niemcy, którzy poza Freundem nagle zaczęli hamować. Japończycy mają wciąż świetnego Noriakiego Kasai oraz Daikiego Ito – ale na tym przecież drużyna się nie kończy. Austria czeka na Thomasa Morgensterna, który pod okiem Heinza Kuttina w ten weekend w Oberstdorfie budował olimpijską formę oraz liczą, że kilkudniowy pobyt w Dubaju pomoże Gregorowi Schlierenzauerowi naładować akumulatory. Thomas Diethart w Niemczech złapał lekką zadyszkę i po raz pierwszy w tym sezonie (nie licząc dziwnego konkursu w Zakopanem) nie znalazł się w pierwszej szóstce zawodów. Kogo by nie przeanalizować, w każdej drużynie znajdziemy niewiadomą.

I nawet fenomenalne zawody Kamila Stocha nie zakryją dość niemrawego występu pozostałych olimpijczyków. Poza głównym aktorem tego widowiska najlepszym wynikiem może pochwalić się Maciej Kot – 16. miejsce w niedzielnym konkursie. Przez moment wydawało się, że do dobrej dyspozycji dochodzi Dawid Kubacki, ale i jemu zdarzają się skoki z gatunku tych „do zapomnienia”. Jan Ziobro, co powtarza na każdym kroku, nie ma szczęścia do pogody. Dziś przez kłopoty z wiatrem nie zakwalifikował się do drugiej rundy. Problem w tym, że w tym sezonie rzadko trafi się sprawiedliwy konkurs, a na igrzyskach nie będzie wymówek. Zdecydowanie najsłabszym ogniwem kadry Kruczka jest Piotr Żyła, a obrazem jego formy jest równia pochyła. Na dziś nie łapie się do ścisłej grupy, która dostanie szansę występu w pierwszym olimpijskim konkursie. Pocieszeniem dla polskich kibiców może być jedno – w Willingen było wiadome to, że…nic nie było wiadome. Siedem dni przed igrzyskami nie można absolutnie nic przewidzieć. Chciałoby się zatem powiedzieć: „niech te igrzyska będą nieprzewidywalne”. Ale z korzyścią dla biało-czerwonych. Tak banalnie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto