Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Puchar Świata w Val di Fiemme - podsumowanie

Dawid Bożek
Dawid Bożek
Spektakl pod tytułem „Weekend Pucharu Świata w Predazzo” miał swoich dwóch bohaterów. Pierwszy z nich to Gregor Schlierenzauer, drugi to Kamil Stoch.

Obserwując uważnie rywalizację we Włoszech, można było odczuć coś w rodzaju „deja vu”. Podczas gdy inni starają się odnaleźć analogię do wydarzeń sprzed dziewięciu lat (podwójne mistrzostwo świata „Orła z Wisły”), podobnych zbiegów wydarzeń nie trzeba daleko szukać - a znajdziemy je w Zakopanem. Te same lokaty zajmowane przez Stocha (pierwsza i siódma), te samo grono zwycięzców, a także znana para wodzirejów spod Wielkiej Krokwi, zachęcająca do dopingu małą grupę sympatyków pod skocznią (powiem szczerze, mnie też ten fakt zdziwił).

Biorąc pod uwagę pierwsze skoki Kamila na Trampolino Dal Ben, niektórzy kibice mogli być pesymistycznie nastawieni, co do jego rywalizacji z najlepszymi. Ani w piątek, ani w sobotę rezultaty Stocha nie były rewelacyjne. Czy była to zasłona dymna, czy chwilowy spadek optymalnej dyspozycji – wie to już sam zawodnik. Mimo wszystko, jeżeli tak ma wyglądać forma Polaka na przestrzeni danego weekendu Pucharu Świata, z pełną odpowiedzialnością oświadczam, iż chcę, by każdy weekend był taki jak ten. Już tydzień temu w Sapporo mieliśmy tego przykład. Dla skoczka z Zębu to drugie zwycięstwo w tym sezonie, a piąte w karierze.

Mały jubileusz w dolinie di Fiemme miał okazję obchodzić Gregor Schlierenzauer. Austriak w sobotę odniósł swoją piątą wygraną w sezonie, co w ostatecznym rozrachunku dało mu już czterdzieste pucharowe zwycięstwo. Schlierenzauera można podziwiać bądź nie, ale jednego nie można mu odmówić - Gregor ma dopiero 22 lata, a już wyprzedził w liczbie wygranych takie gwiazdy światowych skoków jak Adam Małysz czy Janne Ahonen, nie wspominając już o Jensie Weissflogu. Gonitwa za liderem tego rankingu, Matti Nykanenem może dobiec końca jeszcze w tym sezonie (legendarny Fin stawał na najwyższym stopniu podium 46 razy).

Kto poza Polakiem i Austriakiem może zaliczyć włoskie konkursy do udanych? Bez wątpienia duet z Niemiec, czyli Severin Freund i Richard Freitag. Ten pierwszy powrócił na konkursowe podium po niecałych dwóch miesiącach przerwy (ostatni raz 23-latek zagościł w pierwszej trójce w Harrachovie, 11 grudnia 2011r.), przegrywając w sobotę tylko ze Schlierenzauerem. Freitag zaś dzięki 9. i 4. miejscu umocnił się na szóstym miejscu w ogólnej punktacji Pucharu Świata. Miło było także zobaczyć w pierwszej dziesiątce powracającego do pucharowej karuzeli, słabo ostatnio skaczącego Bjoerna-Einara Romoerena (7. w niedzielę), Andreasa Wanka (9. w niedzielę), a także Simona Ammanna (5. w sobotę).

Jeśli już mówimy o Norwegach, kolejne dwa świetne konkursy może zapisać do swoich tegorocznych startów Anders Bardal. 29-letni Norweg co prawda we Włoszech regularnie przegrywał ze Schlierenzauerem, to jednak zyskał w stosunku do lidera PŚ Andreasa Koflera, który w Predazzo skakał przeciętnie. W tym momencie trzech wyżej wymienionych zawodników przekroczyło granicę tysiąca punktów, przez co znacznie oddalają się od pozostałych w klasyfikacji. Poważne problemy ma Andreas Kofler, który, jeśli nie poprawi swojej dyspozycji, żółtym plastronem będzie mógł się cieszyć tylko do przyszłotygodniowych zawodów w Willingen. Jego przewaga nad Schlierenzauerem wynosi dwa punkty. Polskich kibiców zapewne ucieszy awans na czwarte miejsce Kamila Stocha kosztem Thomasa Morgensterna. Jednak tu też nie można mówić o ogromnej różnicy pomiędzy oboma skoczkami - 3 punkty.

Zarówno w sobotę, jak i w niedzielę warunki dla skoczków były w miarę optymalne, pomimo tego wiatr na skoczni dorzucał przysłowiowe „trzy grosze”. Z tego powodu, niektórzy zapewne odczuli lekkie zdziwienie, widząc na czele rezultatów z pierwszej serii takich skoczków, jak Andreas Wank, Jernej Damjan czy nawet Jure Sinkovec. W tej sytuacji nie obyło się bez sporych awansów w konkursie. Sobota to popis Thomasa Morgensterna, który wspiął się z czternastego miejsca na najniższy stopień podium. Jeszcze większy „progres” w stosunku do pierwszej serii zanotował Daiki Ito. Japończyk w niedzielne popołudnie zanotował skok z 23. lokaty na 8.

Konkursy w Predazzo byłyby milej wspomniane przez kibiców, gdyby nie kolejny fatalny występ pozostałej części naszej kadry narodowej. O ile dwukrotne nie zdobycie punktów przez Piotra Żyłę można w pewien sposób tłumaczyć przyjściem na świat jego dziecka (chociaż ten fakt powinien bardziej dodawać skoczkowi skrzydeł, aniżeli je przycinać), o tyle skoki Macieja Kota i Krzysztofa Miętusa już nie. W sumie obaj zawodnicy zebrali (uwaga!) 7 punktów i tylko w sobotnim konkursie. Gdyby chłopcy przełożyli swoje najlepsze próby z treningów i kwalifikacji wynik ten byłby przynajmniej cztery razy większy. Wiemy jednak wszyscy, że jest to problem, który trapi naszą drużynę od lat. Z żalem trzeba stwierdzić, że trzy tygodnie przed najważniejszą imprezą sezonu, a więc Mistrzostwami Świata w lotach w Vikersund, nie mamy mocnej czwórki w walce o czołowe miejsce w konkursie drużynowym. Obawiam się, że „drużynówka” w Willingen może w dosadny sposób obnażyć braki polskiej reprezentacji skoczków. Bo oprócz Kamila Stocha nie ma w tym momencie nikogo, kto pomógłby w wywalczeniu przyzwoitego rezultatu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto