Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

„Pułapka na myszy” Olgi Lipińskiej – w potrzasku intrygi

Adrianna Adamek-Świechowska
Adrianna Adamek-Świechowska
Marcin Kuźmiński jako Agata Christie w spektaklu "Pułapka na myszy"
Marcin Kuźmiński jako Agata Christie w spektaklu "Pułapka na myszy" Tomasz Żurek/Materiały prasowe
Agata Christie, Olga Lipińska, zespół Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie – czegóż pragnąć więcej? Klasycznie skonstruowana i mistrzowsko zrealizowana „Pułapka na myszy” nie rozczarowuje, ale wywiera na widzach silne wrażenie.

W zimowy wieczór publiczność zasiada na widowni dużej sceny dziewiętnastowiecznego gmachu teatralnego w Krakowie, by rychło się przekonać, że zgromadziła się przy kominku w angielskim salonie pensjonatu Monkswell Manor pod Londynem, na pustkowiu odciętym od świata przez śnieg i zamieć, aby zaprzątać sobie głowę rozlicznymi pytaniami natury nie tylko kryminalnej. Zachęca ją do udziału w dociekaniach detektywistycznych sama autorka intrygi, Agata Christie w nonszalanckiej formie, w wykonaniu Marcina Kuźmińskiego, asystenta reżysera, sugerując przyjęcie dystansu wobec mających nastąpić wypadków. Wkrótce jednak okaże się, że zachowanie spokoju jest niemożliwe. Misternie skomponowana historia stopniuje napięcie, konstrukcja akcji niepostrzeżenie wciąga w dramat kryminalny. Realistycznie zarysowana scenografia i kostiumy sprzyjają ułudzie autentyczności przedstawionych sytuacji.

Akcja w ekspozycji rozwija się jeszcze leniwie, układa w obyczajową opowieść o młodym, zwyczajnym małżeństwie, które stawia pierwsze kroki w branży hotelarskiej. Akt pierwszy wprowadza kolejnych klientów pensjonatu Mollie i Gilesa Ralstonów (w tej roli Barbara Kurzaj i Grzegorz Łukawski). Prezentacja osób odbywa się w przypadkowym porządku, wkraczają na scenę osobno, przybywając na nocleg uprzednio zarezerwowany lub też niespodziewanie, powierzchownie przedstawiając się gospodarzom. Sceny rozgrywek interpersonalnych pozwalają uwidocznić indywidualne charaktery, skrywane namiętności, a niekiedy tożsamość. Tworzyć się zaczynają ugrupowania postaci na zasadzie pierwszych sympatii, przy czym kokieteria i uwodzenie zostały rozegrane prawdziwie, z głęboką znajomością arkanów efektów komicznych.

Nic z pozoru nie zdradza śmiertelnego niebezpieczeństwa, w jakim znajdą się mieszkańcy pensjonatu, choć zdaje sobie sprawę z tego widz. Naiwne i zagadkowe zachowania bohaterów wzbudzają jego czujność. Odcięcie od świata w sensie dosłownym odbiera jako zagrożenie życia, podczas gdy postaci skłonne są narzekać jedynie na niewygody niewielkiego pensjonatu. Upewnia go o niebezpieczeństwie, niby zapowiedź mrocznych zdarzeń, powtarzający się przeraźliwy hałas zimowego wiatru, który wdziera się przez okno balkonowe do salonu, ilekroć pojawi się u drzwi gość lub przestąpi próg domu któryś z domowników. Gwałtowność silnego wiatru potęguje nastrój grozy, z czego bohaterowie nie zdają sobie sprawy nawet wówczas, gdy przez drzwi balkonowe wkroczy do salonu na nartach sierżant policji Trotter.

Mimo że nieznana jest bliżej sama zbrodnia, widz podejrzewa o nią każdego. Nie ma pojęcia wszak o celu zabłąkania poszczególnych postaci do podlondyńskiego pensjonatu. Ponadto wszyscy bohaterowie wydają się zdolni do zbrodni. Roszczeniowa pani Boyle (odegrana przez Annę Sokołowską) nie zdobywa niczyjej sympatii, podobnie jak drażliwa, przebojowa młoda dama w męskim garniturze – panna Casewell (w tej roli Marta Chodorowska). Oryginałami są artysta Christoher (Grzegorz Mielczarek), major Metcalf (Feliks Szajnert) oraz cudzoziemiec Paravicini (Marcin Kuźmiński). Wraz z wkroczeniem na scenę ostatniego aktora dramatu – sierżanta policji (w osobie Krzysztofa Piątkowskiego) akcja nabiera rozpędu i sensacyjnego charakteru. Kiedy zaczyna się dochodzenie, kto poprzedniego dnia w mieście popełnił zbrodnię i zapowiedział kolejne morderstwa, nie ma już czasu na zastanowienie się nad rozstrzygnięciem zagadki.

Wtargnięcie policjanta nagle wytwarza katastrofę dramatyczną. Wówczas z werwą i elegancją odegrane postacie zaczynają ujawniać nieznane wcześniej zależności, które pogłębiają podejrzenia co do ich zamieszania w zbrodnie. Nawiązujący do Szekspirowskiego Hamleta tytuł przywołuje znany sposób tropienia zbrodni przy pomocy inscenizacji. Sytuacja odegrania cudzych ról pojawia się w analogicznej funkcji – służy ujawnieniu sprawcy, ale jedynie za sprawą nieoczekiwanego zbiegu okoliczności. W pozbawionym przerw przedstawieniu uwaga trzymana jest konsekwentnie w napięciu aż do niespodziewanego finału, który podnosi wartość zręcznej gry dramatycznej.

Realizacja krakowska sztuki Pułapka na myszy autorstwa Agaty Christie, wystawianej bez przerwy na różnych scenach od czasu premiery 25 listopada 1952 roku na londyńskim West Endzie, potwierdza słuszność słów autorki, zapisanych w Autobiografii: „W tej sztuce każdy znajdzie coś dla siebie, niezależnie od wieku i gustu”. Trzeba wszakże pewnego wyrobienia odbiorczego, żeby wyczuć jej efekty artystyczne. Wartość sztuki tkwi głównie w figurach i wspaniale zaaranżowanej grotesce. Kwintesencji przedstawionej historii szukać trzeba w dialogach, dotykających ponadczasowych kwestii moralno-społecznych. Niepozbawiona znamion komizmu kryminalna historia, spointowana w finale przez ducha autorki sztuki, niewątpliwie wywiera na widzach wrażenie.

Pułapka na myszy, sztuka Agaty Christie, reż. Olga Lipińska, Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, premiera 15 V 2007 r; recenzja spektaklu z 24 I 2013 r.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto