...zmusiły mnie do oglądu sprawy z pozycji obywatelki, obserwatorki, mięsożernej, nie koszernej, szanującej zwierzęta i wrażliwej na niepotrzebne ich cierpienie.
Niepotrzebne cierpienie
Jedno ze szczytnych haseł demonstracji obrońców zwierząt, jaką pokazała telewizja brzmi: „Polacy to nie sadyści”. Uogólnienie takie wskazuje na całość Polaków, którzy sadystami nie są, a ja – po przypomnieniu sobie codziennych doniesień o znęcaniu się nad psami, kotami, końmi, o zakładaniu wnyków w lasach, o głodzeniu bydła domowego, biciu i mordowaniu dzieci, byłabym w stanie stanąć w kontrdemonstracji z hasłem „Polacy to jednak sadyści”.
Dlaczego gremia walczące z ubojem rytualnym nie przedyskutują z najbardziej zainteresowanymi techniki zabijania opracowanej przez doktora Guillotin, który w trosce o równość przy wykonywaniu kary śmierci oraz zmniejszenie niepotrzebnego
cierpienia opracował technikę niezawodnej i szybkiej dekapitacji?
Sposób wypraktykowany na ludziach powinien się sprawdzić na zwierzętach: śmierć natychmiastowa po przecięciu rdzenia kręgowego i wykrwawienie zupełne. Makabra? Owszem. Mniejsza jednak od plakatów z krową, obnoszonych w demonstracjach i służących za tło zakłamanych dyskusji.
Nie tu jest jednak pies pogrzebany: kolejny diabeł z pudełka to dyskusja, czy Polacy to antysemici, czy nie. Oczywiście oficjele partyjni i sejmowi idą w zaparte; zakaz i owszem, ale ustawa… konstytucja…dopuszczenie…potrzeby własne…szanuje…uwzglednia…i w ogóle nic z antysemityzmu a na ogół czarne jest białe; po czym na tle fałszującego chóru polityków, posłów i dziennikarzy zabrzmiał solista, który bez wyłamywania palców i darcia zębami chusteczki do nosa, nazywa rzecz po imieniu.
Tak – uchwała przeciw odwieszeniu zakazu uboju rytualnego nosi cechy praktycznego, stosowanego antysemityzmu.
Mówi w Faktach po Faktach prawnik, Roman Giertych: … "nie akceptuję uboju rytualnego jako sposobu postępowania ze zwierzętami", "natomiast w polskim systemie prawnym i w polskiej tradycji jest coś takiego jak usus, czyli utrwalony zwyczaj". Powiedział to w kontekście uwarunkowań
i trudno nie przyznać mu racji.
Ciąg dalszy niepotrzebnych cierpień
Druga stronę zakazu, który uaktywnił wielostronną działalność dyplomatyczną, wywołał protesty, oświadczenia i wyrazy oburzenia z powodu tychże oświadczeń, jest wypowiedź doświadczonego działacza sejmowego, który stawia sprawę jasno: teraz żywe zwierzęta będą eksportowane tam, gdzie będzie można dokonywać uboju.
Eksport żywych zwierząt oznacza dodatkową ich mordęgę, bo o warunkach przewozu bydła rzeźnego i koni nie jeden raz była mowa i nie były to doniesienia o dobrostanie zwierząt w trakcie wielogodzinnej jazdy. Stłoczone w przyczepach, bez wody, bez jedzenia, z połamanymi kończynami – to warunki, w jakich większość zwierząt rzeźnych dojeżdża do swej stacji końcowej.
W sumie - zarówno Żydzi jak i muzułmanie będą jedli swoje wykrwawione mięso, ale biznesowa strona zakazu przyniesie zarówno negatywne skutki finansowe dla przedsiębiorców, jak i niewymowne, dodatkowe cierpienia bydła.
Trudno mi w tym momencie nie przejść do satyrycznej strony zakazu, demonstracji i nadzwyczajnych przejawów humanitaryzmu posłów i wszelkich działaczy, wykręcających na chama kota ogonem.
Po poważnych dywagacjach pora przejść do oczywistych idiotyzmów, wypełniających coraz bardziej naszą przestrzeń publiczną.
Rzecz dotyczy pana Kukiza i redakcji „Do Rzeczy”.
Otóż muzyczno-polityczny wulkan, w wyniku poprawek dokonanych w jego felietonie wybuchł był okrzykiem: Nie do przyjęcia jest dla mnie kult Kaczora!
Redakcja autora ugłaskała, dokonano kolejnych poprawek, pan Kukiz przyznał, iż zareagował był zbyt
i przyznał ostatecznie, … „ że kontrowersję wzbudziło słowo "kaczki". Liczba mnoga rzeczywiście mogła w tym wypadku zostać odebrana jako naruszenie dobrej pamięci śp. Lecha Kaczyńskiego „-…
Dlaczego przytaczam ten idiotyzm w powiązaniu z poważnym tematem o koszernym uboju? Ano – proponuję, aby idąc za ciosem, obrońcy zwierząt wnieśli o urzędowy zakaz jedzenia super polskiej zupy - czerniny.
Mamy tu bowiem zgrozę podwójną: podrzynanie gardła (ubój na rzecz smakoszy nie koszernych!), oraz okrutnie uśmiercane kaczki oraz kaczory (pisane przez małe „k” poniewierają pamięć śp. Lecha i podważają autorytet prezesa).
Zgroza podwójna, przy której jedzenie kaszanki i krupnioka to już mały pikuś.
Również kaczka po pekińsku wzbudzać może najwyższe emocje i konsument o mentalności pana K. powinien zwalczać ten smakowity przejaw nieposzanowania pamięci…
Ps. Jestem z całym szacunkiem dla osób, które mięsa nie jedzą, bo tak sobie postanowiły.
Podejrzewam jednak, że większość obrońców zwierząt wzmacnia siły między demonstracjami solidnym hamburgerem.
Jak kupić dobry miód? 7 kroków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?