Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rosja bez lukru

Marcin Bobiński
Marcin Bobiński
Okładka"Zagubionego kosmonauty" Daniela Kaldera
Okładka"Zagubionego kosmonauty" Daniela Kaldera Wydawnictwo Czarne
"Zagubiony kosmonauta" Daniela Kaldera to opowieść o rosyjskiej prowincji, urzekająca brakiem politycznej poprawności. Autor dociera w miejsca, gdzie pojawienie się cudzoziemca to wydarzenie dnia, by przekonać się, że wydarzenie wydarzeniem, ale rosyjskiej mentalności to nie zmieni.

"Zawsze podejrzewałem, że Rosja częściowo nie istnieje. A już na wschód od Moskwy nie istnieje na pewno" - zaczyna wstęp do książki Kaldera Andrzej Stasiuk. "Ale nie chciałem tego mówić głośno. Myślałem sobie, że mogę się mylić, że ulegam wygodnym złudzeniom, albo, co gorsza, powielam typowy dla Polaka antyrosyjski stereotyp. Tak więc podejrzewałem, że Rosja nie istnieje, a z drugiej strony gnębiły mnie wyrzuty sumienia: a może ty tę biedną Rosję jednak krzywdzisz?" Po czym Stasiuk dodaje, że po lekturze "Zagubionego kosmonauty" jego sumienie ucichło.

Bo okazuje się, że Rosja istniejąc nie istnieje. Jak to? Po prostu nie istnieje w sensie, w jakim przedstawiciele świata zachodniego pojmują świat. Choć pozory wydają się wskazywać, że mamy do czynienia ze rzeczywistością przypominającą nam coś, co znamy, to po chwili okazuje się, że to tylko złudzenie. Urzędnik odpowiedzialny w prowincjonalnym mieście za kontakty z prasą (autor w którymś momencie zaczyna się podawać za dziennikarza, bo informacja, że pisze książkę, wydaje się rozmówcom mocno abstrakcyjna) w świecie zachodnim nie posiadałby się z radości, że ktoś zainteresował się jego miejscowością i z pewnością służyłby wszelką możliwą pomocą. W Rosji taki urzędnik jest najpierw zdziwiony, potem niczego nie wie, a widząc, że zainteresowany nie rezygnuje, wręcza mu na odczepnego listę kontaktów, z których połowa jest nieaktualna, a druga połowa kompletnie nieprzydatna.

A czy na Zachodzie mogłoby się zdarzyć, że najtańszy nocleg znajdziemy podając się za cudzoziemca szukającego żony? A w Rosji taki delikwent może skorzystać z niedrogiego, wynajmowanego nawet na kilka tygodni mieszkanka. Takich sytuacji z pogranicza absurdu i paranoi znajdziemy w tej książce mnóstwo, bo na pewno nie można zarzucić autorowi, że ulega politycznej poprawności. Szkot Daniel Kalder spędził w byłym Związku Radzieckim blisko dziesięć lat, więc z tamtejszą rzeczywistością obeznany jest dobrze, a mimo to nie traci zdroworozsądkowego spojrzenia.

"Zagubiony kosmonauta" nosi podtytuł "zapiski antyturysty", a na początku książki znajdziemy manifest takiegoż antyturysty właśnie. Wynika z niego między innymi, że antyturysta unika miejsc uważanych za atrakcyjne, gardzi wygodami, wybiera się zawsze w niewłaściwą porę roku i stara się "nie leźć w oczy". Kalder ten manifest realizuje wzorowo, bo czy klasyczny turysta wybrałby się na przykład do Iżewska, którego głównymi atrakcjami są kombinat metalurgiczny Iżmasz i twórca słynnego karabinu AK-47 Michaił Kałasznikow, z którym zresztą nie sposób się spotkać? "Zagubiony kosmonauta" to relacje z podróży do europejskich części Rosji - Tatarstanu, Kałmucji, Republiki Mari i Udmurcji - a mimo to mamy wrażenie, że wreszcie czytamy o czymś nowym, a Rosja to coś więcej niż mauzoleum Lenina i Ermitaż ("jedyni prawdziwi odkrywcy to antyturyści", twierdzi autor).

Książce uroku przydaje na pewno powiew autentyzmu, jaki nadał jej autor. Kalder nie udaje, że jest przebojowym reporterem, który zawsze znajduje się w centrum wydarzeń. Po pierwsze, specjalnie nie ma mowy o jakichś wydarzeniach, a po drugie, autor jest dosyć nieporadny, czego uczciwie nie kryje przed czytelnikiem. Kiedy przyjeżdża do Iżewska w Udmurcji i nie ma tam kompletnie żadnych spotkań czy kontaktów, wpada na pomysł, by napisać reportaż... na podstawie książek siedząc w pokoju hotelowym. Kto wie, ile reporterskich hitów powstało w ten sposób - tu jednak przynajmniej autor lojalnie nas o tym uprzedza. Ostatecznie jednak jakieś spotkania dochodzą do skutku, ale zbyt wiele się nieszczęsny autor nie dowiaduje - tu znów obrazek powtarzający się za każdym razem - rozmówcy powtarzają wyuczone pewnie jeszcze za czasów komunistycznych formułki. Kiedy autor usiłuje dowiedzieć się czegoś o pierwotnych pogańskich wierzeniach Maryjczyków, najwyższy kapłan owej wiary okazuje się być żądnym sławy byłym kierownikiem kołchozu, który zbiera wycinki na własny temat i co chwila podkreśla, że jego biogram znalazł się w "Who is who w Republice Mari". Jednym słowem, reporter nie dość, że mało przebojowy, to jeszcze pechowiec.

Mogłoby to wywołać wrażenie, że mamy do czynienia z powierzchowną relacją typowego człowieka Zachodu, nie grzeszącego wiedzą. Nic bardziej mylnego. Autor niejednokrotnie wykazuje się solidną znajomością historii (spodziewalibyście się, że Szkot będzie wiedział o Katyniu?), nieraz (jak w przypadku wspomnianych wierzeń Maryjczyków) wie więcej niż jego miejscowi rozmówcy, a do rozmów - mimo pozorów ignorancji - jest bardzo dobrze przygotowany.

Dodatkowego smaczku książce dodaje poczucie humoru autora - najczęściej jest to humor czarny. Co jakiś czas Kalder przerywa narrację racząc nas swoim pomysłem na scenariusz filmowy ("Uwaga dla potencjalnych producentów: (...) tylko poważne oferty!"), oczywiście naigrywając się z komercyjnych klisz. Na przykład rozgrywające się w latach 70. XX wieku "Gangi Kazania" to scenariusz pokazujący "beztroską, zuchwałą, żywiołową przemoc młodości w tej ostatniej chwili przed nadejściem dojrzałości, której cień odbierze jej blask", zaś w Iżewsku rodzi się pomysł na film o życiu lesbijek w stalinowskiej Rosji. W końcu "o ile pisarze są często ubodzy, reżyser nawet najbardziej gównianego filmu ma zawsze przyzwoitą chatę". Narrację można też zawsze przerwać rankingiem potraw serwowanych w iżewskim fastfoodzie (nazwa "Mig Mag" dziwnie pachnie podróbką McDonalda), zdjęciem kałmuckiego graffiti z Teletubisiami albo po prostu "irytującym przerywnikiem służącym budowie napięcia".

"Zagubiony kosmonauta" najwyraźniej nie został przetłumaczony na rosyjski, skoro pozwolono autorowi znów wjechać do Rosji, by napisał kolejną książkę. "Dziwne teleskopy" mają się ukazać po polsku w 2010 roku. Coś tam jednak musiało do Rosjan dotrzeć, bo strona internetowa autora przestała działać. Hakerzy znad Wołgi?

Daniel Kalder "Zagubiony kosmonauta. Zapiski antyturysty"; przekład Maciej Ignaczak i Piotr Siemion; Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2008

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto