Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rozmowa o pierwszej pomocy z ratownikiem-wolontariuszem

Alicja MP
Alicja MP
Krzysztof Maliński, Jura Krakowsko-Częstochowska
Krzysztof Maliński, Jura Krakowsko-Częstochowska Fot. Paweł Kowalski
Kilkanaście dni temu, przypadkiem, na planie filmowym spotkałam niezwykłego człowieka. Nie spodziewałam się w takim miejscu poznać pasjonata ratownictwa. Wtedy nie było czasu na dłuższą rozmowę, ale udało nam się spotkać jeszcze raz i tak powstał ten wywiad.

Pożar, powódź, wypadek drogowy, napad, gniazdo szerszeni, kot nie może zejść z drzewa - wzywamy pomoc. Strażacy, policjanci, ratownicy - to oni spieszą nam na ratunek. Żyją w ciągłym stresie. Można wyprać ubranie po pożarze, ale psychiki nie da się tak łatwo „wyczyścić”.

Krzysztof Maliński, ratownik-wolontariusz, 35 lat, warszawiak, wysoki blondyn o miłym uśmiechu. Studiował w łódzkiej szkole filmowej, na co dzień pracuje przy produkcjach filmowych. Zodiakalny Wodnik, lubi niebieski kolor i różną muzykę, ale najchętniej słucha rocka i metalu. W Tatrach Wysokich zdobył już wszystkie szczyty, w Alpach szczyty - Allalinhorn, Mont Blanc i Monch prawie zdobył. Niestety blisko celu nastąpiło nagłe pogorszenie pogody, zbliżała się noc i trzeba było zawrócić. Jest płetwonurkiem, skoczkiem spadochronowym. Marzy o prawdziwej miłości, zdobyciu Mont Everestu i ratownictwie w TOPR.

Co spowodowało, że jako wolontariusz pracujesz w ratownictwie?
- Już w liceum, w klasie maturalnej, o tym myślałem i nawet trafiłem kiedyś do lekarza, który organizował kursy dla ratowników, ale wtedy nie udało się. Dopiero dużo później, kiedy miałem już prawo jazdy, swój samochód, jechałem i zastanawiałem się co by było gdybym na trasie spotkał wypadek. Jak zareagowałbym, czy umiałbym pomóc, coś zrobić poza wezwaniem pogotowia? Odpowiedź była kiepska - niewiele potrafiłbym pomóc, podobnie jak większość ludzi.

Wtedy zrodziło się postanowienie, że musisz to zmienić?
- Tak. Wróciłem do domu i w internecie znalazłem odpowiednie kursy - to było szkolenie w Ośrodku Polskiego Czerwonego Krzyża. Zapisałem się na kurs podstawowy, a potem zrobiłem wszystkie możliwe stopnie kursów, także kurs pediatryczny, obsługi defibrylatora zewnętrznego, kurs odbioru porodu w warunkach ulicznych, kwalifikowanej pierwszej pomocy oraz kurs instruktorów ratownictwa. Wyjeżdżałem na obozy kondycyjne, na ogół to były tylko weekendy, ale bardzo dużo mi to dało. Nauczyłem się udzielać pierwszej pomocy w różnych warunkach, trudniejszych niż w mieście na ulicy. Przeszedłem także pewien „chrzest bojowy” jeździłem jako wolontariusz karetką z ratownikami do różnych wypadków.

Po tych kursach masz prawo uczyć innych?
- Kursy, w których uczestniczyłem prowadzone były przez doświadczonych lekarzy, ratowników medycznych. Zdobyłem prawo uczenia pierwszej pomocy i przez rok wspólnie z koleżanką prowadziliśmy takie szkolenia. Staraliśmy się, aby był wysoki poziom. Aranżowaliśmy różne wypadki „na żywo”. Pomogła mi w tym praca przy realizacjach na planie filmowym.

W ten sposób ludzie uczyli się więcej - jak reagować i zachować spokój gdy ktoś krwawi, ciężko oddycha, płacze, jęczy z bólu. Było to duże poświęcenie ludzi, którzy udawali poszkodowanych i oczywiście uczących się, ale - jak wszyscy stwierdzili - opłacało się, bo dużo się nauczyli. Zajęcia odbywały się w różnych miejscach, różna była pogoda, różne pory dnia i nocy.

Jak trafiłeś do straży w Milanówku pod Warszawą?
- Na jednym z kursów był strażak z Ochotniczej Straży Pożarnej w Milanówku. Dla nich też organizowaliśmy kilka kursów związanych z wypadkami drogowymi. Tak się poznaliśmy, a ponieważ potrzebowali kogoś z moim doświadczeniem, zdecydowałem się.

Taka postawa, chęć niesienia pomocy innym skądś się bierze. Trzeba lubić ludzi, mieć określone predyspozycje, być wrażliwym.
- Lubię ludzi. W każdej sytuacji jeśli tylko mogę pomóc to staram się to robić. Tak zostałem wychowany. Z domu wyniosłem, że nie można być obojętnym wobec drugiego człowieka, który potrzebuje pomocy.

Jak to, że syn jest ratownikiem-wolontariuszem przyjęli rodzice?
- Z początku z trudem. Znikam przecież ciągle z domu, czasem na wiele dni. Jednak zrozumieli
i zaakceptowali tę moją pasję.
Jesteś już od kilku lat w ratownictwie, czy obserwujesz poprawę wyposażenia w nowoczesny sprzęt? Czy jest lepiej, czy możemy liczyć na szybką pomoc?
- Daleko nam do ideału, ale jest znacznie lepiej niż kilka lat temu i stale poprawia się. Jednak ciągle brak jest pieniędzy, aby przyspieszyć ten postęp. Moim zdaniem np. w Warszawie jest ciągle za mało tych służb w stosunku do potrzeb, za mało jest karetek, a poza tym Warszawa i w ogóle duże miasta są często nieprzejezdne, na ulicach są korki. To wszystko wydłuża czas dojazdu z pomocą, a przecież liczy się każda minuta.

Dysponujemy już dobrze wyposażonymi karetkami ze sprzętem hydraulicznym, który jest niezbędny przy wypadkach drogowych np. do cięcia aut, aby można było wyjąć osoby zakleszczone w samochodzie. Do pożaru mamy specjalne ubrania, które chronią nas przed wysoką temperaturą, hełmy, maski, kominiarki, odpowiednie buty, aparaty chroniące drogi oddechowe, coraz częściej ciężkie butle zastępowane są lekkimi butlami kompozytowymi.

Brałeś udział w różnych wypadkach, pożarach. Bałeś się?
- Wielokrotnie brałem udział w różnych akcjach. Czy się bałem? Nie wiem, chyba nie, bo wtedy nie myśli się o strachu. Jest komenda, akcja i trzeba jak najszybciej być gotowym. Jedziemy na
pomoc.

Czy strój ratownika pomaga, mobilizuje?
- Rzeczywiście, jest coś takiego. Kiedy wkładamy ten strój adrenalina rośnie - jedziemy do akcji, każdy jest spięty, gotowy. W samochodzie dowódca komunikuje się z centrum powiadamiania, aby więcej dowiedzieć się co nas czeka na miejscu akcji, podejmuje podstawowe decyzje. Dowódca wychodzi zawsze pierwszy z samochodu, rozeznaje zagrożenia. Na rozkaz dowódcy przystępujemy do akcji, każdy wie co ma robić. Zwykle w samochodzie jest zastęp sześcioosobowy - z przodu siedzi kierowca i dowódca, a z tyłu ratownicy. To zgrany zespół.

Jakie to uczucie uratować kogoś?
- Oczywiście zawsze jesteśmy szczęśliwi jeśli uda się komuś pomóc, uratować, dowieźć na czas do szpitala, wtedy nasz wysiłek nie idzie na marne. Po akcji rozmawiamy, analizujemy jak wszystko poszło.
Czy młodzi ludzie przychodzą na kursy pierwszej pomocy?
- Tak, mamy wspaniałą młodzież. Uczą się na różnych kursach, jeżdżą z nami do akcji jako obserwatorzy. Chciałbym zachęcić ludzi do uczenia się jak udzielać pierwszej pomocy. Kiedy czytamy, słyszymy w mediach komunikat: „W czasie ostatniego weekendu zdarzyło się X wypadków drogowych, zginęło…” uważamy, że mnie to nie dotyczy, mnie to nie spotka. Wsiadamy do samochodu i ścigamy się nie wiadomo z kim, ryzykujemy. Denerwujemy się, śpieszymy, a co się zdarzy jeśli u celu będę kilka minut później - nic. Za to jest szansa, że w ogóle dojadę.

Wypadek drogowy to przecież nie przypadek.
- Wypadek drogowy może zdarzyć się każdemu z nas, każdy może znaleźć się w tej strasznej statystyce, może byś świadkiem wypadku. Kiedy znajdziemy się w sytuacji, że trzeba udzielić pomocy to na ogół nie potrafimy. Wpadamy w panikę, nie wiemy co robić.

Na kursach pierwszej pomocy można nauczyć się jak pomóc. Podstawowy kurs trwa tylko 16 godzin i kosztuje około 100 - 150 zł, a można komuś uratować życie. Moim zdaniem odpowiednio dostosowane kursy można zaczynać już nawet z dziećmi w przedszkolu, a w szkole podstawowej i wyżej jest to absolutnie konieczne.

Czasami widzimy grupę ludzi skupionych wokół wypadku, na ulicy leży człowiek i nikt nic nie robi, ktoś wezwał pogotowie, to oczywiście bardzo dobrze, ale przecież można było już zrobić masaż serca, oddychanie - nie zrobiono nic. Bywa, że jest za późno nawet na pogotowie.

Ludzie po prostu boją się dotknąć osoby poszkodowanej, bo uważają, że mogą zrobić krzywdę.
- To normalna reakcja, ale na kursach pierwszej pomocy uczymy jak nie bać się, uczymy co można zrobić, aby pomóc w tych pierwszych minutach zanim przyjedzie fachowa pomoc.
Na kursach spotykam świetnych, młodych ludzi, którzy przyszli uczyć się, bo np. byli już w trudnej sytuacji i nie wiedzieli co robić.

To są wspaniali ludzie, chętnie się uczą, mają wiele własnej inicjatywy i widać, że zależy im, aby nauczyć się i potem pomagać innym. Poświęcają swój weekend, nie idą na dyskotekę, na randkę. Wybierają naukę, są zadowoleni, uśmiechnięci. To przyjemność szkolić takich ludzi.
Czy na kursach pierwszej pomocy uczycie w jaki sposób ratownik powinien siebie zabezpieczyć?
- Oczywiście, każdy ratownik musi umieć zadbać o swoje bezpieczeństwo przed kontaktem z krwią, z płynami fizjologicznymi osoby poszkodowanej - powinien mieć jednorazowe rękawiczki, maseczkę, musi też umieć poradzić sobie jeśli akurat tego nie ma. Uczą się także jak zadbać o zewnętrzne bezpieczeństwo, jeśli działają w warunkach drogowych muszą oznakować miejsce wypadku, aby było widoczne, by nie doszło do kolejnego zdarzenia, muszą mieć kamizelki odblaskowe, postawić trójkąt, włączyć światła awaryjne. Ludzie nieprzeszkoleni nie wiedzą jak się zachować, zwykle biegają spanikowani, nie wiedzą co robić. W ten sposób narażają siebie i innych na rozszerzenie wypadku.

Jesteście nam wszystkim bardzo potrzebni. Jak długo można być ratownikiem? To nie tylko przecież dyspozycja fizyczna, sprawność, ale także psychiczna gotowość.
- Myślę, że ratownikiem można być tak długo jak pozwoli na to zdrowie, sprawność fizyczna. Natomiast co do psychiki - po prostu trzeba pomagać, ale nie można tego przeżywać, bo wtedy pomoc może być nieskuteczna. Oczywiście bezpośrednio po akcji musimy o tym pogadać, odreagować. Potem lepiej nie myśleć o wypadku, o ludziach bo to nie jest dobre dla
nikogo. Nie jest łatwo, ale staramy się.

Jak dbasz o swoją kondycję?
- Staram się dbać na co dzień o kondycję. Jednak przede wszystkim dużo chodzę po górach, kiedy tylko mogę wyjeżdżam. To jest mój główny motor napędowy. Mam przyjaciół, z którymi często wyjeżdżamy i wtedy mocno dajemy sobie w kość, wspinamy się, chodzimy, po powrocie jesteśmy w znakomitej kondycji fizycznej i psychicznej. Jeździmy w Tatry, w niższe góry, ale także w Alpy. Bardzo lubię te wyjazdy. Góry to znakomity relaks.

Wspominałeś, że chciałbyś pracować w Tatrzańskim Ochotniczym Pogotowiu Ratunkowym.
- To moje marzenie i kolejny etap w ratownictwie. Mam takie plany i będę się starał je zrealizować.

Skaczesz także ze spadochronem?
- Tak, to niezwykłe doświadczenie. Absolutny odlot, trudne do opisania wrażenia, trzeba to przeżyć, aby wiedzieć jakie to wspaniałe uczucie. Moja druga pasja to lotnictwo, ale na razie latam tylko na symulatorach.

Życzę ci spełnienia marzeń i planów. Dziękuję za tę pouczającą rozmowę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Obwodnica Metropolii Trójmiejskiej. Budowa w Żukowie (kwiecień 2024)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto