Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Rzecznik BOR tłumaczy, dlaczego z Belwederu wyproszono dziennikarkę

Jan Piotr Ziółkowski
Jan Piotr Ziółkowski
Dariusz Aleksandrowicz - rzecznik Biura Ochrony Rządu - w swoim biurze.
Dariusz Aleksandrowicz - rzecznik Biura Ochrony Rządu - w swoim biurze.
Po tym jak ze spotkania premierów Polski i Wietnamu w Belwederze została wyproszona Tôn Vân Anh, biuro prasowe rządu nie wydało oficjalnego komunikatu. Gazecie internetowej Wiadomości24.pl incydent wyjaśnia Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik Biura Ochrony Rządu.

Jan Ziółkowski: Jak to się stało, że wietnamska dziennikarka z akredytacją - Tôn Vân Anh została w piątek wyproszona z Belwederu?
Dariusz Aleksandrowicz: W trakcie spotkania oficer Biura Ochrony Rządu otrzymał sygnał od przedstawicieli delegacji wietnamskiej o możliwości zakłócenia spotkania przez konkretną osobę. Tą osobą była wspomniana przez pana dziennikarka. Oficer ten podjął działania, mające na celu zapewnienie bezpieczeństwa osobom ochranianym oraz niedopuszczenie do różnych, nieprzewidzianych zdarzeń, którego mogły wystąpić w następstwie tej informacji.

Czy ambasada wietnamska sprawdzała listę akredytowanych dziennikarzy i czy ta akredytacja nie mogłaby być dla nich potwierdzeniem wiarygodności ludzi uczestniczących w konferencji?
- O ile mi wiadomo, nie ma takiego zwyczaju, by goście ingerowali w listy dziennikarskie w kraju, w którym są z wizytą.

To znaczy, że o obecności tej dziennikarki dowiedzieli się na spotkaniu?
- Prawdopodobnie tak.

Kiedy Kancelaria Prezesa Rady Ministrów została poinformowana o incydencie i kiedy można się spodziewać oficjalnych wyjaśnień z tej strony?
- Szczegółowe wyjaśnienia i notatki osób, które uczestniczyły w tym zdarzeniu, notę dyplomatyczną ambasady Wietnamu już przekazaliśmy do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji celem weryfikacji.

MSWiA poda wyjaśnienie tego incydentu, i to od nich należy spodziewać się odpowiedzi, nie z Kancelarii Premiera?
- Myślę, że tak.

Pan mówił o tym, że nie było już czasu na weryfikację powodów wyproszenia dziennikarki. Na czym polegałoby sprawdzenie, czy jest to osoba będąca rzeczywistym zagrożeniem dla porządku spotkania? Ile mogłoby to trwać?
- Ważny dla całej sprawy jest fakt, że sygnał ze strony wietnamskiej nie pochodził wyłącznie od służb dyplomatycznych, ale również od przedstawicieli służb ochrony, więc dla nas była to miarodajna informacja. Została zresztą później potwierdzona notą dyplomatyczną, w której wskazuje się na zasadność tej decyzji i potwierdzenie informacji przez inne służby.

Czy strona wietnamska uzasadniała jakoś tę prośbę? To znaczy jak dziennikarka miałaby zakłócić porządek konferencji?
- My w tej chwili roztrząsamy to spotkanie bardzo dokładnie, na minuty, na cząstki. Proszę pamiętać, że w trakcie takiego spotkania, taka informacja i czas na reakcję to często minuty lub sekundy. Jeżeli wiadomo o jakimkolwiek zagrożeniu, to my musimy reagować i nie ma czasu na pytanie: czy pani wniosła ulotkę, czy pani ma tort, czy pani chce krzyczeć, albo zatańczyć na tym spotkaniu. My jesteśmy od tego, żeby zapewnić tam bezpieczeństwo i porządek. Wiem, że państwo być może doszukują się jakiegoś kontekstu politycznego, ale naprawdę go tam nie ma. Spotkałem się z takim pytaniem (od TVN24.pl): - skoro ta pani była sprawdzana "pirotechnicznie", weszła, to jakie mogła stanowić zagrożenie? - A jednak mogła. Przykładem jest wizyta byłego premiera Jerzego Buzka w auli uniwersyteckiej we Wrocławiu. Same przyjazne grono – z jednej strony profesor, z drugiej studenci, wykład. Tylko osoby, które były zaproszone i potwierdzone. A mimo wszystko ktoś wyciągnął tort czy ciastko z kremem i próbował przejechać nim po plecach premiera, by go ośmieszyć. I teraz moje pytanie: czy to jest ośmieszenie czy zakłócenie porządku? I czy BOR powinien do tego dopuścić? Gdyby coś podobnego miało miejsce znowu, to kto byłby chłopcem do bicia?

Trudno mieć pretensje do BOR. Jeśli ktoś jest winien bezpodstawnego wyproszenia Ton Van Anh, są to raczej Wietnamczycy i ich dziwne metody działania...
- Możemy popaść w paranoję i zabierać dziennikarzom kanapki, mikrofony i mówić, że jest pełne bezpieczeństwo, ale czy tędy droga? Tak jak mówiłem: zareagowaliśmy na sygnał, jaki dostaliśmy, a nie było czasu, ani możliwości weryfikować tego na miejscu. To, co jest warte podkreślenia – i tutaj duży szacunek – że dziennikarka nie protestowała, poddała się procedurom. Nie było żadnych szarpanin i obyło się bez użycia siły.

Czytaj o wydarzeniu i obejrzyj film z wypowiedzią Ton Van Anh dla Wiadomości24.pl:
Wietnamska dziennikarka wyrzucona z Belwederu!

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto