Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sao Paulo Underground - Sauna: Um, Dois, Tres

Mateusz Pułkowski
Mateusz Pułkowski
Sao Paulo Underground - Sauna: Um, Dois, Tres
Sao Paulo Underground - Sauna: Um, Dois, Tres
Brazylia, Sao Paulo. Gorące lato, weekend. Plaże. Nocne życie. Samba. Tego wszystkiego nie znajdziecie na płycie Sao Paulo Underground „Sauna: Um, Dois, Tres”. Ten album to druga strona Sao Paulo.

Sao Paulo Undeground to duet dwóch muzyków:
Rob Mazurek grający na kornecie i instrumentach elektronicznych, oraz Mauricio Takara – perkusista i człowiek odpowiadający za elektronikę. Mogliśmy ich usłyszeć m.in. na płycie Bassisters Orchestra „Numer Jeden”.

 

Słuchając „Sauna: Um, Dois, Tres” porzucamy Brazylię znaną z pocztówek. Przenosimy się do prawdziwego Sao Paulo. Pełnego niepokoju, dziwnych, niepewnych zaułków i uliczek. Wędrujemy okładkowym autobusem linii „058”główną arterią w centrum betonowej dżungli, by za chwilę przenieść się do mrocznej dzielnicy slumsów. Oczywiście wszystko napisane dźwiękami świetnego, ciężkiego, nowego jazzu.

 

Ta płyta aż kipi od swej masy i zmian nastroju. Już pierwszy utwór „Sauna Um Dois Tres” wprowadza nas w niepewny nastrój. Szarpana konstrukcja utworu sprawia wrażenie, jakby chciała powiedzieć słuchaczowi – „uważaj, jesteś już w Sao Paulo, rozglądaj się i bądź czujny!”.

 

Za chwilę, jak wyrwani z sennego koszmaru słuchamy „Pombaral”, który emituje w stronę słuchacza pierwszy strumień światła. Jesteśmy na targowisku, gdzieś na peryferiach. Skoczna, acz nadal daleka od radosnego przesłania kompozycja z chwytliwym refrenem dodaje otuchy przed „Realm Of The Ripper”. Właśnie schodzimy do przejścia podziemnego. Melodia, rodem z horroru klasy C, klawiszową partią która sprawia, że mamy nieodparte wrażenie, iż za chwilę jakiś typ spod ciemnej gwiazdy chwyci nas za ramię. Przyspieszamy kroku i jesteśmy już na schodach – po drugiej stronie przejścia.

 

Wychodzimy pomału, jakby onieśmieleni – właśnie zaczynamy słuchać „Olhossss” – ośmiominutowej kompozycji podzielonej niejako na dwie części. Utwór od początku utrzymany jest w spokojnej atmosferze. Jest jak życzliwy mieszkaniec owej metropolii, który wskaże dalszą drogę i da przestrogę, które rejony powinniśmy omijać. Po trzech minutach swoistego wprowadzenia, rozpoczyna się zaznaczona charakterystycznym skreczem druga część, znacznie szybsza, aczkolwiek kojąca dźwiękiem trąbki. Robi się klubowo i nowocześnie. Już spokojniejsi idziemy ulicą i podziwiamy witryny sklepów.

 

„Afrihouse”. Czy nadal jesteśmy w Sao Paulo? Zdaje się, że trafiliśmy do klubu z afrykańskimi brzmieniami. Nikt nie tańczy. Przy trzech stolikach siedzi w oparach papierosowego dymu kilku zmęczonych mężczyzn. Słuchają starego, brodatego trębacza, który po raz setny wygrywa swoją partię. W kącie, przy scenie, młody chłopak bawi się zepsutym aparatem fotograficznym. Taki jest ten utwór. Wyciszający i dający do myślenia. Dopiero pod koniec przyspiesza, każąc wrócić do realnego świata. Do życia, które toczy się na zewnątrz. Swoim klimatem przywołał mi na myśl film „Miasto Boga”, który co prawda opowiadał o Rio de Janeiro, ale to przecież nie tak daleko. Przynajmniej mentalnie. Przed wyjściem, wychylamy szybko przy barze krótki, dwu i pół minutowy „Black Liquor”.

 

Wychodzimy i ze zdumieniem spostrzegamy, że nadszedł wieczór. Czyżbyśmy się zasłuchali? Czekamy kilka minut na przystanku, aż nadjedzie znany nam już autobus linii „058”. Właśnie rozpoczyna się „Balao de gas”. Wsiadamy do pełnego rozbawionych ludzi pojazdu. Okazuje się, że to kibice FC Sao Paulo, wracają z wygranego meczu z Boca Juniors. Ktoś podaje nam butelkę coli i zakłada na szyję swój szalik. „Jesteś swój, przyjacielu! Zaśpiewasz?” W oknach autobusu wiszą flagi, a my, nie wiedząc co dzieje się na zewnątrz, na te kilka minut oddajemy się rytmowi samby. Cały autobus zdaje się odpływać, niczym w narkotycznym transie. Jest to ten jeden moment, wodospad radości, który spłynął na gorące, pełne kłopotów i trosk dnia codziennego głowy mieszkańców Sao Paulo. Jutro poniedziałek i znowu wstaną rano do pracy. Dla nas też dzień się kończy.

 

To już nasz przystanek. Czas wysiadać i udać się do hotelu. Ten hotel to „Numa Grana”. Jeszcze chwila wieczornej audycji radiowej i zapadamy w głęboki sen. Utwór zamyka album intrygującymi szmerami. Sao Paulo Underground odłączyło adaptery.
Ale to nie koniec podróży po Sao Paulo. Odkryliśmy zaledwie jego małą część.

 

I taki właśnie jest ten album. Pełen impresji i migawek, które na długo zapadają nam w pamięci. Te osiem utworów było dla mnie właśnie jak krótka wycieczka po Sao Paulo. Zapewne każdy odbierze go inaczej, ale warto po niego sięgnąć. Z pewnością jedno podejście nie wystarczy, aby w pełni ta muzyka do nas dotarła. W końcu Sao Paul kryje w sobie wiele tajemnic. Może Wy je odkryjecie? Jeśli kiedyś będziecie w Sao Paulo, zabierzcie ze sobą ten album. Polecam.

Album ukazał się nakładem Gusstaff Records.

 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Instahistorie z VIKI GABOR

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto