Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sara Shilo: Krasnoludki nie przyjdą

Redakcja
Wydawnictwo Czarne
Przykład dobrej współczesnej literatury izraelskiej, tak mało znanej w Polsce. Powieść ukazała się w serii Proza świata, edytowanej przez Wydawnictwo Czarne z Wołowca.

Za czytanie i przedstawienie opinii zabieram się dość późno. Książka przez prawie miesiąc przeleżała w skrzynce, czekając na mój powrót z sanatorium. I musiała jeszcze poczekać dwa dni, zanim nie uporałam się z odpowiedziami na ponad 600 postów. Przyznam, że dość nieciekawa okładka, niespecjalnie zachęca do lektury. No, ale czy ktoś powiedział, że dobre książki muszą mieć dobre okładki? Książka jest dobra! Świadczą o tym nie tylko prestiżowe wyróżnienia przyznane autorce: nagroda izraelskiego Ministerstwa Kultury za debiut, nagroda Uniwersytetu w Tel Awiwie czy najważniejsza izraelska nagroda literacka im. Pinchasa Sapira. Także ogromna ilość entuzjastycznych wręcz recenzji na stronach internetowych.

Rozchylmy wreszcie kartki. Pewną inspirację dla potencjalnego czytelnika stanowi tytuł. Z tymi krasnoludkami. Znam je dobrze, jako specjalista – na swój sposób - od demonologii ludowej. I wiem, że to nie tylko dobroduszne skrzaty, chętne do posług ludziom, ale często istoty diaboliczne, dość paskudnego charakteru. Domyślam się, że tytuł jest obiciem związku frazeologicznego i oznacza, iż żadne krasnoludki nie pojawią się w świecie powieści i ani na jotę nie odmienią rzeczywistości bytowania Simony Dadon.

Rzeczywistości, którą kształtują katiusze – katusze nadlatujące nad jej osadę od strony Libanu. Polski czytelnik (przynajmniej ja) doświadcza zadziwiania już od pierwszego zdania. Gdyż oto, jego wyobrażenia, wyniesione z medialnych doniesień o konfliktach na Bliskim Wschodzie, dalekich, obcych padają w gruzy w zetknięciu z prawdą o życiu zwykłych ludzi w tych niezwykłych warunkach. Z historiami opisywanymi niecodziennym językiem, płynącym swobodnie niczym wylany potok albo improwizowana pieśń, z zaskakującymi skojarzeniami.

Narratorka i bohaterka pierwszego z rozdziałów, Simona, mieszka w przygranicznej izraelskiej miejscowości. jej rodzina ma marokańskie korzenie. Simona, po zaskakująco nagłej śmierci męża (umarł nie od bomby, kuli, czy katiuszy, ale ukąszony przez pszczołę), stara się odnaleźć sens życia dla siebie i sześciorga swoich dzieci, w tym bliźniaków, pogrobowców Mas’uda. Stara się, choć żadne krasnoludki nie pospieszą z pomocą.

„Szkoda, że nie mogę się rozerwać na dwadzieścia kawałków. Każdy kawałek rzuciłbym w inny kąt miasta, żeby chociaż jeden dostał katiuszą i wreszcie wszystko by się skończyło” – marzy Simona. Skąd takie pragnienia? „Sześć lat, jak nie wystawiam nogi za próg dla przyjemności. Chodzę jak maszyna, dom-praca-targ-dom-praca-dom-przychodnia-dom-praca”.

Simona zaczyna snuć swą historię w trakcie ostrzału katiusz, bujając się na dziecięcej huśtawce na placu zabaw. Zamiast biec do schronu zastanawia się, czy zdążyły się ukryć jej dzieci: Kobi, Chaim, Oszri, Eti, Dudi, Itzik. Czy zjadły kuskus zostawiony na stole, czy siedzą w bunkrze z pustymi brzuchami?

Z podobnych opowieści składa się cała książka. Oraz z rozważań o miłości. Rozmaitej miłości, różnorodnej miłości. Na przykład do męża. „Jego imię zawsze było na ustach wszystkich – król falafela. A ja byłam jego kroplową. A teraz, co? O nim nadal mówią „król”, nikt mu tego nie odbierze, a ja? Co się ze mną stało? Gdzie ktoś dzisiaj powie, że jestem królową czegokolwiek?"

Nie tylko Simona jest bohaterką powieści. Kolejne rozdziały piszą jej dzieci. Opowiadają o kłamstwie, które rozbija rodzinę,
zarazem o własnych doznaniach i towarzyszących im emocjach. O tragediach, o marzeniach. O tym, że każdy musi samotnie zmierzyć się ze swoim losem, choć ten los jest drobiną w losie rodziny, czy każdej innej większej społeczności. Musi ten los przeżyć indywidualnie, indywidualnie zapamiętać i zrozumieć. I nie zatrącić się w goryczy bezsensu albo w smutku poszukiwaniu sensu. Nikt inny tego nie uczyni, żądne krasnoludki, żadne istoty ze świata baśni i magii.

„Shilo rozpisuje opowieść na kilka głosów. Pisze o miłości, dojrzewaniu, inicjacji, pokazuje brutalną stronę dorastania do odpowiedzialności, miłości, człowieczeństwa. Ociera się o tabu, penetruje niebezpieczne rejony, odważnie i efektownie, ale nie efekciarsko – napisał w jednej z recenzji Cezary Polak, [Dziennik Gazeta Prawna].

Słowa rzetelnej pochwały nalezą się też tłumaczce, Agnieszce Podporze, za wielki kunszt przekładu, zachowujący niesamowity język i precyzyjny styl przekazu Sary Shilo.

Sara Shilo, Krasnoludki nie przyjdą, przeł. Agnieszka Podpora, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012, s. 256, cena 34,90 zł

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto