Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ściąga obywatelska z ekonomii

Michał Wójtowicz
Michał Wójtowicz
Giełda papierów wartościowych.
Giełda papierów wartościowych.
Populiści żerują na naszej niewiedzy, zwłaszcza w dziedzinie ekonomii. Postanowiłem zebrać kilka najpopularniejszych populistycznych haseł i przystępnie wyjaśnić, dlaczego mają mało wspólnego z prawdą.

Polska zamiast pożyczać na rynkach finansowych mogłaby pokryć swoje długi poprzez dodrukowanie pieniędzy (Samoobrona)

Dodruk pieniędzy oznacza zwiększenie ogólnej sumy środków będących na rynku, które prędzej czy później trafią do zwykłych obywateli. Ludzie po otrzymaniu dodatkowej gotówki zaczną więcej kupować i towar szybciej zniknie z półek. Sprzedawcy szybko spostrzegą, że klienci nagle kupują więcej i podniosą ceny, a pracownicy, żeby to sobie zrekompensować zażądają wyższych zarobków. W efekcie za swoją miesięczna pensję znowu dostaną tyle samo. Cały proces jest nazywany inflacją. Ktoś mógłby powiedzieć, że skoro wszystko wróciło do normy to nie ma się czym martwić, bo przynajmniej nie zwiększyliśmy swojego zadłużenia. Niestety dodrukowanie pieniędzy musi nas wszystkich kosztować i to dużo. Po pierwsze zyskamy opinię kraju nieobliczalnego, w którym mało kto chce inwestować i któremu jeśli już się pożycza to na wysoki procent. Stracą również ci, którzy pożyczyli komuś pieniądze, bo suma, która uzyskają po jej oddaniu będzie mniej warta. Po trzecie część osób będzie płacić większe podatki, bo na skutek większych zarobków wpadnie w wyższe progi podatkowe. Po czwarte - skoro pieniądz traci na wartości, to trzymając go w portfelu będziemy za niego mogli kupić coraz mniej. Aby się przed tym ustrzec będziemy musieli złożyć większość pensji w banku, a wyjmowanie i deponowanie gotówki zabierze nam czas i pieniądze. Do tej pory największa inflacja była zanotowana na Węgrzech i wyniosła 41,9 tysiąca bilionów procent. W tym czasie ceny podwajały się przeciętnie w ciągu piętnastu godzin.

Polska ma zbyt duże rezerwy walutowe. Te pieniądze można przeznaczyć na pomoc dla najbiedniejszych albo tanie kredyty (Roman Giertych, Andrzej Lepper).

Rezerwy walutowe są jak szalupy ratunkowe, mające zabezpieczyć pasażerów statku przed sztormem, jakim bez wątpienia byłby atak spekulantów na naszą walutę. Wystarczyłoby że ktoś postanawia sprzedać ogromną ilość złotówek, co osłabia jej kurs i powoduje, że musimy więcej wydać na spłatę naszego zadłużenia. Tylko bank centralny poprzez uruchomienie swoich rezerw mógłby temu zapobiec. Być może takie ataki wydają się mało prawdopodobne, ale warto pamiętać, że miały miejsce choćby trzynaście lat temu w Meksyku i piętnaście w Wielkiej Brytanii. Zwłaszcza historia Meksyku jest tu dobrym przykładem. Po upublicznieniu informacji, że bank centralny dysponuje małymi rezerwami walutowymi nastąpiła masowa wyprzedaż peso przez spekulantów zakończona czterdziestoprocentowym spadkiem kursu tej waluty.

To skandal, że rezerwy walutowe są ulokowane w obligacje przynoszące kilkuprocentowe zyski. Przecież na giełdzie można zarobić kilkadziesiąt razy więcej (Janusz Maksymiuk).

Zaletą obligacji jest to, że przynoszą pewny zysk i bardzo łatwo je odsprzedać. Inwestycje w akcje może przynieść dochód albo zakończyć się stratą. Skrajnym przykładem jest historia Netii, której akcje siedem lat temu były warte ponad sto złotych, a półtora roku później - pięć, od tego czasu ich cena niewiele się zmieniła. Ich minusem jest także to, że możemy je sprzedać tylko wtedy, gdy znajdzie się kupiec, który zaakceptuje naszą cenę, a z tym czasami są problemy. Gdybyśmy ulokowali nasze rezerwy walutowe w akcje to bardzo prawdopodobne, że w sytuacji kryzysowej nie moglibyśmy z nich skorzystać. To tak jakby kapitan statku postanowił przed rejsem wynająć komuś swoje szalupy ratunkowe. Pewnie i trochę by na tym zarobił, tylko jakby uratował się, gdyby nadszedł sztorm?

Zadłużenie Polski cały czas rośnie. To musi się kiedyś źle skończyć (Andrzej Lepper).

Zadłużanie się nie jest samo w sobie czymś złym - robi to wiele krajów bogatszych od Polski. Załóżmy, że pan Kowalski zarabia dwa tysiące złotych i postanawia kupić na raty komputer za tysiąc złotych. Po roku sprzęt zostaje spłacony, a w międzyczasie nasz bohater dostaje podwyżkę i jego pensja wynosi teraz cztery tysiące. Aby to uczcić kupuje na raty komputer za tysiąc sto złotych. Choć jego zadłużenie powiększyło się przez rok o dziesięć procent, to będzie mu je łatwiej spłacić z dwukrotnie większej pensji. Sytuacja, w której dochody rosną szybciej niż dług, a tak często bywało w Polsce, nie musi grozić katastrofą. Problemem jest czy pieniądze są wydawane z sensem, na rozwój.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Dlaczego chleb podrożał? Ile zapłacimy za bochenek?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto