Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Show-biznes od kuchni, czyli "To tylko sztuka" w Teatrze Kwadrat

Weronika Trzeciak
Weronika Trzeciak
Od lewej: Marcin Kwaśny (Gus P. Head), Piotr Wawrzecki (James Wicker), Andrzej Andrzejewski (Frank Finger), Grzegorz Wons (Peter Austin) oraz Ewa Wencel (Julia Budder)
Od lewej: Marcin Kwaśny (Gus P. Head), Piotr Wawrzecki (James Wicker), Andrzej Andrzejewski (Frank Finger), Grzegorz Wons (Peter Austin) oraz Ewa Wencel (Julia Budder) Teatr Kwadrat
Co decyduje o klęsce lub sukcesie spektaklu? O tym możemy się przekonać podczas przedstawienia Terrence'a Mcnally'ego "To tylko sztuka".

Spektakl "To tylko sztuka" w reżyserii Bartłomieja Wyszomirskiego obnaża mechanizmy rządzące show-biznesem. Na Brodwayu ma się odbyć prapremiera nowej sztuki "Złote Jajo". Julia Budder (w tej roli Ewa Wencel), bogata producentka, organizuje z tej okazji wystawne przyjęcie w swoim luksusowym domu na wschodnim Manhattanie. Salon zapełnia się sławami, jednak na górę do jej prywatnej sypialni mają wstęp tylko nieliczni. Zaszczytu tego dostępują: autor sztuki Peter Austin (w tej roli Grzegorz Wons) bardzo przeżywa, jak jego debiut zostanie przyjęty przez krytyków, Virginia Noyes (w tej roli Ewa Kasprzyk), trochę już zapomniana i nadużywająca narkotyków aktorka, która chce wrócić na scenę w wielkim stylu po klęsce w Hollywood, Frank Finger (w tej roli Andrzej Andrzejewski), reżyser spektaklu, okrzyknięty "złotym dzieckiem sceny", który czeka na swoją pierwszą spektakularną porażkę, James Wicker (w tej roli Paweł Wawrzecki), przyjaciel autora i aktor komediowy, który odrzucił rolę w "Złotym Jaju" na rzecz serialu telewizyjnego dla wielkiej stacji telewizyjnej. Wszyscy czekają na pierwsze recenzję New York Timesa, od której zależy ich dalsza kariera.

Pojawia się także krytyk teatralny (w tej roli Andrzej Szopa), Gus (w tej roli Marcin Kwaśny) służący z prowincji, który ma aktorskie ambicje oraz taksówkarka, która widziała już wszystko. Eleganckie spotkanie powoli zaczyna zmieniać się w prawdziwy koszmar, gdy recenzje zaczynają napływać z każdej strony. Zaczynają się wzajemne oskarżenia i wyzwiska. Jedyną nadzieją na uratowanie honoru jest New York Times...

Moim zdaniem do teatru chodzi się, by oderwać się od codzienności i przy okazji trochę się ukulturalnić. Potwierdza to jedna z bohaterek Julia Budder, która mówi, że teatr to miejsce, w którym króluje kultura i piękne słownictwo. Dlatego bardzo zdziwiłam się, że w prawie każdym wypowiadanym przez aktorów zdaniu było przekleństwo. Może się zdarzyć raz czy dwa, ale nie w takim natężeniu. Według mnie były one nie ma miejscu i wcale nie akcentowały silnych emocji. To wcale nie sprawia, że sztuka jest zabawniejsza. Wprost przeciwnie, zaczyna to być meczące.

Kolejnym minusem była zatrważająca liczba scenicznych wpadek, polegających na przejęzyczeniu czy pominięciu swojej kwestii. Oczywiście może się zdarzyć, ale nie tak często i nie prawie wszystkim aktorom biorącym udział w spektaklu. Trochę to przeszkadzało w odbiorze sztuki.
Jeśli chodzi o grę aktorską, to najbardziej urzekła mnie Lucyna Malec, która zagrała Emmę Thompson, taksówkarkę. Ta twardo stąpająca po ziemi i zwyczajna kobieta potrafiła ostudzić emocje gwiazd zgromadzonych na przyjęciu. Jej uwagi były niezwykle trafne i stały się motorem napędowym do dalszych działań. Spodobała mi się również gra Grzegorza Wonsa jako Petera Austina, autora sztuki, który rwie sobie włosy z głowy z powodu niepowodzenia oraz Andrzeja Andrzejewskiego jako Franka Fingera, niestabilnego emocjonalnie reżysera spektaklu, który zawsze odnosił sukcesy i czuje się tym znudzony. Na brawa zasłużyli także Paweł Wawrzecki oraz Ewa Kasprzyk, którzy wcielili się w parę aktorów - Jamesa Wickera oraz Virginii Noyes. Nie można zapomnieć także o Ewie Wencel, która jako producentka Julia Budder stara się brylować na każdym kroku oraz Andrzeju Szopie, który wcielił się w nieprzejednanego krytyka z aspiracjami pisarskimi. Pozostaje jeszcze Marcin Kwaśny jako Gus P. Head, który marzy o zostaniu aktorem.

Jak na dobrą komedię przystało, w sztuce nie brakuje zabawnych scenek, m.in. atak na krytyka czy jego walka z psem. Jednak obok warstwy rozrywkowej, zmusza także do refleksji nad ceną sławy. Zakończenie jest zaskakujące, pokazuje bezwzględność ludzi show-biznesu. Spektakl polecam miłośnikom komedii, którzy są w stanie przymknąć oko na wpadki sceniczne i nadużywanie przekleństw na scenie.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto