MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Sierakowski to Kaczyński

Marcin Stanowiec
Marcin Stanowiec
Slavoj Zizek wypowiedział kiedyś zdanie, które jak wypisz wymaluj pasuje do naszej lewicy: - Europejscy socjaldemokraci wolą zajmować się obyczajowością, niż wyrównywać szanse ekonomiczne, bo nie mają już nic istotnego do powiedzenia.

Słoweńskiemu intelektualiście chodziło o to, że lewica kopiuje zarządzanie gospodarką od neoliberałów i nie ma odwagi przeciwstawić się potężnym naciskom korporacji.

Owa zapaść owładnęła całą polityką, która skurczyła się do negocjowania warunków spłaty zadłużenia, gdyż wartość państwa liczona jest jego rentownością na rynku handlującym papierami dłużnymi.

Do niedawna łudziłem się, że partie opozycyjne wobec PO mają pomysły i wolę przeprowadzenia mini rewolucji autoryzowanej przez Zizka. Nic z tego. Myślące zaplecze lewicy, czyli Sławomir Sierakowski zdaje się przemawiać tym samym tonem, co przewodzący prawicy Jarosław Kaczyński. Obaj maszerują w jakichś rzadko zdefiniowanych krucjatach, uprawiają retorykę - ideologię i coraz mniej interesują się losem ubożejących Polaków. Krzyżowa czy antykrzyżowa propaganda niewiele ma wspólnego z troską o ludzi, dla których pierwszoplanowym problemem jest pomidor za 4 zł, który rok temu kosztował zł 1,8.

Panowie poprzestawiali akcenty w swoich programach politycznych i masy ludzi wykluczonych przestawili na plan dalszy. Nie mówię, że o nich nie myślą. Nie myślą o nich przede wszystkim. Zasoby poznawcze i emocjonalne Sierakowskiego i Kaczyńskiego zajęte są przez co innego.

Wydaje się, że krucjata jednego i drugiego zmierza donikąd, bo po prawdzie nam Polakom jest dobrze z tym co jest: nie chcemy więcej Kościoła w życiu publicznym, ale nie chcemy go też mniej. Uwielbiający socjaldemokratyczną Szwecję Sierakowski zapomina, że wyznanie luterańskie ma tam charakter narodowy, a duchowni są państwowymi funkcjonariuszami, co wcale nie przeszkadza Skandynawom w przekraczaniu demokratycznej cezury. Żadna instytucja nie zastąpi religii w organizowaniu przestrzeni symbolicznej i nie nada jej takiej głębi.

Publicysta Krytyki Politycznej przyzna mi też rację, że historycznemu wycofaniu się Kościoła z publicznej przestrzeni towarzyszy stale postępująca infantylizacja elektoratu i ufikcyjnienie polityki. Sam o tym przekonywająco pisał:

"Zdominowanie polityki przez marketing na całym świecie sprzyja powstawaniu nierówności ekonomicznych, bo politykę formatuje biznes medialny, sam stargetowany na bogatszą część populacji (18-59 lat, duże miasto, odpowiedni dochód), co z kolei sprzyja dalszemu urynkowieniu kolejnych sfer życia."

Nie jest to korelacja przypadkowa. Centralna społecznie pozycja Kościoła była przeżywana świadomie i jawnie oraz sprzyjała zaangażowaniu w publiczne dobro, ponieważ je nazywano. Stopniowe uwalnianie tej przestrzeni od chrześcijańskiej narracji, która nie stroniła od klasycznych pojęć wolności, prawdy i dobra relatywizowało jednocześnie rozumienie wspólnoty, wzajemnych powiązań i tożsamości.

Jawną dominację zastąpiła ukryta dyktatura silnych, którzy mają środki i wpływy, by aranżować dyskurs.

Na zarzut o zawłaszczanie demokracji przez jeden typ wartości najchętniej odpowiem cytatem z Fukuyamy ("Koniec człowieka"):

"Ludzie zostali ukształtowani przez ewolucję jako istoty społeczne, które z natury starają się zakotwiczyć w wielu związkach w ramach wspólnoty. Wartości nie są konstruowane dowolnie, służą one ważnemu celowi umożliwienia wspólnego działania. Ludzie czerpią również wielką satysfakcję z tego, że wartości oraz normy są w s p ó l n e . Solipsystyczne wyznawanie wartości mija się z celem i prowadzi do całkowicie dysfunkcjonalnego społeczeństwa, w którym ludzie nie są w stanie współpracować w celu realizacji wspólnych dążeń."

Ciekawa jest też inna historyczna obserwacja. Tam gdzie większość traciła swoje wpływy zanikała również odpowiedzialność za słabszych, w tym za mniejszości.

Uznaliśmy, że nierówno traktowane grupy poczują się szczęśliwsze poza jedną, homogeniczną wspólnotą. Praktyka liberalnych demokracji pokazuje, że heterogeniczne paralele chronione najczęściej opresyjnymi regulacjami i kompletnie absurdalną architekturą prawną, która mnoży bez żadnej kontroli przywileje kończy się dwiema poważnymi konsekwencjami: nasileniem przemocy i chaosem. Większość poczuła się zwolniona z odpowiedzialności za słabszych. Dlatego - być może - w Szwecji odnotowujemy statystycznie najczęstszą i najniżej wykrywalną w Europie przemoc.

Może więc nasz system, w którym grawitację ustala homogeniczna tożsamość ma sens. W końcu nawet Sierakowski ma się do czego odnieść w swojej krytyce polityki.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

STUDIO EURO 2024 ODC. 6

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto