Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sierpień '80. A gdyby strajk trwał tylko 3 dni...

Zbigniew Jelinek
Zbigniew Jelinek
Lech Wałęsa ogłosił zakończenie strajku w gdańskiej stoczni po trzech dniach jego trwania. Tylko dzięki determinacji części delegacji z innych zakładów – robotniczy protest kontynuowano.

Tak prezentują się fakty. W czwartek, 14 sierpnia 1980 r. tuż przed poranną zmianą
w gdańskich tramwajach i autobusach dowożących pracowników do pracy, pojawiły się pierwsze ulotki nawołujące do przywrócenia do pracy suwnicową z wydziału W-2 Stoczni Gdańskiej, Annę Walentynowicz.

Walentynowicz pracowała w Stoczni od 1950 r., była odznaczana brązowym, srebrnym i w końcu złotym Krzyżem Zasługi. Była zawsze nienagannym pracownikiem, a ponadto człowiekiem reagującym na każdą krzywdę i niesprawiedliwość. To sprawiło, że zdecydowała się podjąć działalność, która ma na celu powołanie niezależnych od pracodawcy związków zawodowych. Od tego czasu spotykają ją w pracy różne szykany... - pisano w ulotkach.

Siedem plakatów informujących o zwolnieniu Walentynowicz wraz z domaganiem się podwyżki o 1000 zł i dodatku drożyźnianego zawisło w szatniach stoczniowych. Plakaty wykonane były przez Ruch Młodej Polski. To były punkty, przy których zaczęli się gromadzić robotnicy. Ale początkowo robotnicy obawiali się przystąpienia do strajku. Wysłuchiwali perswazji mistrzów, i pierwszego sekretarza POP, Jana Łabęckiego, członka KC. "A ja mówiłem, aby iść na K-3 i K-4, bo one stoją. Mówiłem tak na wyrost, bo nie wiedziałem, czy jest to prawda" - wspomina jeden z anonimowych, cichych bohaterów Sierpnia'80.

Nie tak prosto, nie tak spokojnie to przebiegało. Zgiełk, zamieszanie, wrzawa, trochę szarpaniny. Nie wszyscy od razu się decydowali na odejście od maszyn.

O godz. 10 coraz więcej stoczniowców gromadzi się przy sztaplarce, hydraulicznym podnośniku. Wcześniej tłum minutą ciszy przy bramie nr 2 oddał hołd ofiarom 1970 roku. Padają wezwania o powołanie komitetu strajkowego. Dyrektor stoczni, Klemens Gniech apeluje o podjęcie pracy. "Możemy rozmawiać, ale do tego nie trzeba przerywać pracy" - przekonuje. W międzyczasie na teren Stoczni przedostaje się Lech Wałęsa: "Poznaje mnie pan"? - zwraca się do dyrektora. - "Chociaż jestem od 4 lat bez pracy, ale mam tu mandat zaufania załogi. Zakładamy strajk okupacyjny"!

Spisywane są żądania: przywrócenie do pracy Walentynowicz i Lecha Wałęsy, wzniesienia pomnika Ofiar Grudnia, gwarancji nierepresjonowania za strajk, podwyżki płac o 2000 zł i zrównania zasiłków rodzinnych z MO i SB. Dyrekcja, po pertraktacjach, zgadza się na trzy pierwsze żądania. To za mało. Robotnicy pozostają na noc w Stoczni.

Następnego dnia, do strajku dołączają się inne zakłady, m.in. Gdańska Stocznia Remontowa, porty, komunikacja miejska, zakłady kooperujące z przemysłem stoczniowym, Stocznia im. Komuny Paryskiej w Gdyni.

Rzeczywiście, robi się gorąco. Dyrekcja stoczni proponuje, aby do komitetu strajkowego weszli przedstawiciele innych wydziałów Stoczni. Okazuje się później, iż wielu z nich to niezdecydowani, defetyści, ludzie dyrekcji. Rozmowy jednak są kontynuowane.

Trzeci dzień strajku: sobota. Dramatyczny dzień. Przed bramą nr 2 gęstnieje tłum gdańszczan.
W sali BHP Stoczni trwają gorączkowe rozmowy z dyrekcją. Wreszcie koło południa zarysowuje się kompromis. Dyrektor proponuje podwyżkę 1500 zł, akceptując w ten sposób ostatni z pięciu podstawowych postulatów. Wszystkim członkom komitetu strajkowego zostają wydane glejty bezpieczeństwa podpisane przez I sekretarza KW, Tadeusza Fiszbacha.

Godzina 14:17. Lech Wałęsa przez zakładowy radiowęzeł zwraca się do stoczniowców: "Czy wszyscy mnie słyszą? Dajcie znać oklaskami (są brawa). Czy nikt nie będzie miał żalu i pretensji do mnie, jeśli ogłoszę, że strajk zakończyliśmy? Czy mnie słychać? (znów brawa). Stoczniowcy, delegaci i komitet strajkowy uważają, że mamy, co chcieliśmy. Dziękuję wam za wytrwanie. Ze stoczni, jak obiecałem, wyjdę ostatni. Ja ogłaszam, że podstawowe sprawy zostały rozwiązane. Nadszedł moment zakończenia naszych zmagań. Pozwalam do osiemnastej wszystkim opuścić stocznię".

Robotnicy zawiadomieni o końcu strajku, zdejmują kombinezony. Ktoś z sali woła: "Komitet strajkowy Lenina zdradził idee robotnicze"!

Konsternacja. "Jeżeli skończycie strajk, to nas, słabszych, zgniotą"! - przekrzykują się delegaci innych zakładów pracy.

Głosy niezadowolenia docierają w końcu do Wałęsy. Czy można zostawić strajkujących? A jak przedłużą strajk, to, jak amen święty, stracą to, co uzyskali, łącznie z bezpieczeństwem. Strach dał o sobie znać. Nerwy, zmęczenie, niepewność.

Wychodzą więc grupami. Ilu? 500,1000, 2000?

Przerwana zostaje łączność radiowęzła. To koniec. Ale, czy teraz ktoś słyszy głos Wałęsy? - "Trzymamy strajk okupacyjny! Musimy być razem do końca! Musimy być solidarni, bo przegramy wszystko. Strajkujemy dalej"!

Czy ktoś go słyszy? Więc wsiadają na wózki akumulatorowe i jadą pod bramy, aby je pozamykać, nie wypuszczając już nikogo z terenu stoczni. "Kto słabszy, kto nie czuje się na siłach, niech jednak idzie do domu. Kto chce strajkować"? - My! - odpowiadają Wałęsie. - "Kto chce bronić sprawy do końca"? - My! - "To strajk trwa! Zamykamy szczelnie bramy"!

Ale jest już godzina 18. Nie ma milicji, nie ma ZOMO. Od strony miasta nadchodzą tylko grupy ludności. Do bramy stoczni ktoś przystawia drabinę. Wdrapuje się na nią Wałęsa. Mówi schrypniętym głosem, że walczyć będą do końca, że potrzeba im stanowczości i hartu. Resztkami głosu intonuje hymn.

Przejmujący śpiew po obu stronach głównej bramy stoczni.

Późną nocą zawiązuje się Międzyzakładowy Komitet Strajkowy. Opracowuje listę postulatów. Punkt pierwszy: wolne związki zawodowe.

- "To byli cisi bohaterowie, a nie tylko Wałęsa twierdzi robotnik Mieczysław Rokita, z byłej zielonogórskiej fabryki mebli Zefam". - "Gdyby zakończył strajk, to innych władze by zgniotły. Wyrzucano by z pracy, wielu stawałoby przed kolegiami orzekającymi, ich dzieci zwalniane byłyby ze żłobków i z przedszkoli. Tak przecież czyniono za czasów Gierka, za czasów tej wolności, do której nie tak dawno odwoływał się jeden z kandydatów w wyborach prezydenckich...

Źródła:
"Almanach gdańskich środowisk twórczych Punkt", Gdańsk 1980
"Ekspres Reporterów: Osiemnaście długich dni", Warszawa 1980
Archiwum własne

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto