Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Simon Ammann znów złoty, czyli powrót "Harry'ego Pottera"

Krzysztof Baraniak
Krzysztof Baraniak
Simon Ammann to jedna z najbarwniejszych postaci skoków ostatnich lat. Po błysku w Salt Lake City, gdzie poznał smak sławy i sukcesu, nastały lata chude. Spadł w dół, by w wielkim stylu powrócić do panteonu gwiazd. Dziś znów jest na szczycie.

Gdy pięć lat temu 21-letni wówczas Szwajcar zdobywał dwa medale olimpijskie, miliony sympatyków skoków narciarskich na całym świecie przecierały oczy ze zdumienia i pytały się w duchu: chwilowa eksplozja formy czy początek wielkiej kariery? Ammann opanował całą sportową społeczność globu, szokując niezwykłością i prostotą swoich dokonań. Mimo że niewiele wcześniej doświadczył bardzo groźnego upadku w Willingen, szybko stanął na nogi i w wielkim stylu wrócił na skocznię. Efekty olśniły wszystkich.

Sezon 2001/2002 Simon zakończył na dobrej, siódmej pozycji w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Prawdziwą weryfikacją "stałości" talentu młodego zawodnika miał być już następny cykl. A ten okazał się wielkim rozczarowaniem dla mistrza z Salt Lake City. Dwudziesta ósma pozycja w generalnej klasyfikacji i kiepski występ na Mistrzostwach Świata we włoskim Predazzo (17. i 10. lokata) rozpatrywane być musiały w kategorii porażek. W kolejnych latach sytuacja uległa jedynie nieznacznej poprawie. Miejsca w drugiej i trzeciej dziesiątce na zakończenie PŚ nie mogły cieszyć tak samego skoczka, jak i licznej rzeszy jego fanów. Ammann nie istniał również w najważniejszych imprezach. Za kompletne niepowodzenie, jeśli nie blamaż, należało uznać 44. i 27. pozycję na mistrzostwach świata w Oberstdorfie. Szwajcar nie zdołał obronić też medali olimpijskich. Na skoczniach w Pragelato był dopiero 38. i 15. Ostatni sezon przyniósł Simonowi siedemnastą lokatę w PŚ.

Od kilku miesięcy podopieczny Berniego Schoedlera znów dzieli i rządzi na skoczniach świata. Już w pierwszych konkursach dał wyraz swojej świetnej dyspozycji, regularnie plasując się w czołówce. Był także jednym z głównych bohaterów 55. Turnieju Czterech Skoczni, kończąc go na najniższym stopniu podium. W kolejnych zawodach Ammann nieco spuścił z tonu, ustępując pierwszych miejsc rywalom, dlatego przed mistrzostwami świata w Sapporo mało kto liczył na jego zwycięstwo. Postawa Szwajcara na japońskiej Okurayamie przekroczyła jednak oczekiwania nawet największych optymistów. "Harry Potter” skoków narciarskich, jak od lat jest nazywany, w świetnym stylu wywalczył złoty medal i powrócił na szczyt. Choć kariera 26-letniego obecnie zawodnika wiodła przez górzyste tereny i przeplatana była wzlotami i upadkami, to chyba mistrzowski comeback jednego z najsympatyczniejszych skoczków cieszy wszystkich kibiców tej dyscypliny sportu. W końcu Ammann jest najlepszym przykładem na to, że upór i spokojne dążenie do celu pomaga osiągać największe sukcesy. A złoto w Sapporo nie było jego ostatnim słowem - bądźmy pewni.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Simon Ammann znów złoty, czyli powrót "Harry'ego Pottera" - Nasze Miasto

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto