Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Ślepy Maks" Remigiusza Piotrowskiego - recenzja książki

Redakcja
Okładka książki wg projektu Pawła Panczakiewicza
Okładka książki wg projektu Pawła Panczakiewicza
Menachem Bornsztajn, szlachetny herszt czy megaloman łódzkiego półświatka przestępczego, "Unterweltu", okresu dwudziestolecia międzywojennego? Niewątpliwie postać bardzo kontrowersyjna, aczkolwiek w swym środowisku niemal gloryfikowana.

"Wielki mistyfikator, błazen i prostak, którego łódzki Unterwelt, prasa i ulica wykreowały na władcę północnej części miasta i mianowały lokalnym Robin Hoodem", czytamy we wstępie książki.

"Ślepy Maks. Historia łódzkiego Ala Capone" Remigiusza Piotrowskiego, to zbiór opowieści, przypisów, narosłych legend, lecz także najoczywistszych faktów, jakie autor postanowił zgromadzić w jednej publikacji. Mimo, iż książka nie jest opasłym tomiskiem - tekst zawiera się na 270 stronicach - to należy podkreślić rzetelność pracy Piotrowskiego. Przedstawione relacje dokumentuje szeroką bibliografią, m.in. autorów współczesnych Ślepemu Maksowi, ale też młodego pokolenia pisarzy.

Menachem Bornsztajn urodził się 3. lub 15. stycznia 1890 roku w Łęczycy w rodzinie handlarza Benjamina Bornsztajna (Bernsteina) i Maszy z domu Nagórskiej. Za sprawą głowy rodziny znaleźli się w łódzkich Bałutach, dzielnicy która rychło stała się dzielnicą żydowską.
Autor książki cytując Arnolda Mostowicza "Łódź, moja zakazana miłość" sugeruje, że na charakter młodego Menachema mogły mieć wpływ dwa czynniki. Pierwszym była nagła śmierć ojca, drugim natomiast spotkanie na swoje drodze życia księdza Natana, który jednak młokosa z Bałut, bynajmniej nie starał się nakierować na drogę bogobojności. Gdy zmarła matka przez pewien okres czasu wychowywała go siostra, łożąc także na naukę w chederze. Później upomniała się o chłopca ulica, gdzie pod fachowym okiem eks-duchownego, Menachem pobierał nauki na jedynym łódzkim uniwersytecie, ale uczelni przygotowującej do złodziejskiej profesji. To z tej "wszechnicy" wychodzili najlepsi doliniarze i potokarze, szpringerowcy i klawisznicy, koperciarze i kasiarze, a najlepsi w swoim fachu zyskiwali miano fortera.

A skąd ksywka Ślepy Maks u Bornsztajna? Koloryzujący i zmyślający Mostowicz, co sam przyznaje w autobiografii "Żółta gwiazda i czerwony krzyż" o okaleczonym oku Bornsztajna tak pisze: "Kiedy i jak je stracił - nie wiadomo. Sam Maks wielokrotnie zmieniał wersję tego wydarzenia. Ostatnia głosiła, że oko to wybił mu żandarm carski, ale (...) Maks był blagierem, i to takim, że pozazdrościłby mu niejeden marsylczyk..." Czy jest w tym odrobina prawdy, albo też Bornsztajn miał zeza lub bielmo na oku, starał się dociec tego pisarz, dziennikarz Jacek Indelak badający życiorys łódzkiego rzezimieszka.
Zresztą cóż to miało za znaczenie dla będącego analfabetą Ślepego Maksa, skoro prowadził najpierw filantropijne Stowarzyszenie Ezras Achim - Bratnia Pomoc, zajmującego się zbiórką pieniędzy na posagi dla biednych Żydówek, następnie zaś - Biuro Próśb i Podań. I, jak zwykł mawiać: "Po co mi wykształcenie, jak ja mogę mieć sekretarz!"

Organizacje te jednak były przykrywką dla dintojry, w tym przypadku dla złodziejskich sądów polubownych. To na czele jednej z nich stał Maks i wraz ze "składem sędziowskim" zarówno orzekał wyroki, jak i egzekwował orzeczenia.

Nie wszyscy jednak łodzianie widzieli w Bornsztajnie "zbawiciela" uciśnionych. Co więcej, tych którzy przeżyli Holocaust, wręcz doprowadza do szewskiej pasji sielska legenda z jego działalności.
- Ten człowiek nie cieszył się żadną estymą wśród uczciwych Żydów. Mój ojciec uważał, że przynosi nam wstyd - relacjonowała w rozmowie z Rafałem Geremkiem dla historia.focus.pl osiemdziesięciosiedmioletnia Salomea Kape, mieszkająca w Nowym Jorku, polska Żydówka.

Król Unterweltu zmarł 18 maja 1960 r. i pochowany został na na żydowskim cmentarzu w sąsiedztwie grobowca Izraela Poznańskiego – króla bawełny, najbogatszego łódzkiego Żyda. Grobem opiekuje się druga małżonka Menachema Bornsztajna, młodsza od niego o czterdzieści dwa lata.

Książka Reigiusza Piotrowskiego to z pewnością dobra powieść kryminalna, osadzona w realiach łódzkiego świata szemranych interesów, egzekwowania należnych pieniędzy, wymuszania posłuszeństwa nie tylko na własną rękę. Nie mógłby bałucki Al Capone egzystować bez cichej akceptacji policji, której takie rozwiązywanie konfliktów wśród żydowskiej społeczności było na rękę. Jak twierdzi wspomniany już Jacek Idelak: "pewien sposób myślenia o jego [Ślepego Maksa] legendzie pokazuje scenariusz, który do komedii muzycznej Halo Szpicbródka, napisał Ludwik Starski. Za sprawą Starskiego postać gangstera jawi się w filmie pozytywnie.

Remigiusz Piotrowski, łodzianin, rocznik 1984. Absolwent Uniwersytetu Łódzkiego na kierunku filologia polska. Autor bloga Tropy historii, przez kilka lat zajmujący się dziennikarstwem internetowym. Jego pasją jest piłka nożna i historia dwudziestego wieku, a "Ślepy Maks", to pokłosie długoletniej fascynacji Łodzią i jej historią.

Remigiusz Piotrowski - Ślepy Maks. Historia łódzkiego Ala Capone
Dom Wydawniczy PWN - Warszawa 2014
Projekt okładki - Paweł Panczakiewicz

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto