Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Smuda w wirze pracy

Bartosz Zasławski
Bartosz Zasławski
Ten plik udostępniony jest na licencji Creative Commons
Ten plik udostępniony jest na licencji Creative Commons
Niewielu trenerów ma w dzisiejszych czasach taki komfort pracy, jak szkoleniowiec reprezentacji Polski. Pozorny spokój nie ma jednak odzwierciedlenia w atmosferze towarzyszącej jej występom.

Praca selekcjonera jest szczególnym wyróżnieniem dla trenera. W myśl zaleceń UEFA ma on być kreatorem dyscypliny w kraju, wyznaczać nową jakość w trenerskiej sztuce oraz stać na straży obowiązujących standardów. Trenowanie reprezentacji to z jednej strony największy zaszczyt, o jakim marzą ci wiecznie krzyczący z ławki narwańcy, z drugiej natomiast jest to niewdzięczna robota. Bez przerwy na świeczniku, telefon nie milknie o żadnej porze dnia i nocy, nieustanne pytania, krytyka, wątpliwości, nieliczne pochwały, presja czasu i wyników. Nawet najbardziej doświadczonemu i twardemu facetowi na ławce trenerskiej może zakręcić się w głowie od szumu wokół swojej osoby.

Dopiero za czwartym podejściem Smudzie dane było zacząć przygodę z drużyną narodową. Gdy 29 października obejmował stanowisko selekcjonera, jak rzadko kiedy z wyborem władz PZPN zgadzała się większość kibiców. Trener z charakterem, nie pozwoli zawodnikom wejść sobie na głowę, będzie panował nad atmosferą w drużynie i nie będzie się bał podejmowania niepopularnych decyzji – tak reklamowano głównego budowniczego polskiej kadry. W swoim piłkarskim CV ma on m.in. trzy mistrzostwa Polski, puchar Polski, występy z Widzewem w fazie grupowej Ligi Mistrzów oraz 1/16 finału Pucharu UEFA z poznańskim Lechem. Żaden z obecnych ligowych trenerów nie może pochwalić się większym dorobkiem.

Smuda podkreślał swoją niezależność i wziął na siebie całą odpowiedzialność za kadrę. Szefowie związku zaproponowali mu dwuletnią umowę, zapewniając o dotrzymaniu jej warunków nawet w przypadku niepowodzeń w sparingach. Za jedyny cel wyznaczyli przygotowanie drużyny na Euro 2012.

Dla kogo kadra?

W styczniu tego roku reprezentacja wyjechała na egzotyczne tournee do Tajlandii. Jako że termin turnieju nie figurował w kalendarzu FIFA, do Azji mogli pojechać tylko zawodnicy z polskiej ligi. Kilka tygodni przed odlotem selekcjoner zapowiedział, że powoła po jednym zawodniku z każdej drużyny Ekstraklasy. Rzecz jasna tej inicjatywy nie udało się zrealizować. Niestety, to nie pierwsza i nie ostatnia publicznie wygłaszana opinia, które nie pokrywa się w faktach z późniejszymi decyzjami.

Po wrześniowym meczu z Australią smutki w alkoholu próbowali zatopić Maciej Iwański i Sławomir Peszko (przynajmniej oni zostali przyłapani). - Dla nich w mojej kadrze nie ma miejsca - grzmiał szkoleniowiec, już wcześniej napominając zawodników o surowych konsekwencjach nieprzestrzegania jego regulaminu. Nie minęły dwa miesiące, a coach zdążył ogłosić w mediach, że pomocnik Lecha zrozumiał swój błąd i może liczyć na powołanie w następnych spotkaniach.

Na początku swojego urzędowania Smuda zapowiadał również, że w jego kadrze nie będą grali bramkarze, którzy nie mają miejsca w podstawowym składzie w klubie. Dlatego też przez miesiące pracy z reprezentacją na powołanie mogli liczyć Fabiański i Kuszczak, którzy … regularnie oglądali mecze swoich drużyn z ławki rezerwowych. Gdy cierpliwość „Franza” dobiegła końca, na zgrupowanie kadry stawił się Artur Boruc, który nie zadebiutował jeszcze w meczu ligowym Fiorentiniy.

Kilka dni temu kontuzji nabawił się pierwszy goalkeeper „Fiołków”, Sebastian Frey. W ten sposób przed byłym zawodnikiem Celticu otworzyły się drzwi do wyjściowej jedenastki 15. zespołu Serie A. Jak na ironię, występy w lidze nie pomogą Borucowi w walce o bluzę z nr 1 w reprezentacji, bowiem podczas powrotu z USA, zdaniem Smudy, w sposób przeczący dobrym obyczajom spożywał wino do spółki z Michałem Żewłakowem. Znany z bujnego temperamentu bramkarz scharakteryzował trenera jako osobę bez daru porozumiewania się z zawodnikami i używającego pod ich adresem nieparlamentarnych epitetów. „Nie takich piłkarzy wyrzucałem” – ostro zareagował Smuda i pominął obu panów w powołaniach na mecz z Wybrzeżem Kości Słoniowej. Boruc przyznał ponadto, że dotychczasowy kapitan reprezentacji raczej nie dotrwa do Euro. W jakim więc celu defensywa budowana jest w oparciu o zawodnika, który niebawem ma rozstać się z reprezentacją? O eksperymentach w ustawieniu tej formacji wystarczy napisać tyle, że okazję do zaprezentowania swoich umiejętności miało nawet dwóch obrońców Cracovii, zajmującej ostatnie miejsce w lidze ze średnią dwóch straconych bramek na mecz.

Dalszej aprecjacji ulega status reprezentanta, co zapoczątkował jeszcze Leo Beenhakker, powołując całą gromadę piłkarzy o umiejętnościach predysponujących ich raczej do kopania ogrodu, a nie piłki. Przez rok swojej pracy z kadrą obecny trener przetestował już ponad 60 zawodników, w tym 8 bramkarzy, co jest fenomenem na skalę światową.

Swoimi nerwowymi ruchami Smuda zamyka drzwi do ewentualnych roszad kadrowych, ogranicza sobie pole manewru i zniechęca piłkarzy do walki o każdy centymetr boiska. Tym bardziej, że na nadmiar doświadczonych i ogranych na solidnym poziomie zawodników nie narzekamy, a ostatnio właśnie oni znaleźli się na „cenzurowanym”. Nie wiadomo, czy któryś z jego dotychczasowych wybrańców będzie w reprezentacyjnej formie na czas mistrzostw, kogoś innego mogą wyeliminować kontuzje, a historia piłki nożnej zna jeszcze wiele innych złośliwości losu, które wykluczały zawodników z ważnych turniejów.

Na plus Smudzie należy zapisać większe od poprzedników zainteresowanie zagranicznymi zawodnikami o polskich korzeniach, którzy mogliby grać z orłem na piersi, ale nikt ze związku nie poczynił starań o monitorowanie ich postępów. Biało-czerwoną koszulkę przywdział już obrońca Werderu Sebastian Boenisch, za kilka miesięcy najprawdopodobniej na telefon od Smudy może liczyć stoper Sochaux Damien Perquis, a w kolejce czeka jeszcze wielu młodych zawodników, głównie z drugiej Bundesligi.

W wywiadzie dla stacji nSport, selekcjoner wyznał: „Nie chcę już słyszeć o aferach. Nie urodziły się one za mojej kadencji, ale za mojej kadencji skończę je, przynajmniej mam taki zamiar. Dość! Potrzebuję w reprezentacji zawodowców i tylko tacy będą w niej występować”. Każdy kto dobrze życzy biało-czerwonym podpisałby się pod tymi zdaniami bez zastanowienia. Najwyższa pora od deklaracji przejść do czynów, bo mistrzostwa Europy zbliżają się nieubłagalnie. Patrząc nawet najbardziej życzliwym okiem na poczynania Smudy, nie sposób doszukać się konsekwencji w jego decyzjach. Ale kto wie, może w jego szaleństwie jest metoda i po ewentualnym sukcesie, za jaki należy uznać wyjście z grupy na Euro, od nas wszystkich otrzyma rozgrzeszenie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto