Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Sondaże wykonujmy rzadziej, ale rzetelniej". Wywiad z prof. Szrederem

Natalia Wykrota
Natalia Wykrota
Prof. Mirosław Szreder
Prof. Mirosław Szreder Mirosław Szreder
Sondaż wyborczy nie daje pełnego obrazu, a jedynie przybliżony wynik wyborów. Stanowi jednak silny wyznacznik trendu. Co wpływa na wiarygodność sondaży? Jak je interpretować oraz jaki wpływ mają na wyborców? Między innymi o to zapytaliśmy prof. dr hab. Mirosława Szredera z Uniwersytetu Gdańskiego.

Natalia Wykrota, Paweł Gniadkowski: Od pewnego czasu jesteśmy bombardowani sondażami przedwyborczymi. Rozmaite pracownie, różnorodne wyniki... Czym tłumaczyłby Pan takie zainteresowanie sondażami przedwyborczymi na wiele miesięcy przed wyborami?
Prof. Mirosław Szreder: Jeśli chodzi o zainteresowanie sondażami w ogóle, to przyznać trzeba, że w pewnym sensie każdego z nas interesuje, co na dany temat, zwłaszcza, gdy ma on wymiar społeczny, sądzą inni. Pragniemy znać opinie innych osób po to, aby móc własną opinię umieścić w odpowiednim kontekście. Jest to naturalna droga lepszego poznawania i rozumienia świata. Współcześnie, przy coraz rzadszych bezpośrednich kontaktach międzyludzkich, aby poznać opinie i postawy innych osób, sięgamy do wyników sondaży. Bardzo syntetycznie, w kilku liczbach ujmują one obraz postaw i politycznych preferencji naszych współobywateli. Przedwyborcze sondaże są dodatkowo interesujące wtedy, kiedy scena polityczna jest dość dynamiczna i w wynikach sondaży jedni poszukują nadziei na umocnienie się popieranej partii, a inni potwierdzenia na silną pozycję swojego ugrupowania. Im bliżej wyborów, tym wyścig ten staje się bardziej pasjonujący. W Polsce rozpoczął się on w tym roku rzeczywiście bardzo wcześnie. Być może dlatego, że i dystans dzielący dwie najważniejsze partie PO i PiS był znaczny, i trudno byłoby się spodziewać, że może on zniknąć w ciągu kilku tygodni. Parę miesięcy może jednak wystarczyć.

Poparcie dla PO spada. Polakom nie spodobało się zamieszanie ws. OFE?

Eksperci twierdzą, że dobór metod do przeprowadzenia ankiety ma znaczący wpływ na różnice w wynikach sondaży. Które z metod są najbardziej rzetelne i najlepiej odzwierciedlają preferencje wyborców?
Metody realizacji sondaży stosowane przez ośrodki badawcze wcale się między sobą bardzo nie różnią. Wszystkie one losują próbę wyborców o podobnej liczebności (ok. 1100 osób) i zadają respondentom podobne pytanie o to, na kogo oddaliby głos, gdyby wybory odbyły się w najbliższą niedzielę. Są jednak pewne szczegółowe elementy, które wpływają na stopień wiarygodności wyników i ich precyzję. Po pierwsze, ważne jest, czy zbiorowość respondentów nie została w jakiś sposób ograniczona, np. do tych, którzy posiadają w domu telefon stacjonarny. Tego typu ograniczenia w tzw. operacie losowania mogą prowadzić do błędów, których wielkość trudno zmierzyć. Po drugie, ogromne znaczenie ma to, w jaki sposób instytut badawczy traktuje braki odpowiedzi, czyli tych respondentów wylosowanych do próby, którzy odmawiają udzielenia odpowiedzi. Jest to kwestia, którą uznałbym za absolutnie krytyczną w całym badaniu. Wiadomo bowiem, że odmów bywa nawet kilkadziesiąt procent, np. więcej niż co druga osoba nie godzi się na udzielenie odpowiedzi lub brak jest z nią kontaktu. Warto pamiętać, że każda odmowa, także wtedy, kiedy zostanie zastąpiona inną wylosowaną osobą, rodzi błąd. Im więcej odmów, tym błąd całkowity badania większy. W wielu sondażach odmowy mogą generować błąd kilkakrotnie większy od trzyprocentowego błędu losowania. Po trzecie, w badanej próbie zawsze występują osoby niezdecydowane i lepiej jest podać, jaki stanowiły procent próby, niż dzielić je proporcjonalnie do wyników uzyskanych od osób zdecydowanych na kogo głosować.

Jakie inne czynniki wpływają na wyniki sondaży oraz na dokładność prognoz wyborczych?
Oprócz wymienionych, na wynik sondażu wpływa konkretna technika losowania próby, a także sposób pomiaru sondażowego, czyli wywiadu (osobisty „w cztery oczy”, telefoniczny, internetowy). Kwestia, który rodzaj wywiadu jest najodpowiedniejszy w sondażach przedwyborczych, nie jest jeszcze rozstrzygnięta. W ostatnim raporcie OFBOR (Organizacji Firm Badania Opinii i Rynku) ze stycznia 2011 r. stwierdza się co prawda, że w badaniach przed ubiegłorocznymi wyborami prezydenckimi wywiad telefoniczny nie był gorszy od wywiadu osobistego, to sądzę, że potrzeba tu dalszych analiz. Może się bowiem okazać, że lepsze wyniki daje kombinacja tych dwu technik, albo zastosowanie różnych technik dla określonych grup respondentów. Jeśli zaś chodzi o prognozy wyborcze, to mamy z tym poważny problem w Polsce. Przez 20 lat żaden z liczących się instytutów badawczych nie podjął się skonstruowania prognozy wyborczej. O przyczynach tego, wraz z apelem o prognozę wyborczą pisałem na łamach dziennika „Rzeczpospolita” między pierwszą a drugą turą wyborów prezydenckich („Prognoza lepsza od sondażu”, Rzeczpospolita, 25 czerwca 2010 r., s. A18). Śmiem twierdzić, że przyniosło to pewien skutek, bo dzień przed ciszą wyborczą poprzedzającą drugą turę „Gazeta Wyborcza” oznajmiła: „Przed niedzielną drugą turą wyborów prezydenckich Gazeta rezygnuje z sondażu. (...) Tym razem zamiast sondażu przedstawiamy prognozy przygotowane przez trzech ekspertów.” („Gazeta Wyborcza z 2 lipca 2010 r. , s. 1). W przeciwieństwie do sondażu, o dokładności prognozy decyduje jeszcze kilka innych czynników, m.in. frekwencja wyborcza, czy też wydarzenia ostatnich godzin przed ciszą wyborczą. Dobra prognoza wymaga sięgnięcia do bogatszego arsenału technik statystycznych oraz do innych poza próbą informacji o wyborcach (np. ich zachowaniach w przeszłości).

Sondaż Homo Homini: PiS depcze po piętach Platformie

W jednym z zeszłorocznych sondaży TNS OBOP, poparcie dla PO zadeklarowało 47 proc. respondentów; na PiS chciałoby oddać głos 24 proc., ale w badaniu Homo Homini PO poparło 30 proc. a PiS - 28,4 proc. ankietowanych. To dość duże różnice. Jak można tłumaczyć ich wystąpienie?
Z całą pewnością za różnice te nie odpowiada wyłącznie błąd losowania, co mogłyby sugerować komunikaty z tych badań, informujące o błędzie statystycznym równym 3 proc. Uważam, że najpoważniejszym czynnikiem wpływającym na tego typu rozbieżności jest różny sposób postępowania instytutów z brakami odpowiedzi respondentów oraz z respondentami niezdecydowanymi. Ograniczenie zbiorowości, z której losuje się próbę do posiadaczy telefonów, lub tych, którzy posiadają stacjonarny telefon jest także źródłem obciążenia wyników sondaży. Pewne, ale już mniejsze znaczenie, może mieć doświadczenie ankieterów realizujących wywiady i staranność ich pracy.

Jeżeli w ciągu miesiąca Polacy otrzymują kilka różnych wyników sondażowych, waga tych badań jest nadal istotna, czy można mówić o zaufaniu do wyników? Nasuwać się też może pytanie o rzetelność przeprowadzanych sondaży.
Zgadzam się, że częstotliwość wykonywania i publikowania sondaży jest za duża. Już teraz mamy co najmniej dwa, trzy sondaże przedwyborcze w tygodniu, co wróży jakąś ich szaloną liczbę w tygodniach bezpośrednio poprzedzających głosowanie. To szkodzi samym sondażom, deprecjonuje je, a dodatkowo rodzi podejrzenie o pośpiech w ich realizacji. Wina leży tu jednak nie po stronie wykonawców, lecz tych, którzy je zamawiają. Zamawiającymi są najczęściej środki masowej komunikacji, które wciąż postrzegają każdy nowy sondaż jako atrakcję dla odbiorców i dla polityków. A można sobie wyobrazić sytuację inną, moim zdaniem zdrowszą, w której sondaże zamawia się i publikuje rzadziej, za to opatruje się je rzeczowym, niebanalnym komentarzem. Dobrze służyłoby to nie tylko reputacji sondaży, ale także demokracji. Jeżeli bowiem sondaż miałby zastępować, tak jak się to dzieje obecnie, inne kanały komunikacji elit politycznych z wyborcami, to na dłuższą metę może to być dla demokracji niebezpieczne.

Sondaż. Platforma rośnie w siłę, PiS słabnie

W jakim stopniu sondaże wpływają na preferencje wyborcze?
Sondaże mogą zarówno zachęcać do głosowania, jak i zniechęcać. Niski wynik ugrupowania w sondażu może rodzić wątpliwości, co do szans przekroczenia progu wyborczego, a w konsekwencji zniechęcać do głosowania na to ugrupowanie. Wysoki wynik z kolei może usypiać wyborców, skłaniać do rezygnacji z udziału w wyborach lub do poparcia innej partii (innego kandydata) w imię większego pluralizmu władzy. O postawach takich pisały francuskie dzienniki w kwietniu 2002 r., szukając przyczyn zaskakująco wysokiego miejsca przywódcy Frontu Narodowego Jean-Marie Le Pena w I turze wyborów prezydenckich. Wskazywano na to, że sondaże przedwyborcze są nad Sekwaną nadużywane, wskutek czego przekorni wyborcy często głosują wbrew nim – uważają, że mogą sobie na to pozwolić, skoro ankiety mówią, jakie będzie rozstrzygnięcie. Po pierwszej turze wyborów wielu Francuzów żałowało, że dało się zwieść sondażom. Z drugiej strony, wielu wyborców pragnie być po stronie wygranych i wynik sondażu może wskazywać na kogo warto oddać głos. Chciałbym jednak wyraźnie stwierdzić, że nie uważam, iż sondaże szkodzą demokracji. Przeciwny jestem też krytyce prowadzącej do wniosku, by zakazać publikowania sondaży. Rzetelnie i profesjonalnie realizowane sondaże, w odpowiedniej ilości, są kanałem bieżącej komunikacji między rządzącymi i wyborcami, i w ten sposób wspierają, umacniają demokrację. Nie ma powodu, aby skazywać je na zejście do podziemia, jak chcieliby niektórzy, albo na przejęcie pełnej nad nimi kontroli przez państwo, co postulują inni.
Głównymi klientami ośrodków badawczych są media. Publikują one też wyniki przeprowadzonych badań. Czy można w tym przypadku mówić o rzetelności? Mam na myśli sposoby prezentowania wyników/ kolejność, dobór słownictwa, sugestie
Samo przywiązanie określonego dziennika lub stacji TV do danego instytutu badawczego nie jest wyłącznie polską specyfiką. Od lat umowy takie funkcjonują w dojrzałych demokracjach (USA, W. Brytanii), i nie było dotychczas żadnych dowodów na wynikające z tego nieprawidłowości. Nie ośmieliłbym się twierdzić, że w publikacji sondaży w Polsce występuje nierzetelność lub nieuczciwość. Owszem, są sytuacje, kiedy równolegle z typowym badaniem, w którym respondenci odpowiadają, na kogo oddaliby swój głos, prowadzone są badania na temat, kto – zdaniem respondentów - wygra najbliższe wybory. Odpowiedzi na to ostatnie pytanie nie mogą być w żaden sposób interpretowane jako preferencje wyborcze. Na przykład, w jednym z sondaży TNS OBOP w 2005 r. najwięcej było respondentów przekonanych, że wybory prezydenckie wygra Lech Kaczyński, ale tylko połowa z nich uważała, że byłby on najlepszym prezydentem spośród przedstawionych kandydatów. Oznacza to, że w zależności od tego, czy chce się pokazać siłę, czy słabość kandydata, opublikować można wyniki jednego lub drugiego badania. Sytuacja ta tworzy pole do podejrzeń o nadużycia w środkach przekazu.

Sondaż Homo Homini. PiS dogania PO. Traci tylko 3,8 proc.

Widoczna jest tendencja do ukrywania swoich preferencji politycznych. Wyborcy nie chcą, wstydzą się, boją, mówić o swojej orientacji politycznej? Czy wiąże się to z poziomem zaawansowania demokracji w Polsce?. Czy media mają udział w tym zjawisku? Jeśli tak, to jak duży?
Zjawisko to ma charakter socjologiczny i obecne jest nie tylko we współczesnej Polsce. W określonych środowiskach (np. akademickich) w W. Brytanii przez wiele lat nie wypadało się przyznawać do poparcia Partii Konserwatywnej. W sondażach długo przeszacowana pozostawała Partia Pracy, na którą wskazywali respondenci ukrywający przed ankieterem swoje sympatie dla Partii Konserwatywnej. W 1992 r. faworyzowana w niemal wszystkich sondażach Partia Pracy przegrała wybory, a dziennik „Sunday Times” pisał: „Jesteśmy narodem kłamców”, zarzucając respondentom większości sondaży celowe ukrywanie swoich politycznych preferencji. A media, owszem, kształtują nasze postawy i sposób postrzegania świata, ale trudno mieć o to do nich pretensje.

W związku z tym jak interpretować wyniki sondaży, jak bardzo są one istotne w kreowaniu opinii?
Nie przeceniałbym znaczenia sondaży w kreowaniu postaw wyborców. Na preferencje wyborców oddziałuje szereg czynników w sposób długotrwały, w tym własna ocena swojej sytuacji materialnej, poczucie bezpieczeństwa, ale także zabiegi polityków, kampania wyborcza, itp. Niektórym wydaje się, że akcja reklamowa może być decydująca, albo dowcip polityczny rozpowszechniany w internecie, albo wynik kolejnego sondażu. Żadnego z tych czynników nie należy przeceniać.

Coraz częściej słyszy się o manipulowaniu opinią publiczną za pomocą badań sondażowych. Czy można mówić o takim zjawisku? Jeśli tak to kto manipuluje i dlaczego?
Manipuluje się wówczas, kiedy jednorazowemu wynikowi sondażowemu przypisuje się nadmierną wagę. Są sytuacje, kiedy politycy i dziennikarze po jakimś głośnym wydarzeniu niecierpliwie oczekują potwierdzenia jego wpływu na wyborców w sondażach. Jest gotowa teza, mają ją tylko potwierdzić liczby w sondażu. Każde 2-3 procentowe wahnięcie wydaje się im wystarczającym potwierdzeniem. A w rzeczywistości tak nie jest. Tego rzędu wahania mogą wręcz ilustrować brak wpływu danego wydarzenia na postawy wyborców. Za rodzaj manipulacji uznałbym też sondaże na temat, który dla badanych jest słabo znany. Tak było po ogłoszeniu głównych tez rosyjskiego raportu na temat katastrofy smoleńskiej. Cóż warte są odpowiedzi na temat prawdziwości, czy rzetelności tego raportu, skoro prawie nikt z respondentów go nie znał? Wyraźnie miało to służyć jakiemuś celowi politycznemu, a nie celom poznawczym.

W związku z tym jakie działania prowadziłyby do poprawy jakości badań sondażowych?
Przede wszystkim sondaże należy wykonywać rzadziej, ale rzetelniej. Badanie sondażowe bowiem, jak każde badanie statystyczne, wymaga staranności na wszystkich etapach jego realizacji, a dodatkowo odpowiednich informacji. W wielu moich artykułach w ostatnich latach pisałem o tym, jak ważne jest wykorzystanie w badaniach przedwyborczych innych informacji, oprócz tych uzyskanych w próbie. W dodatkowych źródłach informacji o zachowaniach wyborców poszukiwać należy dróg do zmniejszania błędów najbardziej obciążających wyniki sondaży. Mam tu na myśli błędy wynikające z niedoskonałości operatu losowania, błędy braków odpowiedzi, a także błędy spowodowane udzielaniem nieprawdziwych odpowiedzi przez tych respondentów, którzy najwyżej cenią sobie poprawność polityczną. Statystyka od dawna postuluje korzystanie z więcej niż jednego źródła informacji w badaniach reprezentacyjnych, co stosuje się niemal powszechnie w innych krajach. Powoli i my na tę drogę wkraczamy.

Współautor artykułu:

  • Paweł Gniadkowski
od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto