Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sosnowiec: "Śpij spokojnie Aniołku"

Stanisław Cybruch
Stanisław Cybruch
Sosnowiec nie może zapomnieć tego, co się stało w mieście. Sześciomiesięczna Magda nagle skończyła życie. Tłum mieszkańców codziennie oddaje jej hołd. Dzieci na laurkach umieszczonych w miejscu ukrycia ciała Magdy piszą: "Śpij spokojnie Aniołku".

Sprawa śmierci malutkiej Magdusi z Sosnowca nie schodzi z pierwszych stron gazet i ciągle jest obecna w serwisach radiowych i telewizyjnych. Wokół niej krąży nieustannie bardzo wiele najróżniejszych nowych doniesień. W mediach elektronicznych, użytkownicy komentują postawę matki, ojca i rodziny dziecka w okresie masowej akcji poszukiwania Magdy i rzekomego porywacza. Nie brakuje słów potępienia policji za opieszałość w dochodzeniu i poszukiwaniu prawdy w tym od początku zagmatwanym problemie prawnym. Jedni chwalą detektywa Rutkowskiego za szybkie odnalezienie ciała dziecka, inni potępiają go za bezprawne wchodzenie w nieswoje sprawy.

Przy ponurym gruzowisku starego budynku PKP, gdzie matka ukryła pod osłoną nocy zwłoki córeczki, nie gaśnie las płonących zniczy. Mieszkańcy Sosnowca i okolic przychodzą tutaj, aby w milczeniu i zadumie nad losem niewinnej małej Magdy, która po sześciu miesiącach życia, nagle je straciła – przychodzą oddać jej należny hołd. Przychodzą dorośli z małymi dziećmi i młodzież. Składają kwiaty, zabawki, pluszowe misie i laurki. Jedna z nich brzmi: "Śpij spokojnie Aniołku".

Milczenie przerywa ojciec Madzi - Bartłomiej Waśniewski. Mówi w radiu RMF FM, że wieczorem, kiedy pomagał żonie wynosić wózek, Madzia jeszcze żyła. Zapewnia, iż do końca wierzył żonie, wierzył dopóki nie znaleziono ciała córki. Opowiada o sprawie tak jakby chciał zaprzeczyć temu, co mówiła dotąd wielokrotnie Katarzyna, że Magda w domu nie straciła życia.

Reporterowi "Faktu" wyjaśnia, że nie wie co się stało w mieszkaniu, że Madzia przestała żyć.

Tymczasem Katarzyna, przed wskazaniem miejsca ukrycia zwłok Magdy, powtarzała jak mantrę, opis napadu na nią wieczorem, wysokiego mężczyzny w kurtce z czarnym paskiem, który uderzył ją w tył głowy, po czym straciła przytomność. Potem, po odzyskaniu przytomności, dziecka nie było już w wózku. Na przesłuchaniach, oświadczyła śledczym, że po ukryciu ciała Magdy pod kamieniami, gruzami i liśćmi w starym budynku, przyznała, że wracając z wózkiem uderzyła się w tył głowy kawałkiem płytki chodnikowej, następnie ułożywszy się na chodniku twarzą do śniegu, czekała aż ktoś ją rozpozna i zawiadomi pogotowie i policję. Uczyniła to właśnie znajoma sąsiadka.

Bartek, ojciec Magdy przyznaje, że teraz niełatwo mu żyć i odnaleźć się w tej paskudnej, bardzo przykrej sytuacji. Wylicza, że czeka go "szereg trudnych rzeczy": pochówek Magdy i pozałatwianie wielu przyziemnych spraw. Wzdychając ciężko w rozmowie z dziennikarzem, mówi spokojnym głosem - onet.pl: "Ciężko teraz powiedzieć, w co się wierzy". "Przez tyle dni żyliśmy z rodziną w kłamstwie i to takim bardzo perfidnym".

Znajoma Katarzyny, która uczęszczała razem z nią na spotkania grupy religijnej "Dzieci Maryi", w rozmowie z gazetą "Fakt" mówi, iż matka "nie kochała Madzi" - informuje dziennik.pl. "Kochała siebie. Egoistka". Swoje informacje na ten temat rozwija. Twierdzi, że od pierwszych chwil, po urodzeniu Magdy, matka dawała do zrozumienia, że jej nie chce. Chciała się jej pozbyć.

Zaraz po wyjściu ze szpitala – zniknęła z domu porzucając dziecko na dwa tygodnie. Mówiła, że nie czuje jeszcze macierzyństwa. W tym czasie – według znajomej - malutką Madzią zajmowali się dziadkowie. W komentarzu dodaje, że córeczka przeszkadzała Katarzynie w życiu, gdyż ona chciała jeszcze korzystać z wolności. Szukała swojej drogi, chciała zapomnieć o piekle, które miała w rodzinnym domu. A rodzina, dom i dzieci kojarzyły się jej z alkoholem, biedą i wiecznymi awanturami - forum.kobiet.pl.

Jeżeli wierzyć w opowieść znajomej matki, to przychodzą na myśl obrazki sprzed kilku dni, kiedy zapłakana jak jesienna szyba okienna - Katarzyna, grała teatr na scenie poszukiwań porwanej Magdy i wysokiego młodego porywacza. Wtedy też, w rozmowie z Rutkowskim, zapytała go o ocenę, jak wychodzi w telewizji. Pytana czy podda się badaniu wariografem, odpowiadała przecząco. Jednak wiadomo, że w tym czasie wchodziła z laptopa na strony wariografu, interesując się szczegółami jego pracy i możliwościami oszukania bezdusznej maszyny.
Teraz matka Magdy ma dwa długie miesiące w areszcie na bardzo długie przemyślenia i wnioski z wszystkich tych ponurych i brudnych, jak komunalne ścieki, problemów, które jak sama mówiła – ją bardzo przerosły. Czy po czasie powie coś nowego w sprawie? A może wyjdzie na światło dzienne coś nowego z rozmów telefonicznych – sąd wydał zgodę na ich podsłuch. Czy matka ujawni tajemnicę śmierci Magdy? Czy powie otwarcie, kto jej przyszedł z pomocą, w ukryciu zwłok córeczki? Czy wyjawi wiedzę w tych sprawach, męża Bartka?

Tymczasem w sprawie tajemniczej śmierci Magdy trawa śledztwo. Śledczy mają wiele trudnych kwestii do zbadania, wykrycia i wyświetlenia. Muszą znaleźć odpowiedź na pytanie, jak i kiedy doszło do zgonu dziecka. Czy w ukryciu ciała Magdy brały udział osoby trzecie. Kto był w domu w momencie rzekomego wypadku z wyśliźnięciem się dziecka z rąk matki na feralnym, wysokim progu? Dlaczego matka nie powiadomiła o wypadku, pogotowia lub sąsiadów? Pytań jest cały stos.

Dziś problemami prywatnego wejścia w proces dochodzenia, w momencie poszukiwania Magdy i rzekomego porywacza, detektywa (bez licencji) Krzysztofa Rutkowskiego, zajmą się śledczy z Prokuratury w Gliwicach. Chodzi o to, czy nie naruszył prawa, w przedmiotowej sprawie. Na te pytania i tym podobne, podjął próbę odpowiedzi, były wiceszef MSWiA, Adam Rapacki. W rozmowie w TVN24 stwierdził, że według niego, przez spektakl medialny Krzysztof Rutkowski "zaszkodził rodzinie półrocznej Magdy i zawodowi detektywa". Jednocześnie "usztywnił" też zasady współpracy detektywów z policją. Ale mimo to Rutkowskiemu trudno będzie postawić zarzuty.
Matka Madzi ma już zarzuty. Sekcja zwłok potwierdziła jej wersję przyczyn śmierci dziecka. Mimo to śledztwo nie jest zakończone. Matka zdaje sobie doskonale sprawę z tego faktu. Bije się teraz z nawałem ciężkich jak ołów myśli, które dręczą ją nieustannie, w zamkniętej na klucz celi. Bije się do tego stopnia, iż wczoraj była bliska odejścia z tego świata. Próbowała się zabić, połykając żrący i trujący detergent. Zostawiła list.

Ciągle mamy w oczach trzy wyraziste obrazy: płaczącą dla litości matkę Magdy i zapłakany tłum mieszkańców Sosnowca, stojących na mrozie wokół lasu setek zapalonych zniczy w miejscu ukrycia ciała dziecka. Mamy też w oczach miły, lecz tragiczny obraz malutkiej, radośnie roześmianej Magdy, której piękna i inteligentna buzia niewinnie mówiła: Kochaj mnie mamo. Kochaj zawsze!

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto