Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Społeczeństwo otwarte a dyskryminacja

Tomasz Radochoński
Tomasz Radochoński
Zdawać by się mogło, że problem dyskryminacji etnicznej, jak i deportacji na podstawie kryteriów etnicznych, społeczeństwa Europy Zachodniej mają już dawno za sobą. Czy deportacje Romów to początek końca idei francuskiego kosmopolityzmu?!

Stary tekst Ralfa Dahrendorfa, który ostatnio wpadł mi w ręce - "Społeczeństwo otwarte i jego lęki", pisany przeszło 20 lat temu, a wciąż niezwykle aktualny - za główne kryterium podziału współczesnych społeczeństw uznaje dychotomię: społeczeństwa zamknięte - otwarte.

"... w społeczeństwach otwartych dozwolone jest wszystko, co nie jest wyraźnie zabronione. Na dodatek zabrania się w nich jak najmniej - to zaś, co dozwolone, jednostki mogą robić, jak chcą."

Czy takie są obecnie społeczeństwa Europy Zachodniej. Moim zdaniem - tak, i nie. Tak, gdy chodzi o sferę deklaratywną, a już na pewno - gdy idzie o postrzeganie danych narodów przez samych siebie jako tolerancyjnych, otwartych na inność, wierzących w wolność jednostki i prawa człowieka.

Podwójne standardy

Nie - gdy dochodzi do czynów. Idea Innego, którego akceptuję i życzliwie przyjmuję, nagle wyparowuje. Gdy widzę go tuż obok - możliwe, że niezbyt czystego, chwilowo nie mającego środków do życia, zmuszonego koczować na przedmieściach.

Takie postawy nie należą do rzadkości, nie tylko we Francji. Widać je wyraźnie także w Austrii, Niemczech, Wielkiej Brytanii. Na niechęci do imigrantów swoje polityczne poparcie budują populistyczne partie we wszystkich tych krajach, co niebezpiecznie kojarzy się z (neo)faszyzmem, a co najmniej - z ostrym szowinizmem.

Jak ma się to do idei społeczeństwa otwartego? "Społeczeństwa otwarte zwiększają, zaś zamknięte zmniejszają sferę wyborów. [...] Społeczeństwa otwarte narzucają mobilność, zamknięte ją tamują."

Mobilność ujęta jest tu nie tylko w sensie łatwości przemieszczania się w przestrzeni, ale i gdy idzie o możliwość wyjścia z sytuacji życiowej, przypisanej urodzeniem. W przypadku Romów wydaje się, że obie te warstwy znaczeniowe się pokrywają - przemieszczenie się do zamożniejszego kraju (niż np. Rumunia i Bułgaria, skąd Romowie najczęściej migrują - w każdym z tych krajów jest ich ponad pół miliona) jest często ich jedyną nadzieją na ucieczkę z nędzy.

Często jedyną szansą na godne życie - pracę dla dorosłych, dobrą edukację dla dzieci, wreszcie, odpowiednią opiekę medyczną. Szansą, co więcej - prawem, jakie Romom (i ogólnie, wszystkim obywatelom UE, niezależnie od pochodzenia etnicznego) daje jedna z podstawowych swobód, tworzących Unię - swoboda przepływu osób. Ujęta w prawne ramy m.in. traktatem z Schengen.

Dyskryminacja - łamanie prawa?!

Francuzi swoimi działaniami łamią najważniejsze akty ideowe, jakie leżą u podstaw funkcjonowania światowych demokracji oraz Unii Europejskiej. W szczególności Powszechną Deklarację Praw Człowieka, Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych, Konwencję o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności.

To tym bardziej niezrozumiałe, że w artykule 12. Traktatu ustanawiającego Wspólnotę Europejską (TWE), expressis verbis, jasno i wyraźnie, zakazana jest wszelka dyskryminacja ze względu na przynależność państwową. Także art. 39 TWE wyraźnie zabrania dyskryminacji, gdy idzie o przepływ pracowników pomiędzy krajami członkowskimi (w tym przypadku Rumunia i Bułgaria są nimi od 2005 roku).

Już pięć lat przed ich akcesją UE przyjęła kolejne przepisy, wyraźnie zakazujące dyskryminacji. Także w miejscu pracy (czy choćby ubiegania się o nią) - ze względu na rasę, pochodzenie etniczne, religię, niepełnosprawność, wiek i orientację seksualną. Uprzedzenia na tle rasowym i etnicznym są również zakazane w dziedzinie szkolnictwa, ubezpieczeń społecznych, opieki zdrowotnej i dostępu do towarów i usług, w tym mieszkań.

Warto w tym kontekście wspomnieć o nadrzędności prawa wspólnotowego nad porządkami prawnymi poszczególnych krajów członkowskich. O czym Francji, członkowi założycielowi (jeszcze w ramach EWWiS) Unii Europejskiej, szczególnie nie powinno się przypominać. Powinno być to dla niej oczywiste. Co zatem robi francuski rząd, mając za nic także upomnienia Komisji Europejskiej? Czyżby o tym wszystkim zapominał?

Francja - (nie)ostoją wolności?!

Zdumiewa to tym bardziej, że Francuzi zawsze z dumą podkreślają, że to u nich zaczęła się epoka rozumu i praw człowieka - co jest prawdą. Działalność Encyklopedystów, wielkich myślicieli Oświecenia, bezprecedensowe akty prawne: przede wszystkim uchwalona w 1789 roku przez francuską Konstytuantę Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela. Co więcej, obecnie te idee ma realizować specjalny ustrój, prawdziwie służący obywatelom (i generalnie - ludziom) - republikański, uznawany niemalże za świętość (konstytucja Francji wyraźnie stwierdza, że "zmianie nie podlega republikańska forma rządów").

Wreszcie, ukochane hasło Francuzów, ich wizytówka w świecie - "Liberté, égalité, fraternité".
Wolność, równość, braterstwo. Jak realizowane w praktyce, choćby na przykładzie deportacji Romów? Już teraz tylko pusty frazes? Teraz, gdy wbrew idei traktatu z Schengen (nawet jeśli nie łamiąc wprost prawa, a raczej je obchodząc, będąc praeter lege), usuwa się romską społeczność. I to w najgorszy możliwy sposób - zero dyskusji, możliwości odwołania się od decyzji, zamiast tego wyłącznie przymus kojarzący się z działaniami dyktatorów, choćby Stalina (nie tylko odnośnie Polaków: Stalin deportował całe narody, np. Tatarów krymskich - ot, tak, profilaktycznie - by nie mogli zacząć "spiskować" przeciwko niemu).

Patrząc na to, co dzieje się obecnie we Francji, na deportacje setek Romów, na olbrzymie społeczne przyzwolenie na takie działania rządu - ciekawi mnie, jak zmienia się mentalność samych Francuzów, od wieków uznających się za społeczeństwo modelowo wręcz otwarte?

Czy aby nie stają się tworem coraz bardziej zamkniętym? Z pewnością taki wizerunek prezentują teraz światu. A swoimi działaniami nasuwają skojarzenia z podobnymi czynami, oczywiście o wiele bardziej brutalnymi, wręcz - bestialskimi - i na masową skalę, ale jednak, co do idei, podobnymi. Deportacjami w reżimach totalitarnych.

Edukacją w rasizm

U podstaw wielu uprzedzeń najczęściej kryje się lęk. Często wynikający z niewiedzy, stereotypów, przeszłości i mitów, często krzywdząco upraszczających rzeczywistość. W ich wyniku nieraz dochodzi do sytuacji, gdy sama nazwa nacji (nawet takiej, która została prawie w całości wymordowana i od pół wieku jest praktycznie nieobecna w Polsce, a mimo to wciąż budzi agresję i nienawiść), staje się wyzwiskiem.

"Ty Żydzie" - może już teraz nie tak mocno jak dekadę temu, ale niegdyś - np. wśród pseudokibiców - stanowiło największą obelgę. Ba - nawet u ludzi, zdawałoby się, przez życie nauczonych mądrości i pokory - osób w podeszłym wieku - nadal, o dziwo, obraza tego rodzaju funkcjonuje!

Już parę lat temu byłem na kongresie polsko-ukraińskim, poświęconym m.in. często zbrodniczej działalności UPA, ale też - w założeniu równie zbrodniczej akcji wysiedlania Ukraińców - akcji Wisła, i w pewnym momencie zrobiło się dla mnie naprawdę strasznie. Dlaczego? Dwaj starsi panowie, polscy dysputanci, zaczęli używać w rozmowie argumentu: "Bo ty to tak naprawdę jesteś Ukraińcem!". I zamiast skwitować całą sprawę śmiechem, czy wzmianką o nagannym i pustym ad personam, "obrażony" starszy pan poczuł się tak bardzo dotknięty, wybuchnął takim oburzeniem - jakby co najmniej splunięto mu w twarz.

Język kształtuje świadomość

Nawet moja babcia (jak najdalsza od antysemityzmu - w czasie wojny jej rodzina z narażeniem życia ukrywała Żydów) zwykła mawiać, opowiadając mi o międzywojniu - "Żyd, ale porządny człowiek". Co sugeruje, że to albo jakiś wyjątek albo też bycie Żydem to coś stojącego w opozycji do "porządnego człowieka". Ciekawe, czy tak mówią, będą mówić Europejczycy, oburzeni falą imigracji - "Turek, ale można z nim wytrzymać", "Pakistańskie bydło, mnożą się jak króliki.. ale w sumie nie przeszkadzają", "Ten Cygan nie śmierdzi tak bardzo jak reszta"?!

Otóż wg mnie język, jakiego używamy, warunkuje naszą świadomość (i vice versa). Agresywny, pogardliwy, lekceważący, ale też ten niby "delikatny", tylko zwyczajnie wartościujący.

Zdarzyło mi się, parę lat temu, w wolnej, cywilizowanej Polsce znaleźć u jednego z członków mojej rodziny (nie ze strony babci, rzecz jasna) książeczkę zatytułowaną "Poznaj Żyda"! Po prostu - straszne. Treść?! Jak to Żydzi w Torze mają zapisane, że dobrze jest oszukiwać gojów (nie-Żydów), jak trzeba nimi gardzić, jak "dybią na Polskę"...

Brakowało mi w tym tylko jeszcze (może brzmi to śmiesznie - ale właśnie m.in. takie zarzuty były iskrą, która rozpętała pogrom kielecki w 1946 roku) - "że Żydzi zabijają polskie dzieci, by z ich krwi robić macę". Ktoś powie, że to tylko semantyka, tylko słowa, tylko niewybredne żarty. Niestety, jak pokazuje historia, zatrważająco łatwo przejść od lekceważenia, słownej agresji, broszurek takich jak ta powyższa czy pogardliwych słów - do komór gazowych. Nawet nie aktywnie w aktach ludobójstwa uczestnicząc, ale przez zwyczajną bierność w obliczu zła.

Według mnie, jedyną skuteczną metodą radzenia sobie z takimi postawami, także agresywnym językiem, jest cierpliwa, długofalowa edukacja. Już w zarodku, by nie pozwolić im urosnąć do większych rozmiarów. Rozpoczynając edukację od zmiany lekceważącego, negatywnie wartościującego języka. Jak pisał znakomity brytyjski historyk, Eric Hobsbawm, "zrozumieć wszystko to (co prawda) nie wszystko wybaczyć" - niemniej jest to konieczny krok, by wybaczyć (także historyczne zaszłości, uprzedzenia czy nawet - krzywdy) chociaż spróbować.

No pasaran!

To piękne hasło, które w czasie najkrwawszych, najbardziej przerażających triumfów faszystów w czasie wojny domowej w Hiszpanii dodawało republikanom (i wszystkim przeciwnikom faszystów) odwagi i otuchy. Z tym hasłem szli umierać. W poczuciu, że nie są sami, że faszyzm - z jego wypaczoną wizją społeczeństwa - nie przejdzie!

Klimat tych słów wg mnie znakomicie oddaje poniższy utwór - może wyśpiewany dość "ostro", ale moim zdaniem tak właśnie powinno się wypowiadać to hasło - mocno i zdecydowanie. Także w przypadkach takich, jak opisana wyżej deportacja Romów z Francji.

Także przy podobnych, niechętnym "obcym" postawach obywateli oraz zachowaniach rządów państw zamożnych (do których Polska na tle świata, szczególnie wielu krajów Afryki, także się zalicza), które w dobie powszechnych migracji - a czeka nas jeszcze wielka fala imigrantów z krajów Globalnego Południa, które dosłownie wymierają z głodu i z pragnienia - będą stawać się, myślę, smutną normą.

I mimo wszystko, zawsze w takich sytuacjach, gdy populiści będą zabierali głos, mając tylko jedno w głowie - "nie wpuszczać, deportować".... Nieważne, że to nieraz dla deportowanych równoznaczne z nędzą, albo wręcz ze śmiercią. W takich chwilach warto przypomnieć sobie te słowa - no pasaran!

Nie dla faszyzmu! Nie dla szowinizmu! Nie dla wszelkich przejawów dyskryminacji - na tle płci, rasy, wyznania czy orientacji seksualnej!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto