Bieganie jako część kultury masowej, różne mity
Przez marketing wirusowy płynący z mediów społecznościowych, jak i pozostałe serwisy, czy gazety biegowe, ta forma celebracji wysiłku i napełniania się energią popularyzuje się w naszej świadomości. Niechętni bądź zupełnie obojętni wobec biegania zmuszeni są oglądać kolejne wpisy, reportaże i relacje z masowych imprez. Te ostatnie odbywają się już wszędzie – dzięki akcji „Biegam bo lubię” tysiące biegaczy z dużych ośrodków Polski ściąga w pobliskie lasy, by w ramach piknikowo-rodzinnej atmosfery przebiegnąć pięć kilometrów przełajem. Święto trwa dalej po biegu, uwiecznia się w tysiącach zdjęć trasę, metę, paradę z medalami, ceremonię wręczenia nagród. Rodziny, grupy znajomych, single, wszystkich czeka ciepły posiłek, nagroda za przebiegnięcie dystansu.
Zanim do akcji wkroczyły nasze wirtualne wizytówki, a co kolejni lubiący się chwalić zaczęli udostępniać swój kilometraż w aplikacji „Endomondo”, „Gazeta Wyborcza” popularyzowała akcję „Polska biega”. Trwa to od ładnych kilku lat wstecz. Liczba biegów i ich uczestników rosła, jednak w ostatnich dwóch latach przeżywamy istne biegowe boom, zarówno w organizacji jak i liczbie biegaczy. Nie skłamię jeśli stwierdzę, że media dopomogły, ale nie wykreowały i nie utrwaliły biegania w świadomości społeczeństwa. Ono samo nie tyle dojrzało, co przekonało się – marketingiem szeptanym bądź swojego rodzaju nepotyzmem – jak niewiele wystarczy by stać się szczęśliwszym, spełnionym, szczuplejszym itd.
Krążenie wokół forów biegowych, treningowych poradników, odżywek itd. doszło do całkiem pokaźnych rozmiarów. Dres i adidasy nie są już wyznacznikami elitarnego, drakońskiego hobby – w godzinach popołudniowo-wieczornych na ścieżkach dla rowerów i w lasach co kilkaset metrów kolejny „pobratymiec” pomacha nam przemierzając drogę w przeciwnym kierunku. Kulturalne machnięcia niczym na szlaku w Tatrach jeszcze doładowują, obudowują ten wysiłek wartością i uprzejmością.
Na pierwszy rzut oka większość biegaczy na starcie wygląda podobnie: obcisłe lub luźne spodenki, koszulka lub bezrękawnik, czapka, buty z pianką. Będą gadżeciarze z okularami przed słońcem, pulsometrami i pasami na napoje, będą przebierańcy, grupy rekonstrukcyjne, ludzie w koszulkach fundacji. Wszyscy stanowią wielką rodzinę, połączoną wspólną pasją, choć różną motywacją. To pochodna motywacji startujących, popularną „dychę” przebiegają służby mundurowe w pełnym ekwipunku, ludzie w maskach, organizuje się przebieżki dla kelnerów czy juniorów na dystansie 1/100 maratonu albo 100 metrów, żeby propagować ruch także wśród najmłodszych.
Głosy krytyczne są dziś w mniejszości, albo rozumiane są jako kompleksy krytykujących albo przez pryzmat ubierania biegania w dodatkową symbolikę, jak uczynił to w kwietniu Dominik Zdort w piętnującym bieganie felietonie w serwisie „Rzeczpospolitej”. Przyrównał on wysiłek do religii mas. Nie potrafimy wystać w kościołach trzech kwadransów, ale dwugodzinny bieg od 5. czy 6. rano nie jest dla nas problemem. Bieganie, a właściwie biegactwo to sportowy odłam wyznaniowy. Konkretnie ripostuje gokolega redakcyjny Stefan Szczepłek, dziennikarz sportowy „Rz”.
Czy Biało - Czerwoni zatriumfują w stolicy?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?