Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Spotkanie z Natalią Przybysz w Słupsku. Piosenkarka promuje płytę "Prąd"

Tomasz Gursztyn
Tomasz Gursztyn
Autor: Daniel Kruczynski (Flickr: Natalia Przybysz (Natu / Sistars)) [CC BY-SA 2.0],
"Wierzę, że każdy człowiek ma słuch, jeżeli mówi i słyszy, to już jest totalnie wyposażony do tego, żeby śpiewać, gdyż śpiewanie jest naturalną i ważną funkcją życiową".

11 lutego w Miejskiej Bibliotece Publicznej im. Marii Dąbrowskiej w Słupsku odbyło się spotkanie autorskie z Natalią Przybysz promujące najnowszą płytę "Prąd". Jak sama piosenkarka stwierdziła, było to dla niej nowe i eksperymentalne doznanie, w którym piosenkarz nie śpiewa, a razem z publicznością słucha swoich utworów.

Na początku dyskusji prowadzący, András Asztalos, zwrócił uwagę na trasę koncertową w 2012 roku "Kozmic Blues: Tribute to Janis Joplin" i jej sukces, który według niego był przyczyną wydania płyty. Natalia Przybysz potwierdziła, że Janis Joplin zawsze ją przerażała, "żyła desperacko, z takimi emocjami tragicznymi mi się kojarzyła, których ja nigdy w sobie nie znalazłam. Raczej mnie to przerastało i stroniłam od takich silnych ekspresji". Do tej muzyki, która z początku drażniła, przekonał piosenkarkę dźwięk płyt winylowych podarowanych przez Piotra Metza. ”To jest totalnie inna muzyka, gdy się tego słucha na takiej małej kompresji. Gdy zabrzmiało to w moim domu z winyla, okazało się, że tam jest dużo więcej ciepła, że tam jest totalny soul, tam jest blues i soul. Nabrałam nowego wglądu i zaczęłam powtarzać te melodie, które wydawało mi się, że są cały czas improwizacjami, ale okazało się, że to są totalne kompozycje. Odnalazłam brakujący mi żywioł ognia.” Janis Joplin stała się wtedy dla Natalii Przybysz kapłanką voodoo prowadzącą „do ciemnych zakamarków ludzkiej duszy, które są w każdym z nas, ale które można też pokochać, które też należy używać, emocji takich, jak smutek samotność, rozpacz, obecnych w jej wykonaniach. One mają olbrzymi potencjał, tym bardziej, jeśli się je tak długo kumuluje w sobie”.

Natalia Przybysz jest autorką tekstów z płyty "Prąd". Pisanie tekstów, jak stwierdziła piosenkarka, to była ciężka praca i długi proces. Autorka czuje olbrzymią odpowiedzialność w stosunku do ludzi, którzy będą tego słuchać. „Podziwiam wielu tekściarzy, tym bardziej czuję się też maluczka i bardzo przeżywam to, że piosenka czy płyta pójdzie w świat. To bardzo długo było pisane wszystko, i bardzo dużo było kartek i kreśleń”. Jak wyznała, próbowała zwrócić się o teksty do Katarzyny Nosowskiej i to przez nią właśnie została zmobilizowania do pisania własnych tekstów.

Zapytana, czy jej dzieci, chcąc nie chcąc, uczestniczą w klimacie muzycznym pani Natalii, piosenkarka przyznaje „nie do końca mam czas, żeby szczególnie pod dzieci coś śpiewać, więc one od razu się uczą dorosłych piosenek”. Z całego spotkania, często nawiązującego do dzieciństwa sióstr wynikało, że piosenkarki miały podobnie. Natalia Przybysz opowiadała o śpiewaniu bardzo trudnych piosenek, o tym, jak ojciec rozkochany w bluesie, budził je w nocy, żeby śpiewały standardy jazzowe. Wspominała też o przedszkolu, prowadzonym przez siostry zakonne, w którym piosenkarki, zachwycone Kabaretem Starszych Panów, w wieku 6 lat śpiewały „Bo we mnie jest seks”.

Córka piosenkarki jest autorką tytułu i pierwszych fraz utworu „Nazywam się Niebo”. Pani Natalia dużo mówiła o tym, jak inspirujące są dzieci, że trzeba na nie spojrzeć jak na artystów, od których możemy się uczyć. Gdy córka artystki na pytanie o to, kim chce zostać, odpowiedziała "wiesz, ja mam inny talent, najbardziej to ja umiem się fajnie bawić", piosenkarka zrozumiała, że to jest najważniejsze, że tak naprawdę życie jest krótkie i musi w nim być coś, co po prostu bawi. Dla pani Natalii tym jest muzyka.

„Stając się dorosłym człowiekiem strasznie porządkujemy wszystko, aż w pewnym momencie jest tak uporządkowane, że nie ma już nic takiego spontaniczno-twórczego. To jest niebezpieczny stan, taki jak scena z „Dnia świra”, w którym on próbuje napisać kolejne zdanie… To tak nie idzie. Dzieci są królami chaosu, u nich czas nie istnieje, istnieje tylko impuls, emocja, zabawa, zawieszenie się w czymś tak na 100 procent… Dzieci nas tego uczą, wytrącają nas z tego porządku”.

Artystka stwierdziła, że nauczyła się żyć w tzw. "slow motion", zwolnionym tempie, nie ulegając pędzącemu światu i życiu. Przypomniała, że gdy osiągnęły z siostrą popularność, jeżdżąc przez dwa lata z koncertu na koncert, nie miała znajomych i przyjaciół, „nie rozpoznawałam ludzi, wszyscy się obrażali, bo nie wiedziałam, jak kto się nazywa, nie miałam czasu się zorientować”. Według piosenkarki taki sukces potrafi bardziej sfrustrować niż sukces innego artysty.

Przytoczyć warto też słowa, od których Natalia Przybysz rozpoczęła spotkanie w słupskiej bibliotece:

„Wierzę, że każdy człowiek ma słuch, jeżeli mówi i słyszy, to już jest totalnie wyposażony do tego, żeby śpiewać, gdyż śpiewanie jest naturalną i ważną funkcją życiową.”

Natalia Przybysz przyjechała do Słupska na pierwszą edycję imprezy "Song nad Słupią", gdzie prowadziła warsztaty wokalne. Wieczorem, po spotkaniu autorskim, piosenkarka śpiewała gościnnie na koncercie Tymon & The Transistors w klubie Keller.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Nie tylko o niedźwiedziach, które mieszkały w minizoo w Lesznie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto