Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Standardy europejskie i polskie w edukacji sześciolatków

Stanisław Cybruch
Stanisław Cybruch
Wikimedia Commons
Polska pozostaje w tyle za Europą Zachodnią we wszystkich dziedzinach życia. A oświata nasza, choć kuleje i cierpi na niedobór środków, stoi całkiem nieźle. Ma być ponoć jeszcze lepiej, bo 6-letnie dzieci obejmie obowiązek szkolny?...

Od kilku lat w Polsce rozgrywa się ostra batalia w sprawie 6-latków. Ścierają się dwie siły: za i przeciw wysyłaniu dzieci 6-letnich do szkoły. Za - prze MEN i rząd. Przeciw - rodzice i opozycja. Zebrano milion podpisów rodziców przeciwnych idei MEN. Argumentem są przede wszystkim słabe lub złe warunki szkół do przyjęcia sześciolatków. Nauczyciele nieprzygotowani do pracy z takimi uczniami to istotna i szokująca informacja.

Ministerstwo Edukacji Narodowej konsekwentnie zaprzecza wszelkim argumentom krytycznym. Przekonuje o dobrym wyposażeniu szkół w sprzęt dydaktyczny i należytym, nowoczesnym przygotowaniu kadry nauczycielskiej w szkołach.

Jak sprawa sześciolatków wygląda w Europie? Z danych Eurostatu wiadomo, że tylko w 13 z 27 krajów Unii Europejskiej jest powszechny obowiązek szkolny dla wszystkich dzieci sześcioletnich, a ich odsetek w systemie edukacji wynosi powyżej 90 procent. Taki obowiązek jest: w Belgii, na Cyprze, we Francji, Grecji, Hiszpanii, Holandii, Irlandii, Luksemburgu, na Malcie, w Portugalii, Słowenii, Wielkiej Brytanii i Włoszech. W pozostałej większości krajów UE, sześciolatki też uczestniczą w szkolnej edukacji, ale ich odsetek nie jest wysoki.

W takich państwach jak: Austria, Czechy, Niemcy, Słowacja edukację szkolną zaczyna około 50 proc. rocznika sześciolatków. Drugą połowę stanowią dzieci siedmioletnie. Wszystkie te cztery kraje mają podobny system przyjęcia dzieci do szkół, który ma ścisły związek w wiekiem kalendarzowym przyszłych uczniów. Szkoły przyjmują dzieci dopiero wtedy, gdy ukończą w określonym czasie szósty rok życia.

Na przykład w Niemczech data graniczna jest płynna i zależy od landu, a władze centralne ustaliły, że do szkół idą te dzieci, które najpóźniej 30 września skończyły 6 lat. Są jednak landy, które przyjmują wyłącznie te, co mają urodziny najpóźniej 30 czerwca.

Austria ma datę graniczną 1 września. Czechy mają ustalenia, że do szkoły idą tylko te dzieci, które skończyły 6 lat przed rozpoczęciem roku szkolnego. Podobnie jest na Słowacji, choć tam obowiązek szkolny dla sześciolatka wstrzymuje się, gdy opiekun przedszkolny dziecka uzna, że nie jest ono gotowe do rozpoczęcia nauki. Ponadto, wszystkie te państwa dają też rodzicom, możliwość przesunięcia terminu pójścia dziecka do szkoły.

Biurokracja polska, podobnie jak francuska, argumentuje wczesne posyłanie dzieci do szkoły, zaletami podwyższenia poziomu edukacji, a przede wszystkim wyrównania szans szkolnych i życiowych dzieci ze środowisk zagrożonych ubóstwem. Eksperci francuscy przekonują o wyjątkowo cennych efektach wczesnego nauczania. We Francji w tym roku trzylatki rozpoczęły edukację szkolną. Zdaniem ministra oświaty, Vincenta Peillona, kształcenie dzieci poniżej 5 roku życia "ułatwi im start w szkole, a potem w dorosłym życiu".

Z danych ministerstwa oświaty Francji wynika, że 25 proc. dzieci z rodzin rozbitych, biednych i zagrożonych ubóstwem, ponosi porażkę w szkole i zwykle porzuca naukę, lub wielokrotnie powtarza klasę. Szkoły dla trzylatków uruchomiono głównie we wsiach i w wielkich miastach na osiedlach dla imigrantów.

Takie szkoły, w latach 1991-2001, stanowiły 30 proc. wszystkich francuskich szkół podstawowych. Ale dotąd zostało ich zaledwie około 11 procent. Stało się tak za sprawą spadku nakładów na oświatę i odmiennej polityki byłego prezydenta, Nicolasa Sarkozy’ego, który kazał ograniczyć zatrudnienie w oświacie. W okresie Sarkozy’ego, co drugi nauczyciel idący na emeryturę, nie był wówczas zastąpiony nowym.

Kwestia szkół dla trzylatków, mocno dzieliła i nadal dzieli środowisko francuskich nauczycieli i psychologów. Zwolennicy idei mówią o "przyspieszeniu procesu socjalizacji dzieci i ich rozwoju".

- Wszystkie przeprowadzone badania pokazują pozytywne efekty kształcenia trzylatków, głównie zmniejszenie ilości powtarzanych klas w latach późniejszych - twierdzi psycholog, prof. Agnes Florin, z Uniwersytetu w Nantes.

Przeciwnicy sprawy trzylatków mówią o traumatycznych, przykrych i trudnych doświadczeniach emocjonalnych, związanych z wejściem dzieci w tak wczesnym wieku do grupy społecznej i o ryzyku wzrostu agresji. Dowodzą też, że potrzebna jest zmiana pracy szkoły, że należy wprowadzić do pomocy drugiego nauczyciela w klasie, opracować specjalne programy nauczania, itp.

Minister Oświaty Vincent Peillon zapewnia, że w najbliższych pięciu latach zostanie w kraju zatrudnionych 7 tys. nauczycieli, którzy będą wspomagać proces nauczania i nieść pomoc uczniom w przezwyciężeniu wszelkich trudności szkolnych.

Propozycje i obietnice Ministra Oświaty są odpowiedzią na zapowiedzi prezydenta Francji, Francois Hollande'a z kampanii wyborczej, który zapewniał społeczeństwo, że z uwagą i troską będzie rozwiązywał problemy francuskiej młodzieży szkolnej.

Z badań OECD wynika, że szkoły francuskie są coraz gorsze pod względem wyników nauczania. Francuscy uczniowie w wieku 15 lat, mają problemy ze zrozumieniem tekstu, z pisaniem i z matematyką. Wśród rówieśników z 34 krajów zajmują dopiero 21 miejsce.

Polskie Ministerstwo Edukacji Narodowej, odkąd podjęło 4 lata temu przygotowania do wprowadzenia obowiązku nauki dzieci od sześciu lat, zapewniało, że jest to standardem w zdecydowanej większości krajów członkowskich UE. Ktoś tu jednak mówił nieprawdę, czyli wciskał ludziom kit. Bo tylko 13 krajów unijnych ma naukę dzieci od 6 lat życia. Według Minister Edukacji, Krystyny Szumilas, Polska powinna dążyć do standardów w tym względzie, panujących obecnie w Europie.

Dobrze. Tak powinno być. Tylko, że w Europie, z wyjątkiem Francji i paru innych państw, standardem jest nowoczesne wyposażenie szkół w niezbędne urządzenia nie tylko dydaktyczne, lecz i m.in. sanitarne, ale także należyte przygotowanie do pracy z sześciolatkami, nauczycieli i oczywiście godziwe ich wynagradzanie.

Sejm odrzucił dzisiaj większością głosów wniosek miliona rodziców w sprawie referendum na temat zniesienia obowiązku szkolnego dla 6-latków. Inicjatorka wniosku i goście na galerii sejmowej skandowali po głosowaniu: "Hańba, wstydźcie się!" A jej mąż - Tomasz Elbanowski rozwinął transparent z hasłem: "Dzieci i rodzice głosu nie mają?"

Premier Donald Tusk w dyskusji przypomniał, że przygotowanie i wprowadzenie obowiązku szkolnego dla sześciolatków jest obowiązkiem samorządów. Ale – jak zaznaczył - wszyscy powinniśmy się czuć za to odpowiedzialni. Natomiast przeprowadzenie referendum nie sprawi, że szkoły staną się lepiej przygotowane. - Jeśli polskiej szkole coś zagraża, to pomysły, aby co kilka lat wywracać do góry nogami system edukacyjny - powiedział premier.

Stanisław Cybruch

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto