Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Superprodukcja "Czyngis-Chan" już na ekranach

Roman Trojanow
Roman Trojanow
Plakat reklamujący film.
Plakat reklamujący film.
Japończyk jako Mongoł, Chińczyk jako jego brat, poplątanie z pomieszaniem, czyli rosyjsko-niemiecko-kazachsko-chińska produkcja w reżyserii Sergieja Bodrowa "Czyngis-Chan" już w kinach.

"Mongoł" (w polskiej wersji "Czyngis-Chan") to pierwsza część sagi, która opowiada o życiu jednego z największych przywódców świata - Czyngis-chana. Temudżyn (prawdziwe imię Czyngis-chana), 9-letni syn przywódcy Esugeja, wyrusza wraz ze swoim ojcem w podróż, by wybrać sobie narzeczoną spośród plemienia Markitów. Tym gestem przywódca chce zagwarantować pokój z plemieniem, które za młodu najechał i porwał kobietę. Lecz los Temudżyna potoczy się inaczej. W zaprzyjaźnionym klanie, spotkanym po drodze, chłopczyk poznaje Borte, którą wybierze sobie na żonę. W drodze powrotnej Esugej zostaje otruty, a władzę nad plemieniem przejmuje zdradziecki Targutaj. Stąd zaczyna się trudna droga małego Temudżyna do sławy, poprzez głód, poniżenia i niewolnictwo. Droga wypełniona nienawiścią do wrogów, hojnością do sojuszników i nieskończoną miłością do kochanej Borte, której nikt nigdy nie mógł mu odebrać.

Dziwna koncepcja historyczna "Czyngis-chana"

Sergiej Bodrow już dawno temu miał pomysł, aby nakręcić "Czyngis-Chana", ale różne problemy finansowe i organizacyjne nie dawały szans realizacji filmu. Dopiero po paru latach, mając w kieszeni odpowiednią sumę udało się udźwignąć ten "mongolski" krzyż. Ale pisząc scenariusz Sergiej Bodrow i Arif Aliyew chyba raczej nie zastanawiali się nad legendą i prawdziwą historią wodza. W filmie życie Temudżyna od samego dzieciństwa przesiąknięte jest mistyczną pomocą boga Tengri, i to połączenie sacrum i faktów życiowych na ekranie prowadzi do niezrozumiałych sytuacji w biografii bohatera. Wystarczy wyobrazić sobie bezgraniczny step zimą, gdy w okropnym mrozie mały Temudżyn, ratując się od rąk Targutaja, biegnie przez zamarznięte jezioro. Lód pod nim pęka i chłopczyk wpada do wody. I nagle... ciach! Cięcie i na ekranie widzimy tego samego chłopca na brzegu jeziora, prawie suchego, nie wiadomo jak i przez kogo uratowanego. Być może łapa boga-wilka (do którego zawsze się zwracał w razie potrzeby) uratowała go od śmierci, ale tego widz musi się domyślić sam.

Podobnych sytuacji w tej produkcji jest kilka, a to powoduje, że twórcom filmu trudno zaufać w kwestii dokładnego odtworzenia osobowości przyszłego przywódcy. Filmowy Temudżyn nie potrafi w najtrudniejszych chwilach zadbać sam o siebie, czeka na interwencję boga Tengri, póki ten nie zmiłuje się i nie załatwi za niego trudnych spraw.

Sumując pojedyncze obrazy Temudżyna, widz może tylko dojść do wniosku, że główny bohater, zagrany przez japońskiego aktora Tadanobu Asano (znany z filmu "Zatoichi"), jak przystało człowiekowi ze Wschodu, niezbyt emocjonalny, wstrzemięźliwy i milczący, pokazany jest jako osoba pozytywna. Dlatego płaska i przewidywalna. Obraz Chana, narysowany przez Bodrowa burzy legendę o krwawym i zdradzieckim władcy. Co innego można powiedzieć o bracie Temudżyna, przebiegłej i ogolonej prawie na łyso bestii - Dżamuce, wykreowanej przez Honglei Suna. Ta postać wygląda na ekranie po prostu o wiele ciekawiej. Dopiero jego gra zostawia w pamięci miłe i ciekawie wspomnienia, ale o tym trzeba przekonać się osobiście, w kinie.

Czy warto było?

Z pewnością suma 15 mln dolarów przeznaczona na realizację nie była wyrzucona w błoto, chociaż porównując film do trailera i ulotek, spodziewałem się czegoś większego. Robią wrażenie krwawe batalie, w których Mongołowie tną jeden drugiego krzywymi szablami i skutecznie trafiają w siebie strzałami, jednak takich scen w filmie jest za mało. Fani "Braveheart" z Melem Gibsonem na pewno nie znajdą tutaj scen podnoszących adrenalinę. Zachwyca natomiast robota operatora, który pięknie i naturalnie sfotografował stepowe i górskie pejzaże. Historyczny entourage - jurty, zbroje, ubrania, broń - też z całą pewnością wyglądają dostojnie.

Jednak całość wyszła nieco nudnawo, jak na rozrywkowe kino. Historia w filmie posuwa się jak po linii przerywanej, bez specjalnych uprzedzeń, przeskakując nawet o kilka lat. Być może cały wic polega na tym, że film przeznaczony jest przede wszystkim dla widza wschodniego, który przyzwyczaił się do rozciągniętych historii. A w tym, że historia za długo się ciągnie, wątpliwości nie ma: pod koniec dwugodzinnej produkcji Temudżyn tylko minimalnie przybliża się do chwili, gdy został władcą połowy świata.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto