Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Światowy Dzień Pomocy Humanitarnej

Jacek Kawecki
Jacek Kawecki
Plakat promujący "World Humanitarian Day"
Plakat promujący "World Humanitarian Day" http://ochaonline.un.org/whd/posters.html
Organizacja Narodów Zjednoczonych ustanowiła 19 sierpnia Światowym Dniem Pomocy Humanitarnej. W tym roku obchodzimy go po raz drugi. Dokładnie siedem lat temu wypełniona ładunkami wybuchowymi ciężarówka wjechała w siedzibę ONZ w Bagdadzie. Zginęły wówczas 22 osoby, a ponad 100 pracowników zostało rannych.

Tematem przewodnim tegorocznych obchodów jest hasło „Jesteśmy pracownikami humanitarnymi.” Hasło ma na celu przybliżenie społeczności międzynarodowej istoty tego wyjątkowego zawodu oraz wskazanie, że wykonują go ludzie wielu narodowości i specjalności, którzy w swojej pracy kierują się podobnymi wartościami.

Czym jest pomoc humanitarna?

Pomoc humanitarna to działania mające na celu ratowanie i ochronę życia ludzi zagrożonych katastrofą naturalną (trzęsienia ziemi, powodzie, pożary, tajfuny, wybuchy wulkanów, głód, susza) lub spowodowana działalnością człowieka (konflikty zbrojne, wojny domowe, wypędzenia, prześladowania). Pomoc humanitarna zobowiązuje się do dostarczenia niezbędnych artykułów pierwszej pomocy (woda, żywność, leki, koce), budowy tymczasowych obiektów dla pokrzywdzonych, naprawy szkód technicznych powstałych w wyniku klęsk naturalnych (szkoły, szpitale), pokonywania trudności związanych z migracją ludności, niesienia ulgi cierpiącym. Niekiedy pomoc ta przybiera charakter długofalowy. Udzielenie natychmiastowej pomocy i wsparcia ofiarom jest celem każdej organizacji humanitarnej.

Każdego roku na świecie wydarza się średnio ok. 300 katastrof naturalnych, które najczęściej dotykają najbiedniejsze kraje. Co roku same tylko katastrofy naturalne dotykają w większym lub mniejszym stopniu około 300 milionów ludzi. Oprócz tego ONZ szacuje, że na świecie jest ok. 27 milionów wewnętrznych uchodźców oraz 10 milionów uciekinierów, którzy musieli opuścić swój kraj.

Idea pomocy humanitarnej narodziła się w 1859 r. Genewski kupiec i filantrop, Henri Dunant, zorganizował szpital polowy dla rannych żołnierzy w bitwie pod Solferino (wojna francusko - austriacka). Na pomoc mogli liczyć wszyscy żołnierze, nie ważne po której stronie walczyli. W 1863 r. Duant założył Międzynarodowy Komitet Pomocy Rannym, który później przeobraził się w Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża.

Dziś w rozmowie z przedstawicielami Polskiej Akcji Humanitarnej, Rafałem Hechmannem i Aleksandrą Rezunow, zwracamy uwagę na specyfikę pracy organizacji niosących pomoc podczas klęsk żywiołowych i tych spowodowanych działalnością człowieka.

Rafał Hechmann, Koordynator Pomocy Natychmiastowej PAH.

Ile lat pracujesz w Polskiej Akcji Humanitarnej?
- Koordynatorem pomocy humanitarnej PAH jestem ponad rok. Z organizacją po raz pierwszy zetknąłem się w 2002 r. będąc jej wolontariuszem.

Badania przeprowadzone w Stanach Zjednoczonych przez Instytut Gallupa w 1988 i 1990 r. wykazały wyraźny wzrost społecznego szacunku dla organizacji charytatywnych. Jak wygląda to w Polsce?
- Ludzie szanują zawód pracownika humanitarnego, ale nadal nie jest on popularny u nas w kraju. Jesteśmy jeszcze w tyle, jeśli chodzi o angażowanie się w pomoc ofiarom kryzysów humanitarnych na świecie. Mało interesujemy się tym, co dzieje się poza Europą czy USA. Mam tu na myśli głównie Azję i Afrykę. Interesujemy się tymi regionami, gdy wybuchają kryzysy, natomiast nie wiemy nic o przyczynach ich powstawania. Jednak odbiór samego zawodu jest w Polsce jest jak najbardziej pozytywny, szczególnie, że i nas nie oszczędzają katastrofy.

W jaki sposób pomagać mądrze?
- Pierwszą, kardynalną zasadą jest udzielanie pomocy zgodnie z aktualnymi potrzebami. Dobre pomaganie, to przede wszystkim zaspokojenie aktualnych, najbardziej palących potrzeb poszkodowanego. Brudne ubrania, przeterminowana żywność czy stary kredens na nic się nie zdadzą. Zanim wyruszymy z pomocą, najpierw pytamy lokalne władze, czego potrzeba poszkodowanym, w jakich ilościach, co teraz, co później. Chociaż mamy lata doświadczenia w udzielaniu pomocy i zazwyczaj wiemy, co i kiedy będzie potrzebne, mimo to zawsze przeprowadzamy wstępne rozpoznanie. Kolejną zasadą jest wpisywanie się w lokalne struktury pomocy - mam tutaj na myśli dystrybucję poprzez kogoś, kto zna miejscowe realia np. władze gminy. W taki sposób zapewniamy możliwie sprawiedliwą dystrybucję pomocy.

Najważniejsze, aby nie przeszkadzać własnym postępowaniem. Bardzo często ludzie wychodzą z założenia, że świetnie wiedzą komu i jak należy pomóc. Wysyłają transporty, ale nie biorą odpowiedzialności za to, co się będzie działo z tymi rzeczami. Ktoś przecież na miejscu musi wszystkie dostarczone artykuły najpierw posegregować, zapakować, zaksięgować, rozdać lub przenieść do magazynu. To wielka praca, do której potrzeba wielu pracowników czy wolontariuszy. Każdego dnia dziesiątki samochodów z darami wyruszają na tereny powodziowe. Gminy przyjmują tę pomoc, gdyż nie wypada im odmówić. Potem okazuje się, że część rzeczy jest zupełnie niepotrzebna czy nie nadająca się do użytku, niektóre trzeba zutylizować, a to słono kosztuje. Działania na własną rękę bez porozumienia z poszkodowanymi i lokalnymi władzami często, niestety, bardziej szkodzą niż pomagają. Reasumując: dobrze pomagać to pomagać zgodnie z potrzebami, współpracować z lokalnymi strukturami, nie podejmować działań na własną rękę.
I tym się różni pomoc spontaniczna od działań logistycznych?
- Dokładnie tak. Przedsięwzięcia spontaniczne wynikają z jak najszlachetniejszych intencji. Chęć udzielenia pomocy i szybkiego działania jest tak duża, że nie zdajemy sobie sprawy z ewentualnych negatywnych aspektów pomocy. Nie zawsze zadajemy sobie również pytanie czy pomoc jaką właśnie organizujemy jest naprawdę tym, na co czekają beneficjenci. Nieprzemyślana spontaniczna pomoc często utrudnia prawidłowe funkcjonowanie całego łańcucha, którym jest dostarczenie i dystrybucja pomocy. Pomoc w postaci spontanicznych zbiórek wynika z bardzo szlachetnych pobudek, dobrze jednak, gdyby była ona konsultowana z beneficjentem. Temat ten na świecie porusza się już od wielu lat, stał się on już nawet tematem prac naukowych. W kraju momentem przełomowym jest chyba tegoroczna powódź – gminne magazyny zapchane używanymi, brudnymi ciuchami spowodowały, że również w Polsce zaczęliśmy mówić o problemie. Zresztą nieskoordynowana pomoc to nie jest jedyny problem związany z pomocą jaki widzimy podczas tegorocznej powodzi.

Nieuczciwi sprzedawcy?
- Zdarza się to w każdym miejscu na świecie. Na szczęście to zdecydowana mniejszość. W 99 proc. ludzie w obliczu katastrofy okazują te lepsze cechy, zdobywają się na ponadprzeciętność, solidaryzują, niosą pomoc. W Bogatyni jakiś piekarz czy właściciel sklepu sprzedawał chleb po 20 zł. To jest rzadkie zachowanie, które prawdopodobnie i tak obróci się przeciwko temu człowiekowi, kiedy się wszystko unormuje.

Jakie zagrożenia wiążą się z pracą na terenach dotkniętych klęskami żywiołowymi i konfliktami?
- Pracownicy humanitarni są niestety coraz częściej traktowani jako strona sporu. Należy pamiętać, że zmienił się obraz konfliktów. Regularnych wojen już nikt nie prowadzi, nie mamy zatem na polu walki dwóch ścierających się ze sobą, regularnych armii. Dziś wojny prowadzone są przez uzbrojonych cywilów. Organizacje humanitarne są kojarzone ze światem zachodnim, przeciw któremu skierowane są często ich karabiny.

Niewątpliwie rozszerzył się też profil pomocy: oprócz tradycyjnych działań, takich jak dostarczanie wody i żywności czy opieka medyczna organizacje zajmują się w coraz większym stopniu poprawą dostępu do edukacji czy rzecznictwem na rzecz praw człowieka, co często jest nie w smak lokalnym watażkom. Nie ma również większego znaczenia fakt, że samochody organizacji pomocowych są specjalnie oznakowane. Dochodzi do porwań, gdyż uważa się, że w ten sposób można coś wygrać. Przetrzymywanie czy zabójstwa zakładników są tak naprawdę narzędziem negocjacji lub próbą zastraszenia przeciwnika, przeciwnika jakim jest świat zachodni. Kodeks honorowy wydaje się dziś już przeżytkiem.

Jednak najczęstszą przyczyną wypadków śmiertelnych wśród pracowników humanitarnych są wypadki komunikacyjne, spowodowane min. fatalnym stanem dróg w miejscach gdzie udzielana jest pomoc.
A uwarunkowania kulturowe?
- Jedną z ważniejszych części każdej operacji humanitarnej jest poznanie i poszanowanie miejscowych realiów kulturowych. W PAH mamy wewnętrzne procedury, które mówią, jak należy się zachować w poszczególnych krajach w których prowadzimy misje, na co zwrócić uwagę. Pomoc w różnych częściach świata jest traktowana inaczej. W niektórych kulturach obyczajowość obliguje po otrzymaniu daru, aby dać coś w zamian. Tego trzeba być świadomym.

Najczęściej udzielanie pomocy za granicą odbywa się przez lokalne struktury, na przykład przez szefa wioski czy danej społeczności, który wie, komu pomóc najpierw, który ma szacunek lokalnej społeczności i którego decyzje są szanowane. Często taki miejscowy przywódca swoim autorytetem legitymizuje obecność organizacji pomocowej. Organizacja natomiast ściśle z nim współpracując nie podważa jego przywództwa i zdobywa szacunek i współpracę ze strony miejscowej ludności. Uwarunkowania kulturowe odgrywają ogromną rolę w niesieniu pomocy w różnych częściach świata. Czasami nieopatrzne słowo czy gest potrafią przekreślić wielomiesięczną pracę.

Kim są pracownicy humanitarni na całym świecie?
- Pracownicy humanitarni reprezentują prawie wszystkie zawody. W PAH mamy księgowych, prawników, nauczycieli, finansistów, logistyków czy analityków. Ja sam jestem z wykształcenia farmaceutą. Zdarza mi się korzystać z mojej wiedzy, chociaż już odeszliśmy od wysyłania leków z Polski. Zazwyczaj kupujemy lokalnie, aby wesprzeć miejscową ekonomię.

Gdzie najtrudniej się pracowało?
- Pracowałem w Strefie Gazy, na Haiti, na Sri Lance, jednak najtrudniej pracuje się w Polsce. Wiąże się to z emocjonalnym podejściem do pracy we własnym kraju i nie ma co ukrywać, z panującą w nim biurokracją. Za granicą, choć pojawiają się trudności ze względu na klimat czy bariery kulturowe o wiele łatwiej być profesjonalistą, o wiele łatwiej bowiem odstawić na bok emocje. Praca we własnym kraju niesie większy ładunek emocjonalny, a on nie jest w tej pracy ani sprzymierzeńcem ani dobrym doradcą.
Aleksandra Rezunow, wolontariuszka, Członek Zarządu Polskiej Akcji Humanitarnej.

Proszę opowiedzieć o początkach PAH?
- Działamy od 1992 r., jako polski oddział Fundacji „EquiLibre”, a od grudnia 1994 r. jako samodzielna organizacja pod obecną nazwą. 26 grudnia 1992 r. Janina Ochojska zorganizowała pierwszy polski konwój z darami dla mieszkańców Sarajewa. Po nim poszły następne. Stawialiśmy wówczas pierwsze kroki, kierowaliśmy się intuicją, uczyliśmy się w praktyce. Czy było łatwiej? Działaliśmy akcyjnie, podejmowaliśmy doraźne kampanie, współpracowało z nami 400-500 wolontariuszy rocznie.

Po 1989 r. wyłonili się ludzie, „lokomotywy” inicjatyw obywatelskich: Owsiak, Kotański, Ochojska. Tryskali pomysłami, a ludzie chętnie się angażowali w działania społeczne. Większość organizacji, które wtedy powstały, bardzo świadomie pracowały na rzecz poprawy sytuacji w Polsce. Janka [Janina Ochojska] gromadziła wokół siebie ludzi, którzy chcieli pomagać nie tylko w kraju, ale i na świecie.

A media?
- W początkowym okresie działalności PAH, dziennikarze ogromnie interesowali się życiem społecznym i naszymi działaniami. Media rozwijały się razem z nami. Dziennikarze jeździli z PAH na konwoje, towarzyszyli nam podczas zbiórek darów, razem z nami uczyli się, czym jest mądra pomoc i jak wszystkie działania wyglądają w praktyce. Dzisiaj zainteresowanie mediów też się zmieniło.

Zatem z czego wynika mniejsze zainteresowanie mediów?
- Ciągle pasjonuje mnie ten temat. Uważam, że pozarządowe organizacje powinny walczyć o swoje stałe miejsce w środkach masowego przekazu. Otrzymaliśmy kiedyś propozycję, aby stworzyć własne radio, jednak nic z tego nie wyszło. I może dobrze, bo gotowalibyśmy się we własnym sosie, przytakiwali sobie nawzajem. A przecież nie o to chodzi. Naszym zamiarem jest popularyzowanie idei mądrego, profesjonalnego pomagania wśród jak najszerszych rzeszy społeczeństwa.

Prywatne stacje telewizyjne mają swoje fundacje. Nas mogą wspierać, tylko wtedy, kiedy to nie koliduje z działaniami ich fundacji. Natomiast media publiczne jakby zrezygnowały z szerzenia wiedzy o pomaganiu. Stawia się nas [organizacje] w szranki z komercyjnym sektorem. Naprawdę trudno jest się przebić. Uważam, że powinny funkcjonować na antenie stałe programy o działalności organizacji pozarządowych, to bardzo ważna część życia społecznego. Bez tego ciągle w społeczeństwie będzie pokutować powiedzenie, że aby pomagać wystarczy dobre serce.

Gdyby w mediach więcej mówiono o pomocy humanitarnej, mielibyśmy wtedy okazję poruszać tematy związane z najważniejszymi osobami, którym świadczy się pomoc - beneficjentami. Ważne jest to, aby świat dowiedział się, co dzieje się z człowiekiem kiedy cierpi z powodu klęsk lub konfliktów zbrojnych, jak sterować działaniami, aby nie jątrzyć ran a pomagać.
A fundacje działające lokalnie… Jak sobie z tym radzą?
- Mam wrażenie, że regiony lepiej się z tym uporały. Organizacje działające na określonym obszarze bardziej mogą liczyć na zainteresowanie lokalnych i mediów i władz. Spotkałam się w Senacie z sytuacją, gdy regionalny polityk rozpowszechniał materiały promujące ruch pozarządowy w jego regionie. Paradoksalnie organizacje, które mają charakter ogólnopolski, są „niczyje” i nie ma ich kto promować.

Charakterystyczną cechą naszych działań jest fakt, że od samego początku prowadzimy działania pomocowe i edukacyjne. Osobiście szkolę około 100 osób rocznie - wolontariuszy i nowych pracowników. Wolontariusze przychodzą i odchodzą, jednak mam satysfakcję, że odchodzą bardziej profesjonalni.

W ramach naszych projektów edukacyjnych prowadzimy szkolenia dotyczące pomocy humanitarnej i rozwojowej także dla nauczycieli, dziennikarzy i polityków. Gdyby politycy w większym zakresie interesowali się tą tematyką, może i media, które śledzą ich poczynania, również zwróciłyby uwagę na działania organizacji pomocowych.

A wolontariusze?
- Zawsze są potrzebni. Wolontariusze, podobnie jak pracownicy muszą być profesjonalni w tym co robią. Zdajemy sobie sprawę, że taki potencjalny wolontariusz najpierw musi obejrzeć instytucję od środka, a dopiero potem decyduje się czy zostać, czy też odejść. Nie mniej inwestujemy w każdą osobę chętną do współpracy z nami. W rezultacie niewielu wolontariuszy jeździ na nasze misje, bo trudno dziś znaleźć ludzi, którzy są fachowcami, a którym sytuacja finansowa czy rodzinna pozwala na roczny wyjazd. Na krócej na nasze misje nie warto wyjeżdżać. Specyfiką naszych działań misyjnych jest partnerstwo z beneficjentem. Trudno w czasie krótszym niż rok zaaklimatyzować się, poznać region i zdobyć zaufanie beneficjenta na tyle, aby odnieść sukcesy w pracy. Od czasu do czasu organizujemy wyjazdy szkoleniowe dla wolontariuszy w ramach tzw. „wolontariatu zagranicznego”. Taki wolontariat jest bardzo popularny za granicą i jest doskonałą metodą szkoleniową. Gdybyśmy mieli środki organizowalibyśmy więcej takich szkoleń.
Pani również jest wolontariuszką...
- Zgłosiłam się do PAH 17 lat temu. Pracowałam w handlu zagranicznym, dzieci już odchowałam. Pewnego dnia, słysząc co dzieje się m. in. na Bałkanach, stwierdziłam, że nie chcę przechodzić obok tych wydarzeń obojętnie. Okazało się, że mogę pomagać innym wykorzystując moje doświadczenie zawodowe. Przeszłam przez wszystkie szczeble: zaczynałam od sortowania i pakowania rzeczy w magazynie, jeździłam w konwojach wiozących pomoc, byłam na misji, teraz jestem członkiem zarządu. Musiałam się wiele nauczyć.

Według mnie pomoc, taką jaką realizuje PAH, jest niezwykle fascynującą i ważną działalność życia społecznego. Możemy mieć wpływ na to, co dzieje się na świecie, a przecież świat będzie takim, jakim go ukształtujemy.

Czy 19 sierpnia coś zmieni w świadomości ludzi?
- W ogóle należy się zastanowić czy takie dni coś zmieniają w świadomości społeczeństw. Niewątpliwie jest to okazja, aby mówić o profesjonalnym pomaganiu, którym się zajmują potężne rzesze ludzi zaangażowanych w swoją pracę, o problemach jakie pojawiają się na całym świecie. Bardzo byśmy chcieli też docenić naszych pracowników, podziękować im za trud, jaki wkładają w niesienie pomocy. W codziennej pracy nigdy na to nie ma czasu.

Dziękuję za rozmowę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto