Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Syberyjska zmiana czasu

Michał Wójtowicz
Michał Wójtowicz
Śniadanie w pociągu.
Śniadanie w pociągu. http://commons.wikimedia.org/wiki/Image:Baikal_Express_-Transiberiana-.jpg domena publiczna
Pociąg relacji Brześć-Irkuck pokonuje siedem tysięcy kilometrów w sześć dni. Długa podróż to okazja do zawarcia wielu nowych znajomości i przestawienia się na wschodnie podejście do czasu.

W wagonie Kolei Transsyberyjskiej panuje atmosfera szkolnej wycieczki. Ciasnota ogranicza prywatność i zmusza do dzielenia się przestrzenią. Rano osoby śpiące na podciągniętych pod sufit łóżkach schodzą na dół i szykują się do śniadania. Jedynym miejscem, na którym mogą usiąść jest cudze posłanie. Spoglądają na właściciela łóżka, który uśmiecha się ze zrozumieniem i robi im miejsce. W tym czasie ktoś potrącony rozlewa na podłogę gorącą herbatę, a inny depcze po cudzej poduszce. Nikt nie ma do nikogo pretensji. Takie są warunki i wszyscy to rozumiemy.

Na miejscu po zadeptanej prywatności tworzy się przestrzeń dla kogoś obcego. Znikają bariery powstrzymujące ludzi przed nawiązaniem kontaktu. Im więcej poznajemy osób tym większą tworzymy wspólnotę i tym silniejsza radość z uczestniczenia w czymś żywym i radosnym. Ciągłe przebywanie w grupie rozpuszcza naszą osobowość i stapia ludzi w jeden organizm. Dla złaknionych odrobiny samotności pozostaje ucieczka w sen. Nie pomoże w tym konstrukcja przedziałów, w których nie zamontowano drzwi. Tym bardziej jeśli na łóżku niedoszłego samotnika trwa właśnie impreza.

W pociągu znajduje się cały przekrój ludzkich osobowości. Można się tu dowiedzieć szczegółowej historii terenów, które właśnie mijamy. Ktoś inny zdradza swoją życiową pasję, czyli branie tablet i chodzenia na dyskotekę. Większość ludzi jest przyjazna – częstują jedzeniem i stawiają alkohol. Niektórzy po bliższym poznaniu zostawiają numery kontaktowe i zapewniają, że w drodze powrotnej wystarczy jeden telefon, a godzinę później będą nas witać na peronie wódką i ogórkiem kiszonym.

Mamy pecha i trafiamy do wagonu z popsutą klimatyzacją. W dzień robi się tak gorąco, że nikt nie ma siły ani ochoty wykonać żadnego większego ruchu. Wagon wypełniają odparowane z życia ciała. Próbuję dostać się do kranu, do którego ciągną długie kolejki. Każdy krok to hektolitry wylanego potu. Biorę namiastkę kąpieli i zadowolony wracam do łóżka. Chwilę później tonę w pocie.

Podziwianie syberyjskiej tajgi szybko nam się nudzi. Główną atrakcją dnia stają się dłuższe postoje na stacjach. Z ulgą wyskakujemy na peron i łapczywie wdychamy świeże powietrze. Witają nas dorabiające do niskiej emerytury babuszki. Łakomie spoglądamy na ich siatki wypełnione przez pierożki, raki i wędzone ryby. Na większych stacjach korzystamy z czasu i robimy krótkie spacery po dworcu. Wysoki sufit i styl imitujący bizantyjski przepych cieszy oko i lekko przytłacza. Niestety na dworcach urok syberyjskich miast zazwyczaj się kończy.

Wieczorem spadek temperatury przywraca nam chęć do życia. Umacniamy kontakty przy zakupionym u babuszek alkoholu. Nasze głośne zachowanie powoduje skargi starszych pasażerów i interwencje konduktora. Alkohol i zmagazynowana w ciągu dnia energia dodaje odwagi. Pozostajemy głusi na wszelkie uwagi i zamykamy się we własnym gronie. Mimo kłótni podróżni czują do nas sympatię i na końcu żegnają się z nami z uśmiechem.

Podróż rosyjską koleją zmienia moje podejście do czasu. Początkowo zerkam co chwilę na zegarek i liczę upływające godziny. Uspokajam się na myśl, że sześć najbliższych dni spędzę w pociągu i żadne szarpanie się tego nie zmieni. Oblekam się w pancerz obojętności, który pomoże mi później znieść trudy podróży po mongolskich wertepach i zatłoczonych chińskich pociągach. Mój spokój zakłóca jedynie oczekiwanie na dające wytchnienie postoje.

W Azji odległości liczy się w tysiącach kilometrów, a drogi i środki lokomocji są kiepskie. Żeby nie zwariować człowiek przestaje martwić się opóźnieniami. Po wejściu do pociągu wie, że zrobił już wszystko, co w jego mocy i może tylko spokojnie czekać. Narzekanie i zaklinanie rzeczywistości to tylko bezsensowne wstrzykiwanie sobie trucizny do żył. Na Zachodzie takie podejście jest nie do pomyślenia. My chcemy mieć wszystko tu i teraz i umieramy ze zgryzoty, że nam się to nie udaje. Marzymy, że nadejdzie czas, gdy podróże będą zajmowały co najwyżej sekundę. A wtedy pewnie znajdziemy sobie nowy powód do zmartwień, na przykład, że nie możemy być w pięciu miejscach na raz. A na Wschodzie? Tam ludzie nie muszą się denerwować – oni zawsze zdążą.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto