MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Szczęśliwa "9" Shane'a Ackera

Redakcja
Przez polskie ekrany dziewięć szmacianych lalek przeszło nie robiąc większego hałasu. W Stanach premiera "9" (która miała miejsce dokładnie 9.09.2009) narobiła sporo szumu. Film zachęcił do wizyty w multiplexach nie tylko fanów animacji...

Nie ulega wątpliwości, że twórcy "9" mieli pole do popisu. Za scenariusz i reżyserię odpowiedzialny był Shane Acker, ten sam, który wersją krótkometrażową oczarował Hollywood ("9" w wersji z 2005 roku otrzymało nominację do Oscara za najlepszy krótkometrażowy film animowany). Pierwowzór "9" wywarł takie wrażenie na widzach i kolegach z branży, że Ackerowi zaproponowano utworzenie starszego brata, tym razem już pełnometrażowego. Produkcji podjął się sam Tim Burton i to jego nazwisko miało gwarantować komercyjny sukces. Sukcesu się jednak nie doczekaliśmy, a i oklaski były skromne.

"9" to film science fiction, który zachwyca pod względem animacji i kreacji bohaterów, ale - mogło by się wydawać - niesie ze sobą pewien niedosyt, jeżeli chodzi o fabułę. Przez cały seans czekałam aż to się wreszcie stanie, aż wgniecie mnie w fotel i przeniosę się na drugą stronę ekranu. Co zaskakujące to nastąpiło, ale dopiero po wyjściu z kina... Dlaczego?

Krytycy zarzucają Ackerowi, że jego pełnometrażówka bardziej niż film przypomina grę komputerową, albo zlepek 11-minutówek, którym brakuje wspólnego pierwiastka. I rzeczywiście, oglądając "9" widz czeka i czeka na jakiś rewolucyjny zwrot, na moment, w którym wszystko staje się jasne. Ale przez ponad półtorej godziny nie doczekamy się jednoznacznego zawiązania akcji.

Przeszło mi przez myśl, że w takim filmie musi być jakaś genialna idea, której ja po prostu nie dostrzegam. I rzeczywiście, po wyjściu z kina, czułam niedosyt i niepohamowaną chęć podzielenia się z kimś moimi przemyśleniami na temat tego, co autor miał na myśli. Byłam tak pozytywnie zaskoczona, że wreszcie pojawił się film, o którym można dyskutować i to dyskutować godzinami, że do kina poszłam raz jeszcze by spojrzeć na animację Burtona z perspektywy widza świadomego.

Dla mnie "9" to jedna, wielka metafora, która obnaża się minuta po minucie, mącąc nam przy tym w głowach i wzmagając napięcie. Reżyser ukrył w swojej animacji wiele odniesień, które nie narzucają się nikomu, kto zobaczyć ich wcale nie chce.

Kolejnym, niewątpliwym, atutem filmu są bohaterowie. Szmaciane laleczki, z którymi zmierzamy drogami post apokaliptycznego świata, od pierwszej sekundy budzą empatię. Każda z nich ma wyraźną osobowość, zdominowaną specyficzną cechą charakteru. Ta uproszczona budowa postaci jest w stu procentach celowa, o czym można się przekonać pod koniec filmu.

"9" to zaskakująca, a jednocześnie ujmująca refleksja i sąd nad człowiekiem współczesnym, rozumianym nie jako część społeczeństwa, ale jako jednostka. Przed obejrzeniem filmu warto przypomnieć też sobie symbolikę liczb, mam niejasne wrażenie, że cyferki odgrywają w filmie równie ważną rolę, co bohaterowie.

Przykrym jest, że czytając opinie na temat animacji Ackera można odnieść wrażenie, że widzowie idąc do kina za każdym razem zakładają specyficzną przesłonę, która nie pozwala im patrzeć na film z perspektywy innej niż ta, do której przywykli. "9" tym, którym owa przesłona nie przyrosła jeszcze do twarzy, pozwala się jej zupełnie wyzbyć.

Zastanawiałam się przez chwilę jak skomentować muzykę (za którą odpowiedzialna była Deborah Lurie), która pomaga widzom przenieść się w świat po wielkiej wojnie. Tak naprawdę, moim zdaniem, najodpowiedniejsza była by cisza. "9" nie wymaga wyjaśnień ze strony reżysera, czy bohaterów. Cichy jest świat post apokaliptyczny, bohaterowie skromni, a wydarzenia bliżej nieokreślone, ani w czasie, ani w przestrzeni... Klucz akcji każdy powinien dopowiedzieć sobie sam - o ile rzecz jasna wystarczy mu na to wyobraźni.

I znów Ci, którzy chcieliby podciąć Ackerowi skrzydła narzekają: temat post apokalipsy jest już dawno przemielony przez maszynę do robienia pieniędzy. Ale moi drodzy, czego jeszcze nie było? Dziś naprawdę trudno o film, który w niczym nie przypomina któregoś z tych, które wcześniej widzieliśmy. Ja zamiast banalnej fabuły, dostrzegłam fakt, że twórcy spojrzeli na ten sam temat z zupełnie innej perspektywy, nieco ironicznej. W przeciwieństwie do "Avatara", który miał być filmem, a jest wzruszającą bajką, "9", które wydaje się być animacją dla dzieci, z uroczymi szmaciankami w roli głównej i największym złem uosabianym przez maszynę,
w rzeczywistości jest filmem dla dorosłych.

Ponadto "9" jest kolejnym dowodem na rozwój nurtu science fiction nie tylko w literaturze, ale też w kinie. Polecam tylko tym, których nie bawią schematy. Animacje zapierają dech w piersiach, ale to wyobraźnia reżysera jest tym, na co powinniśmy zwrócić największą uwagę. Skąd pomysł na szmacianki? Myślę, że trzeba by zapytać samego Shane Ackera.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Zofia Zborowska i Andrzej Wrona znów zostali rodzicami

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Szczęśliwa "9" Shane'a Ackera - Nasze Miasto

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto