Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sztuka o opętaniu, czyli "Diabły z Loudun" w Operze Narodowej

Weronika Trzeciak
Weronika Trzeciak
Diabły z Loudun
Diabły z Loudun Teatr Wielki Opera Narodowa
"Diabły z Loudun" to pierwszy utwór operowy w twórczości Krzysztofa Pendereckiego. Z uwagi na kontrowersyjną tematykę wywołał on sporą burzę w katolickim świecie. A jak odbierany jest po ponad 40 latach - w nowej wersji kompozytorskiej?

"Diabły z Loudun" w reżyserii Keitha Warnera to opera w trzech aktach, która swoją tematyką i nastrojem przypomina film grozy. Libretto Krzysztofa Pendereckiego powstało na podstawie powieści Aldousa Huxleya o tym samym tytule oraz dramatu Johna Whitinga "The Devils". Przedstawiona w niej historia została oparta na faktach.

Sztuka opowiada tragiczne losy katolickiego księdza Urbaina Grandiera (w tej roli Louis Otey), który został posądzony o czarną magię oraz doprowadzenie do opętania przez diabła przeoryszy zakonu Urszulanek, siostry Jeanne (w tej roli Tina Kiberg). Proces inkwizycyjny miał miejsce w XVIII wieku we Francji. Powstaje pytanie, co było prawdziwą przyczyną skazania i spalenia na stosie tego zakonnika? I jaki wpływ miał na to konflikt z kardynałem Richelieu?

Trzeba przyznać, że nie jest to typowy temat na operę, w której króluje raczej nieszczęśliwa miłość. Wprawdzie miałam już okazję uczestniczyć w bardziej śmiałych przedsięwzięciach – jak "Qudsja Zaher" – opera Piotra Szymańskiego dziejąca się w zaświatach czy "Sprawa Markopulos" – opera Leoša Janáčka z wątkiem tajemnicy długowieczności, ale nie wywołały one takiej burzy, jak ta inscenizacja. Skąd taki pomysł na sztukę? Krzysztof Penderecki w połowie lat 60. pisał "Pasję wg św. Łukasza" i zaczytywał się w pismach o inkwizycji. Z tego zainteresowania zrodziła się opera o opętaniu. Nie trzeba chyba podkreślać, że spektakl na przełomie lat 60. i 70. wywołał falę protestów wśród biskupów niemieckich i polskich.

Jednakże wystawiona przez Teatr Wielki Operę Narodową sztuka nie jest wersją z lat 60. (która doczekała się ponad 40 ekranizacji na świecie). Penderecki dokonał w niej wielu zmian, tłumacząc to tym, że przy jej tworzeniu trochę zaszalał. Skomponował bowiem utwór na prawie 100-osobową orkiestrę. Dziś nie praktykuje się takiego rozmachu. Dlatego kompozytor musiał zmniejszyć skład orkiestry. Przy okazji usunął lub skrócił niektóre fragmenty, a w to miejsce dopisał nowe sceny. Dlatego czas trwania spektaklu, wynoszący ponad 2 godziny, się nie zmienił.
Nie widziałam poprzedniej wersji opery, ale ta wyszła Pendereckiemu świetnie. To oczywiście także zasługa reżysera. Trzeba przyznać, że Keith Warner wykazał się inscenizacyjnym kunsztem. Bardzo plastycznie przedstawił obraz zła, które przenosi się z człowieka na człowieka, także wierzącego. W spektaklu nie brakuje śmiałych scen, które mogą budzić kontrowersje, m.in. niedwuznaczne kontakty księdza z młodą wdową Ninon (w tej roli Sylwia Złotkowska) czy młodą panną Philippe (w tej roli Silja Schindler), a także wizje opętanej przeoryszy Jeanne i jej egzorcyzmy oraz drastycznych scen (m.in. wyrywanie paznokci czy inne tortury księdza). Jednak nie jest to wulgarne, wszystko jest na poziomie dobrego smaku.

Muzyka Krzysztofa Pendereckiego jest ciepła i pełna współczucia, ale także przepełniona dramatyzmem. Dopełnia ją śpiew oraz gra aktorska. Największe brawa należą się Louisowi Oteyowi, który wcielił się w Ojca Grandiera. Jego śpiew, pełen bólu i strachu, przenika widza na wskroś. Odegrał swoją rolę bardzo przekonująco, szczególnie sceny tortur. Pomogła mu w tym także odpowiednia charakteryzacja (krew, brak włosów itd.). Kolejną świetną rolę odegrała Tina Kiberg, jako przeorysza Jeanne. Jej opętanie i towarzyszące mu wizje były bardzo wiarygodne. Śpiewacy wykazali się nie tylko głosem, lecz także znakomitym aktorstwem. Słowa uznania należą się także członkom spisku przeciwko Gardierowi - Adrianowi Clarke'owi jako księdzu Barré, Radosławowi Żukowskiemu jako księdzu Rangierowi, Karolowi Kozłowskiemu jako księdzu Mignon, Robertowi Gierlachowi jako Krzysztofowi Szmytowi jako aptekarzowi Adamowi oraz jako chirurgowi Mannoury'emu. A także Paulowi McNamara jako baronowi de Laubardemont, który doprowadził do skazania Ojca Grandiera.

Spektakl nie został zbytnio uwspółcześniony i to się chwali. Nie lubię nowoczesnych wersji dawnych oper. Dla mnie cały urok tkwi w kostiumach, których nie zobaczymy na co dzień, na ulicy. W "Diabłach z Loudon" są to głównie habity oraz sutanny, stworzone przez Kaspara Glarnera. Niemniej jednak aktorzy wyglądali w nich bardzo wiarygodnie. Niemałą rolę odgrywa także scenografia, za którą odpowiada Boris Kudlička. Bardzo ciekawy pomysł z przechodnimi pokojami, pokazanymi w przekroju, by można było zajrzeć, co się w nich dzieje. A także wielopoziomowe cele zakonnic. Bardzo podobały mi się także efekty multimedialne, przedstawiające diabła, które potęgowały nastrój grozy.

Na pewno "Diabły z Loudun" polecam miłośnikom opery, którzy nie boją się kontrowersyjnych tematów. Myślę, że warto ją zobaczyć i wyrobić sobie własne zdanie.

"DIABŁY Z LOUDUN"
Opera w trzech aktach

Muzyka: Krzysztof Penderecki
Libretto: Krzysztof Penderecki wg Aldousa Huxleya oraz Johna Whitinga
Reżyseria: Keith Warner
Scenografia: Boris Kudlička
Kostiumy: Kaspar Glarner
Dyrygent: Lionel Friend
Prapremiera: Opera Hamburska, 20 czerwca 1969
Premiera nowej wersji: Det Kongelige Teater, Kopenhaga 12 lutego 2013
Polska premiera nowej wersji: Teatr Wielki Opera Narodowa, 2 października 2013

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto