Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tajemnicze porwanie profesora Witolda Kieżuna

Barbara Figurniak
Barbara Figurniak
"Magdulka i cały świat"
"Magdulka i cały świat" Mateusz Jarosz
„Tajemnicze porwanie” - brzmi jak tytuł kryminału, albo filmu sensacyjnego, tymczasem zdarzyło się naprawdę i dotąd pozostało tajemnicze, pomimo przeprowadzonego śledztwa.

9 stycznia 2001 roku miał miejsce dramatyczny incydent w życiu Profesora. O 18:30 miał prowadzić wykład z międzynarodowego zarządzania dla 140 studentów, jednakże nie dotarł na Akademię Leona Koźmińskiego.
Co stało się 9 stycznia późnym popołudniem? Profesor Witold Kieżun opowiedział nam całe zdarzenie, a ponieważ pokrywa się z treścią książki „Magdulka i cały świat” (rozmowy biograficznej z Witoldem Kieżunem przeprowadzonej przez Roberta Jarockiego), zacytujemy jej fragmenty.

Na ciemnym parkingu „…jakiś facet z pistoletem Beretta w ręku grzecznie prosi o kluczyki od samochodu. Na plecach czuję ucisk, z tyłu, z drugiej strony samochodu stoi z pistoletem drugi młodzieniec. Daję kluczyki i mówię : „No to bierzcie samochód” – i chcę się wycofać. (…) Mówią: „Nie, panie profesorze, pojedzie pan z nami”.
Pierwszy szok: wiedzą że jestem profesorem, a więc czekali na mnie specjalnie. Każą mi siąść obok szofera, jeden z rabusiów siada za kierownicą, drugi z tyłu z pistoletem opartym o moje plecy. Ruszają. (…) jedziemy więc w kierunku granicy w Terespolu. Widzę, ze sprawa jest poważna. Decyduję się więc uciekać. Lewą ręką trzymam przycisk zwalniający zapięcie pasa, licząc, że jeśli na jednych z dwóch znanych mi na tej trasie świateł zatrzymamy się, szybko otworzę drzwi i wyskoczę z samochodu, mając nadzieję na ewentualną pomoc pasażerów aut stojących za nami w kolumnie. Zatrzymujemy się, odpinam pas i w tym momencie siedzący za mną chwyta mnie jedną ręką za gardło i mówi: „O nie, panie profesorze, proszę zachować spokój, bo to się może dla pana źle skończyć. Proszę zapiąć pas”.
Skręcamy w lewo na drogę do Lublina. Nie rozumiem dlaczego w tym kierunku. Zbliżamy się do ogromnego zespołu lasów tzw. Puszczy Karczewskiej. Teraz już rozumiem.(…) Skręcają z szerszej drogi w wąską ścieżkę leśną, gaszą światła, jedziemy wolniutko na światłach postojowych ocierając się bokiem auta o gałęzie.
„Rozumiem, że chcecie mnie zabić (…) Jestem konsultantem premiera, policja stanie na głowie, żeby was złapać, macie małe szanse. A poza tym możecie nie wierzyć, ale się przekonacie, że po śmierci nie dam wam spokoju. (…) Nigdy nie zaśniecie w spokoju, ani wy, ani wasze dzieci. Jesteście inteligentnymi ludźmi, bierzcie samochód i uciekajcie”.
Zatrzymują się, każą mi oddać komórkę, zabierają z niej kartę SIM, zdejmują mi z palca sygnet. Mówię, że to pamiątka po pradziadku, jestem gotów dać dwa, trzy tysiące złotych, byle tego nie zabierali, jego wartość jako złota to maksimum trzysta, czterysta złotych. Mogę im zostawić pieniądze, gdzie sobie zażyczą. Oni nie reagują, zabierają sygnet, jednak nie interesuje ich Tissot, zegarek kupiony za 800 dolarów w Szwajcarii, nie szukają też pieniędzy, natomiast z notatnika - mojego kalendarzyka odrywają kartkę z napisem „ważne telefony”. Bardzo to dziwne.
Wysiadają, zamykają mnie w samochodzie na klucz. Jeden z nich włącza komórkę i przechadzając się, rozmawia, trwa to długo. Widzę, że drugi coś gwałtownie tłumaczy, gestykulując lewą ręką. Potem naradzają się. Ja tymczasem decyduje się na stawianie czynnego oporu. Przed Powstaniem przeszedłem dywersyjny kurs obezwładniania przeciwnika, znam parę chwytów, choć od tego czasu minęło parę lat. (…) Mam 78 lat, ale jestem jeszcze sprawny fizycznie, mam szansę uciec. Nie dam się bezkarnie zamordować.
Napastnicy skończyli rozmowę, otwierają drzwiczki samochodu: jeden z nich siada za kierownicą, drugi każe mi wysiąść i odejść od auta. On sam siada obok kierowcy, rozumiem, że odjeżdżają i mnie zostawiają. Pytam: „Gdzie ja jestem?”. „Widzi pan księżyc? W tym kierunku jest szosa lubelska.”
Ruszam w kierunku szerszej drogi, łatwo ją znajduję. Po chwili z daleka dostrzegam światła zatrzymującego się samochodu. Wysiadają z niego dwie postacie, rzucają silne światło z latarek, tak jakby czegoś szukali. Po chwili giną w lesie, później wracają samochód rusza. Widocznie szukają mnie wiedząc, że muszę iść tą drogą albo jej skrajem. Wygląda na to, że moi pierwsi prześladowcy nie wykonali polecenia zlikwidowania mnie, więc teraz inny zespół ma tego dokonać. Rzucam się w bok drogi, biegnę możliwie daleko, i padam na ziemie, leżę na wznak.Samochodu nie słychać ani nie widać. Wreszcie go dostrzegam, mija drogę tuż przy mnie, po chwili zatrzymuje się w pewnej odległości. Widzę światła skierowane w głąb lasu, a więc twardo szukają. Już jestem pewien, że to chodzi o mnie. Wstaję i uciekam w głąb lasu, możliwie daleko od jakiejkolwiek dróżki. Policzki mam już podrapane od gałęzi. Raptem wpadam w bagno. Lewa noga zapada się powyżej kostki, wyciągam ją powoli, ale utknął but. Decyduję zanurzyć rękę prawie do łokcia i rozwiązać sznurowadło. Powoli wyciągam nogę z buta, całą utytłaną w błocie. Biegnę skrajem bagna w kierunku drogi, widać szosę lubelską. Macham ręką na przejeżdżające samochody, ale nikt nie reaguje, wprost przeciwnie, dodają gazu. Wreszcie przy bocznej drodze widzę światło w jakimś domku, skręcam w nią. Widzę nadjeżdżający samochód, więc stoję pośrodku drogi z rozłożonymi rękoma, samochód zatrzymuje się. Okazuje się, że jest to właściciel domu stojącego obok stacji kontroli technicznej. Jestem uratowany. Telefonuje na policję, wiozą mnie do komendy w Otwocku. Tam już mają informację z centrum nawigacji, okazuje się, że mój samochód stoi w Marysinie. Policja ma go na widoku. Czeka na pasażerów. (…) Składam meldunek premierowi, śledztwo prowadzi policjant wysokiej rangi. Mówi, że jest to pierwszy tego typu przypadek w jego siedmioletniej karierze policyjnej.”

Sprawców szukano i do dzisiaj nie odnaleziono. Cała ta historia skłania do zastanawiania się, komu Profesor tak bardzo się naraził (jakim środowiskom). Chciano go zabić, lub zastraszyć, ale dlaczego ?

Profesor Kieżun, niezmienny w swojej patriotycznej postawie, kontynuuje walkę o dobro kraju w sposób pokojowy. Jeździ po Polsce, jest zapraszany na szereg wykładów, które gromadzą tłumy publiczności. Cieszy się niezmiennym autorytetem – teraz w wolnej Polsce ostrzega przed wynaturzeniami władzy i podaje sposoby rozwiązania problemów, z którymi się spotykamy w Rzeczpospolitej. Jak zawsze, odważny w głoszeniu swoich poglądów i wyników badań nie waha się nazywać rzeczy po imieniu. Jego postawa zasługuje na najwyższe uznanie i szacunek. Jednak są środowiska, którym głoszenie prawdy o stanie naszego państwa jest bardzo nie na rękę.

Zakończymy ten artykuł fragmentem wiersza, który Witold Kieżun – zesłaniec do syberyjskiego gułagu napisał w 1945 roku. Stamtąd rzadko kto wychodził żywy. Wiersz ten był dla Niego i innych polskich więźniów wieczorną modlitwą.
„Wyjdziesz jasny , wierzący i pewny, że jednak, jednak gdzieś tu mieszka Bóg”.

Współautor artykułu:

  • Mateusz Jarosz
emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Otwarcie sezonu motocyklowego na Jasnej Górze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto