Nieprzebrane morze wojska, chrzęst zbroi, rżenie koni i gwar podniecenia. Podobnie jak w 1410 roku, tak i teraz grupy rekonstrukcyjne z całego kraju ściągnęły na pole bitwy pod Grunwaldem, by poprzez swoją pasję przybliżyć atmosferę tamtej wielkiej bitwy. Ci swoistego rodzaju wolontariusze historii, epigoni pamięci grunwaldzkiej, dbając o najmniejszy szczegół, każdy detal, po raz kolejny na oczach licznie zgromadzonej publiczności, mieli pokonać wrogie wojska, ale też w sławie i honorze wielkim umierać, padając na polu bitwy.
Zanim jednak miecze rycerzy, klingi zwarły w śmiertelnej walce, nim konie do galopu ruszyły, msza katolicka odprawiona została. Msza nie byle jaka, uroczysta, osadzona w rycie trydenckim czyli przedsoborowym.
Z tego całego zestawienia faktów historycznych, z wplecioną weń inscenizacją bitwy i mszą, wyłania się pewien paradoks. Otóż bez względu na ilość inscenizacji, zaangażowania pasjonatów historii i tego wszystkiego co wpływa na atrakcyjność widowiska, nie da się, przynajmniej niektórym, sięgnąć po refleksję, że jak by nie było, bitwę tą jak wiele innych, stoczono ze zbrojnym ramieniem Kościoła. Nie ulega przecież wątpliwości fakt, że Krzyżacy byli militarną potęgą państwa kościelnego, utworzonego wieki temu w Prusach.
Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?