Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tam błoto przeleje ci się przez samochód

Michał Hodurek
Michał Hodurek
Land Rover Defender przybywa z pomocą "staruszkowi" Gazowi 69...
Land Rover Defender przybywa z pomocą "staruszkowi" Gazowi 69... Michał Hodurek
Już w ten weekend w Myślenicach spotkają się zapaleńcy rajdów po wertepach i zarazem fani samochodów Gaz 69. Zobaczcie, co może Was czekać na zlocie i przeczytajcie relację z ubiegłego roku!

Tak było przed rokiem…

Sobota. Późne popołudnie. Dolny Jaz w Myślenicach. Rozpoczyna się IX zlot samochodów terenowych Gaz 69. Co chwilę podjeżdżają kolejni miłośnicy tych samochodów. Zbierają się na placu. Spotykam pana Janusza Hojnora, który wraz z żoną Lucyną wiele lat temu zorganizował tutaj pierwszy zlot. – Zainteresowanie rajdem wzięło się stąd, że mieliśmy takiego Gaza – mówi Janusz. Kupił go 12 lat temu. Potem kilka lat remontował. Zaczął szukać innych, którzy posiadają te samochody. Okazało się, że w Myślenicach są tacy. Na początku pojawiły się 3-4 auta, postanowili więc zorganizować pierwszy zlot. Hobby zaczęło zataczać coraz większe kręgi.

Mają na zlocie także dwa Czapajewy (Gaz 67), ale gwiazdą tegorocznego przejazdu w terenie będzie Land Rover Defender. - Auto wyprawowe zrobione specjalnie na Afrykę – podkreśla Janusz. W czasie kiedy rozmawiamy trasa do wieczornego wyścigu jest jeszcze w przygotowaniach. Jak twierdzi organizator trasy nie są łatwe. – Dwa lata temu jeden ze współuczestników zlotu, który ma auto specjalnie przystosowane do startów w Off-roadowych Mistrzostwach Polski, nie przejechał tej trasy. Ugrzązł. Mój Gaz przeszedł, dwa inne też, a reszta się potopiła - wspomina. Wśród marek, które nie przejechały trasy były min. Ułazy i Mitsubishi.

Zabierają mnie na przejażdżkę nowo przygotowaną trasą. Jedziemy w piątkę: Janusz, prowadzi
jego syn. Z tyłu ja i ich znajomy, Maciej oraz córka Janusza, Dorota. Ostro ruszamy. Najpierw trawiasta łąka, później kamienisty brzeg Raby. Pierwszą przeszkodę - rów, pokonujemy bez najmniejszych problemów. Przyspieszamy. Jedziemy wśród zarośli. Gałęzie uderzają po karoserii. Zaczyna się błoto. Kilka ulewnych dni zostawiło swój ślad. Jest coraz bardziej grząsko. Manewrujemy pomiędzy drzewami. Jedziemy już mocno rozjeżdżoną trasą. Podjazd pod górkę. Ryk silnika. –Trzymajcie się mocno! - krzyczy Janusz. Bez wahania słuchamy. Nasze ręce trzymają się kurczowo siedzeń i drążków. Słabo się trzymając można wylecieć z auta i „zanurzyć” się w błotnisty grunt. Na raz słychać Janusza: - Ruszaj ! – krzyczy do syna, który jakby lekko się zawahał. – Teraz to będzie dopiero jazda – oznajmia nam z radością.

Zjeżdżamy w dół, z górki w stronę wodnistego terenu. Błoto bluzga na wszystkie strony, a my jesteśmy potrząsani we wnętrzu samochodu niczym kulki w grzechotce niemowlaka. Nieoczekiwanie pan Maciek upada na podłogę. Słychać krzyk Doroty. To dekoncentruje naszego kierowcę, który zaskoczony tym co się dzieje, ściąga nogę z gazu. Na zakręcie grzęźniemy w błocie. Okazuje się, że Maciej, trzymał się metalowej rurki, ale ta się urwała. Janusz z synem próbują wyjechać. Niestety - zakopaliśmy Gaza po kolana. - Chcieliście emocji to macie – śmieje się Janusz. Co ciekawe ani trochę nie przejmują się tym, co się stało. – Żaden problem, kiedyś samochód całą noc wyciągaliśmy – przekonują.
Dlaczego nie przejechaliśmy tego odcinka? - Tu trzeba jechać na pełnym gazie, syn pomyślał, że Maćkowi coś się stało i zwolnił, normalnie wchodzimy tu bez problemu - mówi.

Powoli schodzą się uczestnicy zlotu. W końcu wyciąganie samochodu to nie lada atrakcja, tym bardziej, kiedy była zupełnie niezaplanowana. Biegną do nas młodzi chłopcy -dzieci uczestników zlotu; brodzą po kolana w błocie i wodzie. Wszyscy myślą jak wyciągnąć Gaza. Janusz z zamiłowaniem fotografuje akcję. Przyjeżdża Land Rover Defender. Próba z liną holowniczą nie powiodła się. Mija ponad pół godziny. Większość zaangażowanych w akcję jest
już oblepiona błotem. Kolejne pomysły nie dają efektu. Ktoś rzuca hasło: „Trzeba przynieść kifor”! Okazuje się, że to niewielkie stalowe urządzenie, za pomocą którego naciąga się linę i dzięki temu pojazd stopniowo powinien wyjść z błota. Używają go na różne sposoby. Wraca nadzieja. Podczas jednej z prób Gaz powoli wychodzi z uwięzi. Dochodzi godzina 19. Ku powszechnej radości udaje się. Są oklaski i okrzyki radości. Dobrze, że nic się nie uszkodziło. Po chwili Gaz się rozpędza i przejeżdża z ryczącym silnikiem przez grząskie podłoże i wodę. Wracamy do bazy. Przecież jeszcze czeka ich zaplanowany wcześniej wyścig.

Na początku pytałem, dlaczego tak to kochają. – Teraz już wiesz – podsumowuje udaną akcję Janusz. Mimo tych wydarzeń zgodnie twierdzą, że nie bawią się w jakieś szaleńcze terenowe jazdy. Starają się żeby była to jazda przede wszystkim bezpieczna. Jeżdżą ich synowie, córki. – To fajna zabawa, ale mając dwóch braci rzadko udaje mi się dostać za kierownicę – mówi nastoletnia Dorota.
Dwa lat temu zmienili zasady rywalizacji. – Nie wygrywa ten, kto przejedzie najszybciej trasę, ale ten kto będzie najbliżej czasu trzech minut – wyjaśnia. O co chodzi? Wcześniej przejechali tę trasę na próbę i uśrednili czas przejazdu uznając, że trzy minuty jest wystarczające. Każdy pewnie sobie myśli - nic prostszego. A tu niespodzianka: - Odebraliśmy wszystkim zegarki i komórki, żeby się mogli jedynie po słońcu orientować, która godzina - śmieje się Janusz. W tym roku jest jednak jeszcze większy stopień trudności, przejazd trasy tylko dla chętnych i… - Sukcesem będzie jak ktoś w ogóle przejedzie, bo wody miejscami jest po pas – twierdzi pomysłodawca zlotu i zaraz dodaje: - Jak jedziesz to ci się woda przez samochód przelewa.

Na szczęście podczas tych zlotów i jazd po terenie nie zdarzały się wypadki. – Odpukać nic się nie działo oprócz złamanego resora, no i kiedyś kolega „wypalił” w środek drzewa – wspomina Janusz i dodaje - Mój Gaz służy mi do polowań. W zimie zawożę karmę dla zwierzyny. Generalnie ludzie posiadający Gazy to dwie kategorie: ci, którzy tak jak my spotykają się na zasadzie spotkań towarzyskich czy familijnych oraz jeżdżą trochę po terenie i ci, którzy chcą czuć adrenalinę, potrzebują szaleć i zakatować auto. Oni byli tu u nas na piątym czy szóstym zjeździe, ale szybko stwierdzili, że charakter naszego zlotu nie jest dla nich. - Ciężko jest dostać części do tych samochodów, dlatego ja staram się nimi nie szaleć po terenie – wtóruje mu pan Piotr.

Czy zatem szkoda byłoby tak stare auto zniszczyć? Pan Piotr szybko sumuje - Mój Gaz 67 kosztuje ok. 30 tys. złotych. Natomiast Gazy 69 to koszt około 8-10 ty. złotych. Odpowiedź jest tylko jedna – szkoda.

Zapraszam na tegoroczny X Zlot samochodów Gaz 69
Miejsce: Dolny Jaz w Myślenicach (Zarabie)
Kiedy: sobota, niedziela (8 i 9 sierpnia 2009 roku)
W planie m.in.: przejażdżka wokół Zbiornika Dobczyckiego, wieczór wspomnień, wycieczka krajoznawcza i prezentacja samochodów na myślenickim rynku.

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto