Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Teatr Polski w Poznaniu. Amadeusz w inscenizacji Szkotaka

Adam Kraszewski
Adam Kraszewski
.
Kiedy w 1984 roku Forman przeniósł na duży ekran Amadeusza, wydawało się, że żaden z reżyserów teatralnych nie odważy się na inscenizację pierwotnej wersji sztuki Petera Shaffera. Paweł Szkotak podjął wyzwanie i wyszedł z niego zwycięsko.

Jak przedstawić po Miloszu Formanie rywalizację dwóch kompozytorów Wiednia? Jak, mając skąpe narzędzia sceniczne, rywalizować ze scenerią wiedeńskich zabytków? Okazuje się, że można.

Paweł Szkotak wykorzystał do maksimum scenę teatralną, którą za pomocą samej wyobraźni widza, sugestii aktorów czy gry świateł zamienił w wiedeńskie salony, wnętrza opery czy mieszkanie mistrza. Sceneria to jednak tylko połowa sukcesu. Najważniejsza jest obsada. Narratorem w sztuce Shaffera jest Antonio Salieri. I to właśnie on, a nie Mozart, stanowi oś, główną postać sztuki. W rolę tę wcielił się Michał Kaleta. Na początku Salieri Kalety wydaje się kopią Salieriego granego przez Murraya Abrahama. Widz jednak szybko zrozumie, że podobieństwo to jest złudne i to zarówno, gdy chodzi o wygląd zewnętrzny, jak i temperament postaci. Kaleta nie gra wiecznie opanowanego, cynicznego gracza. Jego Salieri potrafi wybuchnąć gniewem, dowodząc, że wyuczona dworskość, etykieta czy opanowanie są tak samo sztuczne jak patyna na srebrze, potrafi pokazać wewnętrzne rozterki słabego, zazdrosnego człowieka tak przekonująco, że zaczynamy mu zwyczajnie po ludzku współczuć.

Ta właśnie gra Michała Kalety sprawia, że scena zerwania kompozytora z Bogiem jest o wiele bardziej naturalna niż beznamiętne spalenie krzyża przez Murraya Abrahama. Widz, który śledzi grę Michała Kalety, po prostu mu
w i e r z y (a nie ma chyba większego komplementu dla aktora). Wielkie brawa! Zupełnie inaczej wypada Mozart. Wprawdzie Łukasz Chrzuszcz dobrze wykreował zblazowanego, śmiesznego, a momentami chamskiego i bezczelnego geniusza, jednak widać, że za bardzo wzorował się na Tomie Hulce'u. Podobnie jak Hulce, Chrzuszcz wybucha hałaśliwym śmiechem, jednak w przeciwieństwie do tego filmowego, jego śmiech jest jakiś sztuczny i mniej szczery, momentami
nawet irytujący.

Mozart Chrzuszcza jest nienaturalny, zarówno jako dandys w chwilach powodzenia, jak i abnegat w czasach biedy. Prawdopodobnie to właśnie sprawia, że widz zamiast sprzyjać tytułowemu bohaterowi, instynktownie utożsamia się z jego wrogiem, czarnym charakterem - Salierim. Ale nie tylko pierwszoplanowi aktorzy tworzą dobry spektakl. Nie sposób omówić całej obsady, warto jednak wspomnieć o Józefie II granym przez Wiesława Zanowicza czy o hrabim Orsinim Rosenbergu Zbigniewa Walerysia. Na uznanie zasługuje zaangażowanie chóru, solistów i orkiestry poznańskiego Teatru Wielkiego, chociaż wykonanie niektórych fragmentów dzieł Mozarta przez chór nie było idealne.

Nie grymaśmy jednak – to było przedstawienie teatralne, a nie muzyczne. Ogólnie należy ten spektakl podsumować wysoko i mieć nadzieję, że jeszcze długo „Amadeusz” w reżyserii Szkotaka będzie ozdobą Teatru Polskiego w Poznaniu.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto