Poznajemy ją w sylwestrowy wieczór, gdy z mężem Kubą i córką Florką w atmosferze milenijnego podniecenia wypijają szampana i składają życzenia. Wiodą sielankowe życie, ale dla Zosi to za mało – chciałaby, żeby idealna miłość spotkała ją wcześniej. Dostaje taką szansę od losu - następnego ranka budzi się w ramionach pierwszego partnera, a za oknem mamy schyłek PRL. Najpierw musi się przyzwyczaić do obrzydliwej kawy pitej w szklankach, braku testów ciążowych i kart kredytowych. Gdy jej się to uda, zaczyna działać: musi uwolnić się od wąsatego męża w tureckim sweterku, ale tak, by zdążyć jeszcze zajść z nim w ciążę. Następnie przechodzi do celu podróży: rozpaczliwie szuka Kuby i opracowuje plan, jak w przyspieszonym trybie zostać jego żoną.
Jesteś w drugim związku? Myślisz o rozwodzie? To film dla Ciebie!
Dla reżysera inspiracją do nakręcenia „Ile waży koń trojański”, było marzenie jego trzeciej żony, o poznaniu się wcześniej: „Ludzie nie są źli czy dobrzy, tylko są nie dla siebie. (…) Gdybyśmy się z moją obecną żoną Ewą spotkali wcześniej, bylibyśmy nie dla siebie.” Mimo wyraźnej dominacji miłosnych perypetii, twórcy filmu unikają nazwy „komedia romantyczna”, zastępując ją „ponadczasową”. Prototyp scenariusza powstał kilka lat temu i kierowany był na rynek amerykański. Taka historia mogłaby wydarzyć się wszędzie, wartości jakie reprezentuje są niezależne od szerokości geograficznej. Przeniesienie akcji nad Wisłę wzbogaca film, pozwala na parodię okresu PRL-u i ukazanie kontrastu między teraźniejszością a przeszłością.
Dramatyczna walka o wcześniejsze zamążpójście wysuwa się na pierwszy plan, co może przeszkadzać jeśli ktoś liczył na powrót do paradoksów dawnych lat. Za mało jest obrazów lat 90-tych, które młodym mogłyby przybliżyć, a starszym przypomnieć tamte czasy. Twórcy podkreślają trudności znalezienia odpowiednich miejsc „gdzie kamerą można by obrócić o 360 stopni”. Jednak wszystkie zabawne sceny wynikają właśnie z różnic między przeszłością a nowoczesnością, podkreślaniem roli wewnętrznych regulaminów czy pozycji mężczyzny w związku, warto byłoby wygospodarować dla nich więcej miejsca.
Można posunąć się do traktowania „Ile waży koń trojański” jako dwóch filmów, bardzo wyraźna jest bowiem granica między rokiem 1999 a 1987. Sprawia to, że obraz jest nierówny a wstęp poprowadzony nieco za szybko, nie wciąga widza. Sukcesem za to jest dobór aktorów, przed nimi stanęło bowiem największe zadanie – nadanie historii realności. Dla Machulskiego wybór Ilony Ostrowskiej na Zosię to strzał w dziesiątkę – „miała to być ‘dziewczyna z sąsiedztwa’, którą widz pokocha” i to się udało. Maciej Marczewski odgrywający Kubę doskonale odnalazł się w roli oczytanego romantyka, a jak sam przyznaje „twarz intelektualisty to efekt wielu lat pracy”. Niekwestionowaną gwiazdą jest jednak Robert Więckiewicz, rozczulający staraniami o uczucia byłej żony. Raz zaborczy myśliwy, raz czuły grajek sprawia, że z napięciem czekamy aż pojawi się na ekranie.
Uważaj, jakie wypowiadasz marzenia, bo mogą się spełnić
Nieroztropne marzenie było dla Zosi jak koń trojański – niby mile widziane, niepozorne, a mogło przynieść zgubę. Film skłania nas do refleksji, jak wygląda nasze życie, jak nim pokierowaliśmy i czy można było je poprowadzić lepiej?
Dla Juliusza Machulskiego to najbardziej osobisty film, który ma potencjał zaspokoić wymagania widzów. Czy wyjdzie naprzeciw oczekiwaniom kinomanów i uzyska status kultowego jak „Seksmisja” czy „Killer”?
Przekonać się można już na premierze 26 grudnia.
Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?