Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

To był 16. Przystanek Woodstock. Byliście w cudownym miejscu!

Zbigniew Jelinek
Zbigniew Jelinek
Smutno. To ostatki. - Telewizja publiczna była lepsza za komuny! – wykrzyczał Jurek Owsiak, a uczestnicy zagrali na odpadach i pobili rekord Guinnessa.

Smutno więc. Od samego poranka tu i ówdzie część uczestników poczęła zwijać swoje namioty i szykować się do drogi, przede wszystkim, aby ominąć późniejsze, makabryczne ich oblężenie. Nie udadzą się już na poranne spotkania do Akademii Sztuk Przepięknych, na „śniadaniową” jogę, czy by się wtopić w uczestnictwo we warsztatach, choćby muzycznych czy kabaretowych.

W drugą szaleńczą noc, a w zasadzie świtem dnia trzeciego Przystanek powrócił na swoje ujarzmione, legendarne i konserwatywne tory: mocnego, krzykliwego (krystalicznego?) rocka. Woodstockowicze, którzy w tym czasie pokotem leżeli na polu lub przydeptanych skrawkach trawy, filozoficznie spoglądając na gwiaździste niebo, aby słuchać wariacji jazzowych na temat utworów Chopina w wykonaniu duetu Możdżer &Tymański, niespodziewanie teraz ruszyli pędem pod gigantyczną scenę, tonącą w masie kolorowych reflektorów, z dwoma po boku gigantycznymi telebimami.

Na deskach - może barwniej to ująć - na piłkarskim brylantowym boisku, pojawili się chłopaki z Life of Agony. Ci, co przede wszystkim oczekiwali na mega hit, o tak: byli w siódmym niebie! Hałas jak z odrzutowca. - Matko Boska! Jazda do nieba! Aż się posikałam! - wrzeszczy rozczochrana Weronika z Kołobrzegu, ochrzczona studentka prawa. - Jaja, jaja mi pękają! - wtóruje jej chłopak, Damian. To informatyk w jednej z prestiżowych firm na Pomorzu. Oboje wykonują na polu trudny do określenia taniec, podobny do ujeżdżania konia. Tak jak czynią to inni. Mało kto jest tu obojętnym. W tym ognistym zgiełku, ni stąd ni zowąd, cisną się zapamiętane ze szkolnej ławki słowa z pieśni Rilkego o kornecie: „Reiten, reiten, reiten, durch den Tag, durch die Nacht, durch den Tag. Reiten, reiten, reiten...”

Zaczął się XVI Przystanek Woodstock w Kostrzynie
Woodstock: Buzek, Steczkowska i pół miliona ludzi

Któraś z dziewcząt zgubiła stanik! Ale właścicielki nie widać, a stanik już wdeptywany jest w piasek. Ależ ci ludzie mają w sobie moc! Co oni wyczyniają! Cały dzień w podskokach, zakrętasach, kółeczkach, z kiwającymi się w te i we wte głowami, półnadzy, w rytmie doskwierającej muzyki. Cóż za ekwilibrystyka! Trudno to zrozumieć, ale przyjemnie to ujrzeć! Po tym wyzwoleńczym wstępie Life... - świt dobiła ostatecznie kapela Lessdress. Ci mniej wytrwalsi – padają jak mokre muchy na pastwisku, są wynoszeni przez kumpli w bardziej postronne miejsca. Bo tu trwa na cały koks i jeszcze jeden dzień dłużej - walka. Tu jako się wolnym wylatuje do nieba.

Poranek, jak zwykle, słoneczny. I okazuje się, że to będzie najgorętszy ze wszystkich woodstockowych, dni. Pojawił się w miasteczku reżyser Andrzej Wajda. Jak przystało na gościa i on był zachwycony ujrzanym tu widokiem. Nie szczędził komplementów. - Tu jest spokojniej niż w ogromnym mieście – ocenił bezpieczeństwo na Przystanku. - Polacy słyną z tego, że wszystko im wychodzi przypadkowo. Ale takie przedsięwzięcia, jak tutaj, to jest zachwycające! Owsiak na prezydenta! - zawołał reżyser, i jeszcze dorzucił: - Prawdziwy nasz problem to negacja, lecz jak tu się widzi, tą naraz integrację, zaakceptowaną przez ludzi, że tutaj nie ma tych nieszczęść, jakie mogą się zdarzyć na ulicy, to mnie to zachwyca.

A nad bezpieczeństwem bawiących się uczestników, jak udało się ustalić, czuwa 1087 policjantów, 86 sokistów, 97 strażaków z Polski i 110 z Niemiec, 43 funkcjonariuszy straży granicznej. - Do tej pory to bardzo bezpieczny Przystanek. Nie odnotowaliśmy żadnych poważniejszych incydentów – powiedział rzecznik prasowy lubuskiej policji Sławomir Konieczny. - Zgłoszono nam jedynie włamanie do samochodu, był także pożar jednego auta, a to dlatego, że właściciel zaparkował w suchej i wysokiej trawie, która zapaliła się od katalizatora.

Z uczestnikami także przed południem spotkał się prezenter radiowej Trójki, Marek Niedźwiecki. Dał upust swoim żalom: - Powinni być tu szefowie wszystkich rozgłośni radiowych w Polsce, wtedy zobaczyliby, czego chcą słuchać ludzie. Teraz serwowana jest im papka. Gdzieś rozeszło się to, czego ludzie chcą słuchać z tym, co grają różne stacje radiowe – podsumował.

Jurek Owsiak, po raz kolejny odniósł się do faktu, że w żaden ząb Telewizja Polska nie chce przekazywać relacji z festiwalu: - Telewizja publiczna była lepsza za komuny! - wykrzykiwał, a do członków Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji zwracał się: - Zniszczyliście telewizję!

Lecz w tym czasie 634 przystankowiczów... pobiło rekord Guinnessa! Porobili sobie przeróżne, fikuśne instrumenty muzyczne z odpadów: wielkich beczek, wiader, butelek plastikowych, puszek, a nawet z starych drukarek, skanerów, monitorów. Rytm nadawał im dyrygent: - Bujko, bujko, nie można się cieszyć,abu, abuuu,gotowe, tabi, tabaj, wiadra, bababa, wiaderka, uch, drukarki, łaba, łabba... I zagrali wszyscy potem na rekord.

W upale, jaki zapanował, oblegany jest bez wytchnienia i w mrowiu ów charakterystyczny grzybek: basen w błocie po kolana i ta wysoka rura, z otworów których tryskają wokół niezliczone strumienie wody. Ależ tu się dzieje! Rozhuśtany tłum tarza się w tym błocie, ludzie wzajemnie się przewracają, tańczą, by za chwilę podbiec pod sikającą wodę i od nowa zacząć swoje wygłupy. Twierdzą wszyscy, że to wybawienie.

Granie na dzisiejszej scenie rozpoczęli Kochankowie Gwiezdnych Wojen, laureaci Złotego Bąka, folkowej sceny Przystanku i Zigge Piggie z Robertem Brylewskim. Rozbujali towarzystwo na polu.

A punktualnie o 17-ej na scenę wtargnął Owsiak: - Moi drodzy! - wyhamowywał granie i tańczący tłum lider Świątecznej Orkiestry. - Oddamy hołd tym wszystkim młodym ludziom, którzy walczyli o naszą wolność, przelewali krew, byli cudownymi, pełni życia ludźmi, i te życie oddawali! I jestem przekonany, że wy tak samo to zrobilibyście w każdym momencie broniąc wspaniałej wolności! - perorował. Bo tradycją stało się, że uczestnicy Przystanków oddają hołd Powstańcom Warszawskim.

Godzinę później scena została ujęta w kleszcze zespołu Tytus Tommy Gunn, i to tak desperacko, że tłum oszalał. A jest go nadal tutaj sporo. - Padam! Padam!, Jezuuu! - to Czubek z wioski spod Zielonej Góry. W samych slipach, i cały w tatuażach, jakieś stopnie wojskowe na ramionach. Oblepiony błotem, z rękoma opadniętymi. Postawny gość. Epileptyczne kręci się w tłumie. Zewsząd potrącany. - Uwielbiam te imprezy! – wrzeszczy. - Tyle lasek zaliczyłem, że nie pamiętam ich imion! – nie wiadomo, dlaczego naraz przechwala się. Może to jednak być szczera prawda. Dodaje, że był pod niebieskim namiotem i skorzystał z... prezerwatyzacji. Namiot Towarzystwa Przyjaciół Rodziny znajduje się w samym sercu Przystanku. Nad nim napis: „Tu nauczymy cię, jak bzykać się bezpiecznie”. Troje wolontariuszy rozdaje prezerwatywy i jednocześnie uczy, jak je właściwie używać. Rozdano dotąd pięć tysięcy sztuk i zaczyna ich „ na gwałt” brakować! Jeżeli ktoś się wstydzi, zachęcają inni: - Bierz, chłopie i nie cynceroń się! Panienki same nogi rozkładają! - ktoś bezceremonialnie i zawadiacko gardłuje.

Pod sceną absolutnie nie ma żadnego skrawka spokojniejszego oddechu. Trzeba podziwiać tych wszystkich desperatów, zakorkowanych muzycznym bębnieniem. Ani chwili spokoju, ani chwili wytchnienia, tylko bum-bum-bum... O, może teraz. Na dechach pojawiają się artyści z Morgan's Heritage Peetah & Gramps. O, rany: ludzie zaczynają taniec w rytmie reggae. To musi robić wrażenie. Podekscytowany wokalista wykrzykuje w stronę kilkudziesięciotysięcznego tłumu: - W Ameryce byłem na Woodstocku i teraz powiem wam, że Przystanek Woodstock w Polsce, tutaj, jest od niego lepszy! - i rzecz jasna – te słowa musiały wywołać euforię tańczących.

Po Morgan's wtoczył się na piąte piętro sceny zespół Tonic. No, no: ci, co są jeszcze oszołomieni tańcem, lepiej niech stąd zwiewają – nadchodzi kolejny huragan szaleństwa.

W ramionach poniedziałkowego świtu, bo o pierwszej nad ranem, planowany jest występ Piotra Bukartyka, zamykającego Przystanek. Artysta próbkę swoich umiejętności dał wcześniej w Akademii Sztuk Przepięknych, co już wówczas dech zapierało w piersiach. Czy to naprawdę już koniec? - Ten festiwal organizowany jest w Polsce, w pięknym kraju, pięknych ludzi, w kraju,który jest dumny z was, który powinien znany być na całym świecie. Pamiętajcie o tym, że jesteście w Polsce, w cudownym miejscu na kuli ziemskiej! - słyszę jeszcze słowa Jurka Owsiaka...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto