Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Towarzyski czy samotnik? Jan Kaczmarek we wspomnieniach mieszkańców Lwówka

Jolanta Paczkowska
Jolanta Paczkowska
Janek na rowerku skonstruowanym przez swojego tatę. Na zdjęciu - pod jego opieką.
Janek na rowerku skonstruowanym przez swojego tatę. Na zdjęciu - pod jego opieką. z archiwum rodziny Jana Kaczmarka
- Myśleliśmy, że będzie księdzem. Skonstruował sobie gitarę elektryczną. Miał bardzo dobre wyniki w rzucie kulą i oszczepem. Lubił strzelać z wiatrówki, tarczą były drzwi od znajdujących się w podwórzu ubikacji - wspominają mieszkańcy Lwówka. W pierwszą rocznicę śmierci artysty.

Janusz - jak się o nim mówi w jego rodzinnym miasteczku - dzieciństwo spędził w kamienicy przy ulicy 3 Stycznia we Lwówku , w Wielkopolsce. Był to dom wraz z oficyną, w którym mieszkali pracownicy - kiedyś majątku - po wojnie Stadniny Koni. Wszyscy zatem znali się dobrze i tworzyli jedną wielką rodzinę. Dzieci - a było ich w najlepszych momentach szesnaścioro, nie licząc z innych podwórek, które też tu chętnie zaglądały - jak tylko pozwalały na to warunki, spędzały czas na wielkim podwórzu, które znajdowało się między domem, oficyną a zabudową gospodarczą. Janusz był wśród nich najstarszy.

Miał troje rodzeństwa - młodszego od siebie o cztery lata brata Franka i o pięć lat młodsze siostry bliźniaczki - Hanię i Marysię. Franciszek niestety też już nie żyje - zmarł jeszcze wcześniej niż Janusz. Nie żyją także ich rodzice. Ojciec był ślusarzem, przez długie lata także kościelnym w miejscowej świątyni, mama opiekowała się czworgiem dzieci, słynęła z dużego poczucia humoru.

A jaki był Jan Kaczmarek? Towarzyski czy typ samotnika, grzeczny czy figlarz? Oddajmy głos mieszkańcom Lwówka.

Rozmawiam z dwoma ciociami Janusza - obie panie nazywają się tak samo - Maria Kozber. Starsza z cioć (na zdjęciu z lewej strony) pokazuje swoje mieszkanie w podwórzu. - To tu urodził się Janusz (zdj. 4). W „kurnej chacie”- mówi pani Maria. - Domyślam się, że ją miał na myśli, pisząc swoją piosenkę. Był bardzo rozmownym chłopcem, nad wyraz mądrym, ale raczej typem samotnika. Przyjaźnił się z synem naszego aptekarza, pana Mroczkiewicza. Lubił się uczyć, był obowiązkowy, szkoda mu było czasu na zabawy z kolegami. Prymus.

Młodsza ciocia Maria (z prawej strony) pamięta Janusza tylko z jego lat licealnych, wcześniej tu nie mieszkała. Pracowała jako nauczycielka w przedszkolu i stamtąd zna opowieści, że już jako przedszkolak wyróżniał się wśród innych dzieci. Kiedy biegały, on siadał sobie z boku, oglądał obrazki w książeczkach. Chętnie śpiewał, występował. Jako pięciolatek zaczął się uczyć gry na skrzypcach. Dziś pani Maria utrzymuje kontakt z siostrami Janusza, choć te nie mieszkają we Lwówku.

Mam przyjemność rozmawiać także z Janem Kozberem (na zdjęciu w towarzystwie cioć) - kuzynem i sąsiadem Janka jednocześnie. Z wielkim ożywieniem wspomina czasy, kiedy to Jan Kaczmarek zachęcił go do powołania do życia lokalnego kabaretu. Nazywali się „NO TO CO, że Skaldowie”. Działali w miejscowym domu kultury. Teksty dostarczał Jan Kaczmarek, wówczas student. Niestety, nie spodobały się cenzurze i kabaret musiał zaprzestać swojej działalności.

Wspomina koleżanka z podwórka - Henryka Krysztofowicz, z domu Przewoźna
- Janusza znałam w dzieciństwie. Mieszkaliśmy w tym samym domu. Nasze rodziny utrzymywały ze sobą bliskie kontakty, więc jako dziecko często przebywałam pod opieką jego mamy, cioci Wity, jak na nią mówiliśmy. Była to bardzo miła, życzliwa i mądra kobieta. Swoją wiedzę o świecie czerpała z książek, które bardzo lubiła czytać. Umiała się też dzielić wrażeniami i wiadomościami z lektury. Gdy u niej przesiadywaliśmy, opowiadała nam o wszystkim. Myślę, że to właśnie ona ukształtowała charakter Janusza. Obudziła w nim ciekawość świata i potrzebę dalszego kształcenia się. Na pewno miało to pozytywny wpływ na jego wyniki w nauce.

Po szkole chodził do sąsiada, pana Wesołego - miejscowego szewca, który uczył go gry na skrzypcach. Często słuchaliśmy, jak grywał na tym instrumencie. Najbardziej podobało się nam, jak odkładał smyczek i grał na skrzypcach tak, jakby to była gitara. O drzemiących w nim talentach muzyczno-satyrycznych mogło świadczyć również to, że miał niebywałą łatwość wymyślania na poczekaniu różnych przyśpiewek, które potem chętnie wykonywał. Najbardziej utkwiła mi w pamięci przyśpiewka o tym, jak to cztery koleżanki chodziły na górki na sanki.

Janusz lubił też strzelać z wiatrówki (o ile dobrze pamiętam, to sam ją sobie wykonał). Za strzelnicę służyło mu podwórko. Na utrapienie mieszkańców posesji tarczą były drzwi od znajdujących się w podwórzu ubikacji.

Do podwórkowej tradycji należał też bardzo obfity śmigus-dyngus w poniedziałek wielkanocny. Janusz, jak każdy chłopak z naszego podwórka, bardzo chętnie brał w tym udział. Wielkie gonitwy i polowania kończyły się zazwyczaj przy pompie stojącej na podwórzu. Wszystkie dziewczyny, które dały się złapać, trafiały tam, by zostać szczodrze oblane. Janusz, jako najstarszy z całej gromady, chętnie dowodził tym procederem.
Wspólnie celebrowaliśmy też święta Bożego Narodzenia. Po domowych wigiliach kolędowaliśmy po kamienicy. Świąteczna atmosfera u Kaczmarków musiała nam chyba najbardziej sprzyjać, bo tam śpiewaliśmy zwykle kolędy. Janusz przygrywał nam na skrzypcach. Jego ulubionym bożonarodzeniowym utworem była „Cicha noc”. Później u nas, w oczekiwaniu na pasterkę, grywaliśmy w „tysiąca”. Karta zwykle lepiej szła chłopcom. Janusz i jego kuzyn Józef regularnie ogrywali mnie i moją siostrę.

Wspomina koleżanka z podwórka – Wiesława Piechowiak, z domu Przewoźna
- Janusz był wśród nas najstarszy. Bardzo dobrze się uczył. Co najmniej przez parę lat po ukończeniu przez niego liceum w Pniewach jego nazwisko widniało na tablicy z najlepszymi absolwentami. Był muzykalny – od dzieciństwa dobrze śpiewał. Odziedziczył to po mamie, która pochodziła z rodziny Kozberów, a ci, jak wie to każdy mieszkaniec Lwówka, chodzący do miejscowego kościoła, zawsze pięknie śpiewali. Gorzej było z tańcem, ale litościwie spuśćmy na to kurtynę milczenia.

Potrafił za to nieźle rysować. Często wykonywał mi nawet prace na plastykę. Chyba tego specjalnie nie lubił, ale nie miał innego wyjścia. Moja mama załatwiała to z jego mamą, a on jej raczej nie odmawiał.

Jaki był Janusz jako kolega z podwórka? Nie był to typ przywódcy ani rozrabiaki. Należał raczej do dzieci grzecznych. Dużo czasu spędzał w domu, czytając. Utkwiła mi w pamięci jedna z jego ulubionych zabaw. Polegała na budowaniu ołtarzy i celebrowaniu przy nich mszy. On odprawiał mszę, a my mu służyliśmy. Początkowo myśleliśmy więc, że zostanie księdzem (miejscowy proboszcz też tak sądził). Dzisiaj odczytuję to jako pierwsze przymiarki do estrady. Ołtarzyk był jego sceną, a my jego współwykonawcami, którymi dość sprawnie reżyserował.

Cechował się też dość dużą pomysłowością. W czasach naszego dzieciństwa owoce cytrusowe pojawiały się dwa razy do roku - na święta, i sok z cytryny był prawdziwym rarytasem. Janusz wkładał skórkę cytrynową na noc do szklanki z wodą. Rano chwalił się, że ma kolejną porcję napoju, czym budził naszą dziecięcą zazdrość i podziw.
Wspomina kolega szkolny - Andrzej Mroczkiewicz
- Chodziliśmy razem do przedszkola, do szkoły podstawowej i do liceum. Z przedszkola i ze szkoły podstawowej nie zostało mi dużo wspomnień. Znacznie więcej mogę powiedzieć o szkole średniej.

Do Liceum Ogólnokształcącego w Pniewach dojeżdżaliśmy w czwórkę - trzech chłopaków i jedna dziewczyna. Byliśmy tam pół godziny przed lekcjami, więc mieliśmy czas, by wymienić się informacjami na temat prac domowych. Janusz ( na licealnym zdjęciu klasowym - w ostatnim rzędzie, czwarty od prawej strony) był rewelacyjny z matematyki i fizyki. Praktycznie nie było zadań, których nie potrafiłby rozwiązać. Służył pomocą potrzebującym. Sam przy okazji korzystał z zeszytów i podpowiedzi innych. Miał bowiem jeden słaby punkt. Była nim chemia.

Mimo znaczącego ukierunkowania na przedmioty ścisłe, chętnie pisał, ale też cechowała go niebywała lekkość pióra. Jeśli zainteresował go temat, potrafił napisać najlepsze wypracowanie w klasie. Szczególnie łatwo przychodziło mu pisanie tekstów satyrycznych, gdzie zgrabnie podsumowywał otaczającą go rzeczywistość.

Nieźle radził sobie w sporcie. Szczupła sylwetka kamuflowała nieco jego siłę fizyczną, którą wtedy się wyróżniał. Miał bardzo dobre wyniki w rzucie kulą i oszczepem. Trochę słabiej wypadał w grach zespołowych, np. w piłce ręcznej. Stojąc na obronie, nie zawsze umiał zatrzymać atakujących, czym sprawiał mi, stojącemu na bramce, niemały problem.

Był niezwykle pomysłowy. Potrafił swoją wiedzę teoretyczną przełożyć na język praktyki. Jego zainteresowanie muzyką i światem techniki znalazło wyraz w skonstruowanej przez siebie gitarze elektrycznej. A swoją umiejętność gry na instrumentach strunowych chętnie demonstrował podczas akademii szkolnych.

Z rozrzewnieniem wspominam nasze wspólne wyprawy z przyjaciółmi nad jezioro w pobliskim Koninie. Męska część naszego towarzystwa próbowała zarazić go wędkarstwem. Jednak wszystkie nasze starania spełzły na niczym. Jego towarzyskie usposobienie nie pozwoliło mu zbyt długo wytrwać z wędką w ręku.

Osiągnął bardzo wiele jako artysta, jednak jestem pewien, że gdyby pracował w swoim wyuczonym zawodzie (ukończył politechnikę, wydział elektroniki) mógłby się pochwalić porównywalnymi sukcesami.

***
Czy już wiemy, jaki był młody Janek? Mam wrażenie, że uśmiechając się do nas w swoim szelmowskim stylu, śpiewa: Pero, pero bilans musi wyjść na zero ! Pero, pero bilans musi wyjść na zero...

Zobacz także:
Serwus, Janek! Ścieżkami młodego artysty kabaretowego

................................................................
Za pomoc w uzyskaniu informacji dziękuję burmistrzowi Lwówka, Rafałowi Mroczkiewiczowi, a przede wszystkim sekretarzowi gminy, Maciejowi Piechowiakowi. Dziękuję Rodzinie Jana Kaczmarka za udostępnienie zdjęć. Za restaurację tych archiwalnych fotografii dziękuję Maciejowi Lewandowskiemu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto