Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tylko dla wilków morskich - czyli niezwykły rejs okrętem wojennym

thens
thens
Przed wejściem do portu Świnoujściu
Przed wejściem do portu Świnoujściu
W piątek, 25 września, w samo południe, dla nielicznych szczęśliwców, w tym czytelników "Kuriera Lubelskiego", rozpoczął się niezwykły rejs wzdłuż polskiego wybrzeża okrętem marynarki wojennej ORP Lublin.

Pierwsi goście na okręcie pojawili się już z samego rana, w piątek, 25 września. Wszyscy zostali powitani przez dowódcę okrętu kpt. mar. Piotra Mazurka, a następnie zaokrętowani. Jeszcze przed wyjściem w morze pierwsza atrakcja: chętni mogli zwiedzić Stocznię Marynarki Wojennej, a w niej przebudowywany okręt Xawery Czarnicki, żaglowiec szkolny Marynarki Wojennej Iskra oraz jeden z trałowców. Jednak największe wrażenie zrobił okręt podwodny typu Koben, który stał na nabrzeżu portowym oraz ogromny kadłub najnowszej polskiej fregaty Gawron.

Niedługo po obiedzie, podanym punktualnie w południe, ORP Lublin uruchomił potężne silniki. Około godziny 13 zostały zrzucone cumy, a do okrętu podpłynęły dwa holowniki i ustawiły okręt dziobem w kierunku morza. Po chwili już o własnych siłach jednostka powoli posuwała się wzdłuż portu wojennego na Oksywiu.

Po wpłynięciu na Zatokę Pucką chwila czasu na rozmowę z kapitanem i trochę historii: okazuje się, że okręty desantowo-minowe klasy ORP Lublin zaprojektowano w latach 80. XX wieku dla zastąpienia starszych jednostek desantowych. Według ówczesnych planów operacyjnych, w razie wybuchu wojny z Zachodem, polskie siły morskie miały za zadanie wysadzić desant na wybrzeżu duńskim. Jednak po upadku komunizmu z planowanej serii 12 okrętów dokończono budowę już zaczętych 5 jednostek. Obecnie głównym zadaniem okrętów klasy ORP Lublin jest stawianie zapór minowych.

W trakcie rozmowy z kapitanem rozległ się alarm ćwiczebny. Wszyscy marynarze wraz z gośćmi musieli natychmiast zgłosić się w kamizelkach ratunkowych przy przypisanych im wcześniej tratwach ratunkowych. O ile marynarze błyskawicznie stawili się w punktach zbiórki, niektórzy goście dość długo błądzili po okrętowych korytarzach...

Po zakończeniu ćwiczeń, okręt minął Hel i wszedł na kurs wzdłuż wybrzeża. Był to doskonały moment na zwiedzanie GSD, czyli Głównego Stanowiska Dowodzenia. Kapitan oraz obecni marynarze z ogromną cierpliwością wyjaśniali, do czego służą poszczególne przyrządy, przełączniki, wyświetlacze. Można było również dowiedzieć się, co oznaczają informacje wyświetlane na ekranie radaru nawigacyjnego. Co odważniejsi mogli osobiście zasiąść za sterem okrętu. Na nieszczęście dla obecnych oznaczało to większe przechyły jednostki, co dobitnie świadczy, że sterowanie prawie stumetrową jednostką nie należy do łatwych.

Wizyta w GSD to następna świetna okazja do zebrania kolejnych informacji o okręcie. ORP Lublin to jednostka z otwartą przelotową ładownią. Oznacza to, że rampa załadunkowa znajduje się na rufie i dziobie okrętu. W razie potrzeby, można połączyć ze sobą na morzu lub w porcie dwie lub więcej jednostek tej klasy. Przez powstały w ten sposób most, można przeładowywać pojazdy bądź ludzi bezpośrednio na pełnym morzu, na przykład w sytuacji awarii jednego z okrętów.

W ładowni mieści się aż 9 czołgów o masie 45 ton, lub 17 samochodów ciężarowych. Kadłub o zanurzeniu 2,3 m pozwala wyładować desant niemal bezpośrednio na plażę. Typowa załoga składa się z 37 osób oraz można zabrać 135 żołnierzy desantu. Na rogach nadbudówki znajdują się 4 podwójne działa przeciwlotnicze kalibru 23 mm, służące do samoobrony.

Zwiedzanie GSD nie oznaczało końca atrakcji dla zaokrętowanych gości. Po zakończeniu nauki sterowania jednostką, wizyta w najniższym miejscu na okręcie. Znajdują się tam zbiorniki z wodą pitną, wodą morską oraz liczne pompy. Chętni dość sprawnie przeciskali się między niezliczonymi rurami, aby obejrzeć zamontowany po remoncie nowoczesny system usuwania zanieczyszczeń z okrętu, nazwany czule "Rekin".
Następnie trasa zwiedzania prowadziła przez maszynownię oraz CSK, czyli Centrum Sterowania i Kontroli. Jest to centrum sterowania oraz kontroli pracy silników.

Po godzinie 15 fale stały się większe. Przebywając we wnętrz okrętu słychać było metaliczne, bardzo wyraźne odgłosy uderzeń fal w furtę dziobową ładowni.

O godzinie 19 została podana kolacja, którą czytelnicy zjedli wspólnie z dowódcą i częścią załogi wolną od zajęć. A po posiłku co wytrwalsi goście do późnych godzin wieczornych spędzili czas na wachcie wspólnie z kapitanem. Okazało się, że kapitan Piotr Mazurek jest rodowitym lublinianinem. Na pytanie, co go przywiodło z Lublina na wybrzeże, powiedział:

"Od szkoły podstawowej zawsze chciałem pracować w wojsku wzorem mojego ojca, a wcześniej dziadka. A z dwóch egzotycznych formacji wojskowych, w których służyli ojciec i dziadek, czyli lotnictwa i marynarki, wybrałem zawód marynarza.”

Na pytanie: "Za co lubi pan swój okręt?", kapitan odparł: "Przede wszystkim za doskonale zgraną i wyszkoloną załogę". Pod koniec dnia każdy z gości dzielił się najróżniejszymi przeżyciami z rejsu.

Pani Agata była zachwycona. Pierwszy raz znalazła się na okręcie i od razu mogła przepłynąć wzdłuż całego polskiego wybrzeża. Najbardziej zapadł jej w pamięć widok morza zmieniający się wraz z porą dnia.

Pani Bernarda była pod wrażeniem wielkości okrętu i nie miała nic przeciwko powtórzeniu rejsu.
Natomiast pan Wiesław nie mógł nadziwić się obecnym czasom, gdzie jako cywil mógł bez przeszkód zwiedzać okręt wojenny.
Jednak we wszystkich rozmowach przewijał się jeden wątek: wszyscy byli zaskoczeni nadzwyczajną życzliwością ze strony kapitana oraz całej załogi. Niemal bez przerwy któryś z gości znajdował się na stanowisku dowodzenia i zadawał niezliczone pytania. Marynarze mimo wielu obowiązków zawsze znaleźli chwilę czasu na choćby krótką opowieść o swoim okręcie.

Następnego dnia śniadanie zaplanowane zostało na godzinę 8 rano, ale niektórzy goście już 2 godziny wcześniej wypatrywali wschodu słońca. Niestety poranek nad morzem przywitał pochmurnym niebem.

O godzinie 9 na horyzoncie wyraźnie było widać zarysy wzgórz Wolińskiego Parku Narodowego. Po godzinie 10 załoga rozpoczęła manewr wejścia do portu. W GSD panowała atmosfera napięcia. Okrętem dowodził zastępca dowódcy por. Sebastian Stempel. Przez lornetkę uważnie wyglądał potencjalnych zagrożeń. ORP Lublin wykonał kilka ciasnych skrętów, omijając liczne jednostki i wszedł na tor wodny prowadzący do portu. Następnie okręt powoli minął falochron, świnoujskie forty, latarnię morską i zbliżył się do nabrzeża portu wojennego.

Po sprawnym przycumowaniu, kapitan ogłosił zbiórkę załogi i gości na pokładzie rufowym. Po krótkim podziękowaniu dla załogi, nasępiło wręczenie, zaokrętowanym gościom, dyplomu przebycia pierwszych stu mil morskich na ORP Lublin. Jeszcze tylko ostatni wspólny obiad na pokładzie i, pożegnani osobiście przez kapitana Mazurka goście, opuścili pokład ORP Lublin.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wielki Piątek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto