Polska nie ma znaczącego wpływu na politykę kadrową unijnej dyplomacji. Ze 115 ambasadorów UE żaden nie pochodzi z naszego kraju. Z raportu PISM wynika, że europejska polityka zagraniczna, tworzona na mocy traktatu lizbońskiego, nie uwzględnia naszych doświadczeń, ani tym bardziej interesów. Służba dyplomatyczna jest narzędziem w rękach starej Europy. Tylko dwóch dyplomatów pochodzi z tzw. nowej Unii.
W związku z brakiem naszych dyplomatów w UE tracimy cenną możliwość rozwijania naszej polityki wschodniej. Ambasadorem w Rosji jest Hiszpan, na Ukrainie Portugalczyk, w Armenii Włoch, a w Azerbejdżanie Belg. Oprócz Rosji wszystkie wymienione kraje są objęte projektem Partnerstwa Wschodniego, któremu patronuje Polska.
Większość stanowisk obsadzili Francuzi, Włosi, Belgowie i Niemcy. Węgier reprezentuje Unię w Norwegii, a Litwin - w Afganistanie. O wyborze nie decydowała znajomość języków czy regionu. Na Wschodzie powszechną praktyką jest wysyłanie szefów delegatur UE bez znajomości języka rosyjskiego.
W kluczowych dla Polski regionach szefowie unijnych delegatur nie mają żadnego kierunkowego przygotowania. W Kijowie ambasador UE nie mówi ani po ukraińsku, ani po rosyjsku. Podobnie jest w innych placówkach kluczowych z punktu widzenia interesów gospodarczych UE. W Chinach szef placówki nie włada chińskim. Problem pojawia się także w krajach arabskich, gdzie unijni dyplomaci nie władają arabskim.
Zgodnie z traktatem lizbońskim unijna służba dyplomatyczna, której budżet opiewa na 9,5 mln euro rocznie, miała zacząć działać wiosną 2010 r. Jak jednak przyznała szefowa Europejskiej Służby Działań Zewnętrznych Catherine Ashton unijne MSZ nie powstanie przed końcem tego roku.
Więcej na "Dziennik Gazeta Prawna".
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?