Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Vanity - w głębi muzycznego eklektyzmu

Monika Półbratek
Monika Półbratek
Wokalista zespołu - Marcin "Kożuch" Kożuchowski. Zdjęcie zrobione w trakcie jednego z koncertów Vanity we wrześniu 2005 r. Fot. Joanna Sztyber
Wokalista zespołu - Marcin "Kożuch" Kożuchowski. Zdjęcie zrobione w trakcie jednego z koncertów Vanity we wrześniu 2005 r. Fot. Joanna Sztyber Joanna Sztyber
W 2010 r. siedlecki zespół Vanity rozpoczął szósty rok swej muzycznej działalności. O doświadczeniach z przeszłości, dotychczasowym dorobku muzycznym, największych osiągnięciach i planach na przyszłość opowiedzieli nam członkowie zespołu.

Zespół Vanity powstał w 2004 roku. Jaka jest geneza jego powstania?

- Na pomysł założenia zespołu wpadł Kożuch (Marcin Kożuchowski). Pomysł ten wkrótce połączył pięciu chętnych do tworzenia konkretnych zjawisk muzycznych, młodych, niedoświadczonych muzyków. Niespełna rok po powstaniu odbył się pierwszy koncert w nieistniejącym już siedleckim pubie Żółty Kot, gdzie teraz mieści się pub Pracownia Rannych Pantofli. Odebrano nas mniej więcej zgodnie z przekazem i wydaje mi się, że tamten okres, kiedy byliśmy młodzi, szokujący i wykręceni, odcisnął niemały znak na siedleckiej scenie. Jeszcze całkiem niedawno w knajpie zagadał mnie człowiek, wymieniając mi tytuły dawno już zapomnianych utworów Vanity. Zdarzenie to uświadomiło mi w jakim tempie rozwija się i zmienia nasza muzyka.

Waszą muzykę można określić jako progresywny death metal, aczkolwiek jest to określenie niewystarczające ze względu na to, co przede wszystkim Wasz zespół wyróżnia, a co można określić jako muzyczny eklektyzm. W swoje utwory wplatacie różnorodne wstawki, które są charakterystyczne dla całkowicie odmiennych stylów muzycznych. Co Was do tego zainspirowało i do jakich gatunków muzyki nawiązujecie najczęściej?

- Przede wszystkim nasza muzyka ma za zadanie stworzyć pewną całość przekazującą konkretną treść, nie lubimy więc traktować poszczególnych utworów jak układanek typu puzzle, zlepionych z totalnie nie pasujących do siebie elementów i że niby właśnie to ma być takie eklektyczne. Muzyka płynie przede wszystkim z emocji. Celujemy we wrażliwość słuchacza i zależy nam na poruszeniu. Jest to swego rodzaju dialekt pomiędzy nami a publicznością. A w kontaktach między ludźmi, jak wiadomo, nie zawsze jest czarno lub biało. Pojawiają się skrajne emocje ukazane tuż obok siebie, ironia, sarkazm, szyderstwo, gniew, uwielbienie, wyrażenie bólu lub radości. Nie tworzymy dzieła dla formy, lecz forma jest narzędziem dopracowania dzieła do perfekcji.

Zapewne macie jakichś muzycznych idoli, zespoły, które wywarły wpływ na Waszą twórczość? Kto Was inspiruje?

- Na początku działalności było oczywiście ciężko z tożsamością muzyczną każdego z nas. Porozumiewaliśmy się na zasadzie pokazywania co nam się nawzajem podoba. I rzeczywiście, pod tym względem, zgadzam się z tą szufladą, do której zostaliśmy wrzuceni. Progresywny death metal. Biorąc pod uwagę idoli z dawnych lat… mówiąc globalnie, taki nurt nas interesował. Chcieliśmy stworzyć coś na kształt takiej właśnie muzyki. Teraz jednak, pod wpływem ciągle zdobywanego doświadczenia, osłuchania z setkami godzin absolutnie szeroko pojętej muzyki i swego rodzaju dojrzałości twórczej, tworzymy coś… naszego. Jeśli już konieczna jest jakaś szuflada to powiedzmy, że jest to eksperymentalny metal.

Od czasu swojego powstania Wasz zespół przeszedł sporą ewolucję muzyczną. Początkowo tworzyliście jedynie utwory instrumentalne, gdyż mieliście problemy ze znalezieniem wokalisty. Jak odkryliście talent wokalny Marcina?

- Było to po części wymuszone przez obawę, że kapela grająca instrumentalnie, na naszym poziomie (czyli niecały rok po rozpoczęciu istnienia), nie jest w stanie zachęcić potencjalnego słuchacza. Może obawa to nie jest odpowiednie słowo, raczej swego rodzaju wyczucie. Owszem mieliśmy wcześniej takie niby castingi na próbach, różni wokaliści pokazywali swoje umiejętności. Jednak potrzebny był właśnie growl, i wydaje mi się, że poza tym wymogiem Marcin tak naprawdę chciał zostać właśnie takim wokalistą i wynika to też z jego determinacji. Poza tym, Vanity tworzy idealną całość w składzie takim, jaki utrzymał się do tej pory i raczej tak już zostanie - stwierdza Daniel.

Muszę przyznać, że kiedy kilka lat temu usłyszałam Was po raz pierwszy na scenie, byłam zaskoczona, że tak młody chłopak potrafi wydobywać z siebie takie gromkie dźwięki… Stąd pytanie do Marcina: gdy zacząłeś śpiewać w zespole, miałeś zaledwie 14 lat. Czy spotykałeś się z jakimiś interesującymi reakcjami publiczności na Twój wiek lub sposób śpiewania, przede wszystkim growling?

- Spotykałem się, jak najbardziej. Mimo że nie jest to pierwsza taka sytuacja na świecie, wywołała niemały szok wśród publiki.

- Hmm… jest to kolejna rzecz, za którą miło wspominam tamte czasy. Ten szok! Jak wiadomo, na podstawie innych kapel z tak młodymi wokalistami, później mutacja zrobiła swoje, umiejętności poszły w lepszą stronę i teraz wygląda to wszystko nieco inaczej. I dobrze, czymże by była nasza muzyka bez śpiewu. Growl wyzwala energię, dodaje muzyce drapieżności. Jednak śpiewem można zaczarować. I to jest teraz ta mocniejsza strona wokalnej części zespołu – dodaje Daniel.

Wasz zespół w widoczny sposób wciąż się udoskonala i rozwija. Oprócz growlingu Marcina do swoich utworów dodaliście z czasem delikatniejszy wokal Daniela. W 2008 roku w studiu DBX pod opieką Jacka Melnickiego wydaliście swoje pierwsze demo. Jak oceniacie przebieg pracy nad jego powstaniem?

- Przede wszystkim bardzo szybko. Dzięki całym dniom ciężkiej pracy, wcześniejszemu ustaleniu i przygotowaniu materiału, udało nam się w 7 dni wykonać cały zapis. Jacek to świetny realizator i błyskawicznie wychodził naprzeciw naszym pomysłom. Dwóch wokalistów otworzyło nam drzwi do możliwości, zarówno w studio jak i koncertowych, o których nie ma co marzyć przy jednym wokalu, np. harmonie czy dialog. Jednak, tak jak mówisz, zespół się udoskonala, rozwija, i nie trzeba było długo czekać na lepszy materiał. Demo w jakiś sposób ukazało i ukoronowało naszą działalność do momentu jego wypuszczenia. Było zarazem bodźcem do grania bardziej świadomie, dojrzale. Obecnie nasz materiał koncertowy nie zawiera utworów z dema. Jest to całkiem świeża pożywka nie tylko dla mózgu, lecz również dla serca i duszy. Przynajmniej taką mamy nadzieję.

Jednym z Waszych największych osiągnięć jest występ na XI festiwalu muzyki progresywnej ProgPower Europe 2009 w miasteczku Baarlo w Holandii. Byliście trzecim polskim zespołem po Riverside (2004, 2006r.) i Division by Zero (2008r.), jaki zyskał szansę udziału w tym festiwalu. Jak się czuliście, mogąc uczestniczyć w tak dużym wydarzeniu muzycznym?

- Czuliśmy się trochę mali. I zarazem trochę niedopasowani do reszty kapel z festiwalu. Występując pomiędzy zespołami grającymi na pograniczu Power metalu, łysymi wokalistami i niekończącymi się solówkami gitarowymi typu miliard dźwięków na sekundę, uświadomiliśmy sobie, że określenie ‘progresywna’ nie oddaje naszej muzyki, w żaden sposób. Nie chcę, broń Boże, narzekać. Festiwal był wspaniały, doskonale zorganizowany, tłumy ludzi na koncertach (o czym w Polsce my jako tak młoda kapela możemy póki co tylko pomarzyć), bezpiecznie, wesoło i sympatycznie. Zostaliśmy zaproszeni w oparciu o materiał demo, pokazaliśmy troszeczkę coś innego, przyjęto nas równie gorąco jak typowe dla tej imprezy kapele. I dobrze, bardzo chętnie jeszcze raz się tam wybierzemy. W miarę możliwości oczywiście -wspomina Daniel.

W ramach ProgPower Europe 2009, w dniach 27 IX – 30 IX 2009 r., wzięliście udział w trasie koncertowej, obejmującej takie miasta jak: Siedlce, Warszawa, Łódź i Poznań. Jak ją oceniacie i czy jesteście zadowoleni ze swoich koncertów?

- Była to pierwsza taka długa, urozmaicona i wyczerpująca trasa w naszej karierze. Na każdym koncercie daliśmy z siebie wszystko i jeszcze trochę. Mimo problemów technicznych w niejednym klubie każdy z koncertów jest dla nas bardzo cennym doświadczeniem. Jesteśmy wdzięczni wszystkim ludziom, którzy poświęcili się dla tych wydarzeń, oraz każdemu słuchaczowi. Chodziło nam o to, by ludzie w tych miastach poznali nasze tworzywo i dowiedzieli się, że jedziemy jako kolejna kapela reprezentować polskie granie na renomowanym zagranicznym festiwalu. I osiągnęliśmy cel.

Jak odebrała Waszą muzykę publiczność we wspomnianych wcześniej miastach, a zwłaszcza publiczność zagraniczna podczas koncertu na festiwalu w Holandii?

- Trudno powiedzieć, z perspektywy zespołu widać tylko zainteresowanych pod sceną, lub gratulujących po koncercie. Można na tej podstawie powiedzieć, że nie spotkaliśmy się z negatywnym odbiorem. Nie chwaląc się, chyba każdy koncert zaowocował pozytywną reakcją, od braw, poprzez pochwały i gratulacje aż do ciekawych propozycji na przyszłość oraz wywiadów.

Nie zastanawialiście się nigdy nad udziałem w jakichś telewizyjnych programach, wyławiających i promujących talenty, jak na przykład „Idol” czy „Mam talent”, które mogłyby nie tylko rozreklamować Waszą twórczość w mediach, ale nawet pomóc Wam w wydaniu pierwszej płyty?

- Hehe, jasne. Już to widzę, przychodzi na maila zaproszenie od Kuby Wojewódzkiego do udziału w jego show. Myślę, że w takiej sytuacji skorzystalibyśmy z możliwości, takie wydarzenie nie powinno nam zaszkodzić w karierze. Jednak nie mamy ‘parcia na szkło’ i nie oszukujmy się – raczej nie ma dla nas miejsca na ekranach publicznej telewizji. Przynajmniej jeszcze nie teraz! - śmieje się Daniel.

Czy fakt przynależenia do zespołu w jakiś sposób pomaga Wam w codziennym życiu, tzn. czy udało Wam się coś osiągnąć bądź załatwić właśnie dzięki temu, że gracie/śpiewacie w Vanity?

- Ależ oczywiście. Zespół, tak samo jak i każda inna grupa zrzeszająca ludzi w jakimś celu, gangi, państwa, miasta, osiedla, zakłady pracy, szkoły itd., powoduje przede wszystkim dumę z faktu przynależności. Buduje to naszą tożsamość. Poza tym ujawnia talenty muzyczne, co prowokuje dalsze propozycje, nowe ciekawe znajomości. Ogólnie ludzie mają szacunek do osób, którzy coś robią, osiągają i trwają uparcie w tworzeniu czegoś. A już na pewno fakt grania w zespole budzi wręcz podziw. Koleżanka z roku nazwała mnie kiedyś gwiazdą. To akurat śmieszne ale przyjemnie coś takiego usłyszeć.

Rozmawialiśmy sporo o przeszłości i teraźniejszości, zatem na zakończenie muszę Was zapytać również o najbliższą przyszłość: jakie są Wasze plany koncertowe na rok 2010?

- W przyszłości na pewno nie będziemy próżnować. Jeśli chodzi o koncerty to, nie licząc drobnych pojedynczych występów, szykuje się kolejna trasa, mniej więcej rok po tej poprzedniej. Wiele pomysłów niestety rozbija się o studia, pracę i inne kolidujące, jednak równie ważne sprawy, z jakimi boryka się codziennie każdy z nas. Na pewno czeka nas ciężka praca nad albumem, którego nagranie planujemy w wakacje, a na wielkie sceny jeszcze przyjdzie czas.

Na bieżąco informacje koncertowe i ogólne można odczytać na

www.vanity.com.pl

. Zapraszamy serdecznie, można tam też odsłuchać materiał zarejestrowany w czasie koncertu 28 września 2009 w klubie Progresja w Warszawie w ramach Prog Tour 2009. Bardzo dziękujemy za rozmowę i pozdrawiamy wszystkich czytelników i fanów.

Vanity: Marcin Kożuchowski (wokal, gitara elektryczna), Daniel Narożnik (gitara elektryczna, boczny wokal), Krzysztof Rozbicki (instrumenty klawiszowe), Przemysław Pałdyna (gitara basowa) i Robert Protasewicz (perkusja).

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto