Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W trybach „Ziemi obiecanej” w Teatrze Słowackiego w Krakowie

Adrianna Adamek-Świechowska
Adrianna Adamek-Świechowska
Ziemia obiecana, reż. Wojciech Kościelniak
Ziemia obiecana, reż. Wojciech Kościelniak
Wyreżyserowana przez Wojciecha Kościelniaka "Ziemia obiecana" Władysława Stanisława Reymonta mistrzowsko obnaża w odpowiedniej artystycznej estetyce bezlitosny obraz drapieżnego kapitalizmu zawarty w literackim pierwowzorze.

Publiczność opuszczająca Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie po zakończeniu spektaklu muzycznego „Ziemia obiecana” w reżyserii Wojciecha Kościelniaka z uznaniem i podziwem ocenia inscenizację powieści Władysława Reymonta. Krakowscy widzowie, którzy nie mieli dotąd sposobności obejrzeć innych projektów reżysera – w tym gdyńskich majstersztyków: „Lalki” i „Chłopów” – są zdumieni, czemu dają wyraz po wielekroć, tym bardziej, że – jak przyznają – spektakl przeszedł ich oczekiwania. Uzasadniając swoje pozytywne wrażenia, utrzymują, że musical Kościelniaka diametralnie wyróżnia się na tle teatralnej oferty adaptacji krakowskich, szczególnie w zestawieniu z rewolucyjnymi deformacjami w Narodowym Starym Teatrze. Ze zrozumieniem zatem przyjmują wyznanie, iż można zawędrować z północy właśnie do Teatru Słowackiego specjalnie po to, by poznać kolejny artystyczny projekt Wojciecha Kościelniaka, w którym w występuje znaczna część zespołu aktorskiego tej sceny krakowskiej, a także studenci PWST.

Trudno nie podzielać owego uznania, które rodzi się już od pierwszych scen, a pogłębia w kolejnych, by utrwalić się pod wpływem brawurowego finału zarysu fabuły zawartej w „Ziemi obiecanej”, w jakiej przy akompaniamencie dziesięcioosobowej orkiestry doskonale dobrani aktorzy kreują swoje role w piosenkach napisanych przez Piotra Dziubka do tekstów Rafała Dziwisza. Adaptacja powieści Reymonta w musicalowej formie przekonuje, że droga artystyczna, jaką podąża ze swymi współpracownikami Wojciech Kościelniak, jest nie tylko godna uwagi widzów ze względu na nowe artystyczne ożywienie obrazów znanych z literackiego dzieła, czy też jego wybitnej ekranizacji w reżyserii Andrzeja Wajdy, ale nade wszystko z uwagi na wyrażane poprzez ich przywołanie sensy. Satysfakcja widzów płynie stąd, że twórcy znaleźli sposób zachowania wierności wobec idei dzieła, a zarazem w teatralnym ekwiwalencie środków wyrazu oddali współczesny wydźwięk jego historii.

W artystycznej formie musicali Wojciecha Kościelniaka znać, że motywem ich powstania jest aktualna wymowa klasyki polskiej literatury. Jest to niewątpliwie zasadnicza przyczyna, dla której dokonuje on przetworzeń teatralno-muzycznych arcydzieł literatury, które ze swej natury dysponują potencjałem ponadczasowych znaczeń. Znalazłszy wewnętrzny filtr, który pozwala mu dokonać wyboru scen, doboru aktorów, stworzyć właściwą atmosferę, skonkretyzować styl za sprawą scenografii, kostiumów, efektów multimedialno-technicznych oraz muzyki, wydobywa z fabularnej osnowy źródła najgłębsze wartości. W przypadku wersji musicalowej „Ziemi obiecanej” ta właśnie perspektywa wyraźnie dominuje w odbiorze spektaklu, co zdaje się potwierdzać intencje twórcy. Mistrz muzycznych adaptacji klasyki polskiej w jednym z wywiadów tak określił swoje spojrzenie na Reymontowskie dzieło:

„Dziś rządzą nami bardzo podobne mechanizmy co w czasach Reymonta. W goniącej do przodu rzeczywistości, krwawej, brutalnej, gdzie trzeba biec, by zdążyć, właściwie żaden światopogląd, żaden sposób myślenia nie chroni do końca. W „Ziemi obiecanej" bardzo nieliczne osoby są szczęśliwe, większość przegrywa, bo zgodzili się funkcjonować w Łodzi. Mam wrażenie, że ta Reymontowska Łódź jest synonimem współczesnego świata. Okropnego świata, w którym nie chcemy żyć. Ale pokazanie mechanizmów jego działania i pułapek, które na nas zastawia, godne jest zainteresowania. Łódź była czasem Maksów, Borowieckich i Moryców, którzy też są wśród nas. O takim fragmencie naszej rzeczywistości opowiada ten spektakl. O tym, jak wielką pułapką jest współczesny wyścig szczurów, w który wpadamy i jaką cenę za to płacimy”.

Muzyczno-dramatyczne sceny „Ziemi obiecanej” tworzą spójny obraz brzydoty, szarości Reymontowskiej Łodzi, miasta, w którym rej wodzi potwór w ludzkiej postaci – „herszt złodziejów łódzkich” na inwalidzkim wózku - Herman Bucholc, następnie jego rywale i naśladowcy. Świat bezwzględnych transakcji handlowych, nędzy biedoty, łajdackiego wyzysku, przymusu pracy ponad siły to czarna otchłań sceny w ascetycznej dekoracji, w jakiej przy wtórze turkotów, brzęków i w oparach fabrycznych wyziewów obracają się symboliczne koła zębate maszynerii, która odzwierciedla mechanizmy rozkładu społecznego i bezduszności ludzkich zachowań. Obroty animacyjnych futurystycznych turbin znamionują obłęd sytuacji, z której nie ma pozytywnego wyjścia.

W trybach obrotów tkwi z wyboru bądź z przymusu galeria postaci – raz budząca pogardę i sprzeciw, raz współczucie i litość. To panorama bohaterów związanych siecią wzajemnych zależności, zdeterminowanych iluzjami lub koniecznością walki o byt: Karol Borowiecki (Rafał Szumera), Moryc Welt (Marcin Kątny), Maks Baum (Dawid Kartaszewicz), Lucy Zucker (Katarzyna Zawiślak-Dolny), Mada Müller (Barbara Garstka, Anka (Anna Terpiłowska i Karolina Kazoń), Müller (Krzysztof Jędrysek), Herman Bucholz (Tomasz Wysocki), August (Rafał Sadowski), Zucker (Feliks Szajnert), Horn (Rafał Dziwisz) i inni. Wszystkich wiąże symboliczny niebieski sznur bawełny – odnoszący się do żyły złota włókienniczej Łodzi – który niczym nici chirurgiczne spaja brutalnie rozerwane dusze, pozbawione w wyniku bezlitosnych operacji kapitalistycznych miłości, przyjaźni, honoru.

Inscenizacyjny plastyczny zamysł przewijający się w spektaklu doskonale oddaje istotę jarzma, które pochłania wszystkich: tak katów, jak i ofiary. Niebieska nić z wolna oplatająca postacie symbolizuje proces przemiany nikczemnienia – odchodzenia od zasad etycznych, honoru i uczciwości na rzecz obowiązujących w łódzkim świecie zasad odwróconego dekalogu. Miraże „Ziemi obiecanej” upostaciowane w błękitnej nici – mającej prząść los bogacących się na krzywdzie innych dorobkiewiczów – to symbol omamienia przez żądzę pieniędzy, a zarazem zniewolenia przez bezwzględne zasady interesów. Wymownym symbolicznym akordem znaczeniowym, jaki zapada silnie w pamięci widza, staje się obraz przemielenia przez maszynę fabryczną Kesslera z ojcem jego nastoletniej ofiary w postaci gęsto splecionego krwawego węzła bawełny. W ten sposób pojawia się zapowiedź katastrofy, która dotyka w świecie łódzkim każdego uczestnika gry o sukces lub przetrwanie.
Albert Camus w eseju Mit Syzyfa ujął los człowieka w metaforę, której ilustrację znajdujemy w fabularnym obrazie dzieła Reymonta: oto człowiek jest skazany „na bezustanne poszukiwania Ziemi Obiecanej”, nigdy do niej nie dotrze, oddala się od niej, zawsze ilekroć „widać ją na horyzoncie”. Bohaterowie powieści Reymonta ożywieni w wersji musicalowej niejednokrotnie dają wyraz swym skrytym i jawnym tęsknotom, marzeniom. Bywają chwile, gdy wpadają w euforię, dają wyraz swym optymistycznym wyobrażeniom, gdy zdaje się im, że osiągnęli zaprojektowany sukces. Poniesione koszty jednak – rezygnacja z zasad etycznych – nie dają im szansy na szczęście. Paraboliczny sens ruiny fabryki Borowieckiego, Welta, Bauma – znak krachu ludzkiego sumienia – wskazuje na to, że w świecie bez wartości nie można odnaleźć „Ziemi obiecanej”.

„Jakże trudno wierzyć, że to ziemia obiecana / Zamotana w tę błękitną, bezlitosną sieć / Trzeba nam na tych niebieskich nitek strunach / Grać...i trwać... w pałacach... i w spelunach / Kochać... śnić... i żyć i mrzeć” – te kluczowe treści wypowiada w najważniejszej pieśni ucharakteryzowany na arlekina Bum-Bum (Grzegorz Łukawski). W nich zamyka złożony symboliczny sens zapętlenia. To właśnie ta zyskująca symboliczny charakter postać (odpowiednik podobnych figur o transcendentnym charakterze w innych musicalach Kościelniaka) w scenie śmierci Bucholza kończącej akt pierwszy wyciąga z jego spodni niebieską nitkę, która w drugim akcie spektaklu zostanie rozciągnięta na wszystkie strony, by stopniowo oplatać bohaterów. „Łódzkie racje” cynicznych kanalii wciągną w swój system aspirujących do wielkich fortun spekulantów, zmieszają w jedne tryby z tłumem walczącym o żer.

Przestrzeń wielkomiejskiej Łodzi zarysowana w zaproponowanej przez Damiana Styrnę umownej scenografii: czy to fabryki, czy mieszkań, domów przedsiębiorców, nor robotników, czy też dworku szlacheckiego to w istocie scena świata. Teatralny zabieg rodem ze współczesnego teatru absurdu polegający na przenikaniu się różnych miejsc akcji wprowadza istotny sens warstwy obrazowej widowiska – wskazuje na uniwersalność. Współczesną „Ziemię obiecaną” widzieć można nie tylko w formie musicalu w Teatrze im. Juliusza Słowackiego, ale przede wszystkich w sieciach meandrów dzisiejszych większych lub mniejszych aglomeracji. Po ostatecznym zapadnięciu kurtyny teatralnej artystyczna inscenizacja Wojciecha Kościelniaka nie pozostawia co do tego wątpliwości.

"Ziemia obiecana", reż. Wojciech Kościelniak, Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie; recenzja spektaklu z 21 marca 2015 r.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto